Wraz z urodzeniem się dziecka miało skończyć się nasze aktywne outdoorowe życie. Mieliśmy przestać podróżować, zawiesić na kołku chodzenie po górach i nurkowanie, wyprawy rowerowe i spontaniczne wyjazdy na weekend. Nasze życie miało się zmienić raz na zawsze. Generalnie, miało być źle.
Dlaczego ten scenariusz nie sprawdził się w naszym przypadku? Bo posłuchaliśmy swojej intuicji, zaprosiliśmy nasze dzieci do naszego świata i znaleźliśmy własny sposób na aktywne, outdoorowe rodzicielstwo.
❥
Tekst powstał we współpracy z marką Kinderkraft, której misją jest tworzenie rozwiązań ułatwiających rodzicielstwo i pomagających odkryć radość płynącą z celebrowania wspólnych chwil z dzieckiem. Jesteśmy niezwykle dumni, że marka, której produktów używają miliony rodzin na całym świecie, zaprosiła nas do grona swoich Ambasadorów – szczęśliwych rodziców, dla których rodzicielstwo jest najpiękniejszą, najpełniejszą ale też najtrudniejszą przygodą, jaką można sobie wyobrazić.
❥
Nasze życie jest tu i teraz
Kiedy zaszliśmy w ciążę z Marianką, naszą pierwszą córką (celowo piszę „zaszliśmy”, bo za dziecko odpowiedzialni są oboje rodzice – tego się trzymamy cały czas!), wiedzieliśmy, że wiele rzeczy będzie wyglądało inaczej. Na świecie miał się pojawić przecież nowy człowiek! Bardzo dużo rozmawialiśmy o naszych wartościach, o tym, co tak naprawdę jest dla nas w życiu ważne.
A kiedy Marianka pojawiła się na świecie i te dni, tygodnie i miesiące mijały jak szalone, po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak. Będąc w pracy, myśleliśmy o tym, że nie jesteśmy z naszymi dziećmi, a będąc z dziećmi nasze myśli wędrowały do różnych pracowych projektów. Doszliśmy do wniosku, że jeśli nie zmienimy naszych priorytetów związanych z tzw. work-life balance (chociaż ciągle się zastanawiam, czy coś takiego w ogóle istnieje), bardzo łatwo przegapimy nasz wspólny, rodzinny czas.
Szybko do nas dotarło, że dzieciństwo naszych dzieci dzieje się tylko raz. I że ten czas nie wróci. Co więcej, nasze życie dzieje się tylko raz. I fajnie przeżyć je na własnych zasadach.
❥
Nasze rodzinne priorytety
Kilka lat później, kiedy na świecie pojawił się Jasiek, a potem Basia, ułożyliśmy sobie w głowie listę takich rodzinnych priorytetów. Takich naszych zasad, które są naszym drogowskazem, taką przypominajką, co jest dla nas w życiu ważne, dzięki czemu nasze życie jest pełniejsze, żywsze, bardziej nasze.
Baaaardzo bym chciała usłyszeć tych kilka zdań na początku mojej macierzyńskiej drogi. Myślę, że uniknęłabym dzięki temu wielu frustracji i rozczarowań.
Mam więc nadzieję, że nasz tekst – 5 rad dla świeżo upieczonych rodziców – Wam pomoże.
❥
Po pierwsze, rozmawiamy ze sobą
Choć to wydaje się oczywiste, z reguły jest najtrudniejsze. Jasne komunikowanie tego, co się z nami dzieje, przez co przechodzimy (a wraz z pojawieniem się dziecka na świecie tego jest NAAAAAPRAAAAAWDĘ DUŻO!) jest najtrudniejszą rzeczą na świecie. Dlaczego? Bo wymaga otworzenia się, odsłonięcia, pokazania się od tej najbardziej wrażliwej stony (koniecznie obejrzyjcie sobie słynne wystąpienie na ten temat znakomitej badaczki Brene Brown!). A jeśli nie rozmawiamy, problemy i frustracje narastają. I potem coś, co na początku można było bardzo łatwo rozwiązać, może urosnąć jak wielki balon, z którym dużo trudniej jest sobie poradzić.
❥
Po drugie, prosimy o pomoc
To była dla mnie jedna z największych rzeczy do „przeskoczenia”. Bo przecież ja sama sobie na pewno jestem w stanie ze wszystkim poradzić, prawda? No…. nieprawda. Totalna nieprawda. Chociaż jak pomyślę o pierwszych latach życia Mani, dla mnie była to prawda do momentu totalnego zajechania się :). A nie o to tutaj przecież chodzi.
Nauczyliśmy się więc prosić o pomoc. Na początku prosiliśmy o tę pomoc, kiedy czuliśmy, że już nie dajemy rady. Teraz dzwonimy do zaufanych osób, kiedy poczujemy, że za chwilę tej rady możemy nie dać – że jest za dużo, za szybko, za intensywnie. Wiecie, kiedy już wiemy, za chwilę nasze zasoby się skończą i wejdziemy w tzw. rodzicielstwo z zaciśniętymi zębami. Prosimy o pomoc, kiedy chcemy mieć czas tylko dla siebie. Prosimy o pomoc, kiedy potrzebujemy wyjechać na weekend tylko we dwoje. Prosimy, kiedy chcemy naładować nasze rodzicielskie baterie, żeby znowu być dla naszych dzieci.
Proszenie o pomoc to nie jest żaden powód do wstydu. Wprost przeciwnie – to jest powód do dumy. Oznaka dojrzałości rodzicielskiej.
❥
Po trzecie, budujemy rodzicielską wioskę wsparcia
Kiedy na początku swojej macierzyńskiej drogi przeczytałam gdzieś to słynne zdanie:
Do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska,
jakoś kompletnie nie potrafiłam tego zrozumieć. Teraz już wiem. My rodzice potrzebujemy innych rodziców do tego, by nasze dziecko dobrze się rozwijało. Dzieci potrzebują różnych punktów widzenia, różnorodnych doświadczeń. Wsparcia nie tylko od najbliższych, których kochają i przy których czują się bezpiecznie, ale też tych dalszych: przyjaciół rodziny, znajomych, trenerów, nauczycieli, instruktorów.
My, rodzice, tworzymy bazę i nic tego nie zmieni (chociaż czasem będzie się wydawało nam zupełnie inaczej!). Całą resztę tworzą doświadczenia, interakcje, relacje z innymi osobami. Warto dać dziecku możliwość tego doświadczać.
❥
Po czwarte, codziennie idziemy w naturę chociaż na chwilę
Bez codziennego kontaktu z naturą, bez codziennej aktywności w naturze nasze organizmy nie są w stanie dobrze funkcjonować ani na poziomie fizycznym, ani psychicznym. Mówi o tym coraz więcej lekarzy, badaczy i naukowców. Na naszym blogu piszemy o tym od wielu lat a ostatnio rozpoczęliśmy kampanię outdooową CHODŻ NA DWÓR rozwijającą ten temat, nagrywamy też podcast DOBRANOCKA DLA RODZICÓW, do którego zapraszamy różnych ekspertów i ekspertki: psychologów, terapeutów, lekarzy, outdoorowych rodziców dzielących się swoim doświadczeniem.
Ja śmiało mogę powiedzieć, że natura naprawdę uratowała moje macierzyństwo. Więcej posłuchacie w #50 odcinku mojego podcastu: Dlaczego dzieci potrzebują swoich mam na dworze?
❥
Po piąte, inwestujemy w jakość, a nie w ilość
Kiedy rodzi nam się dziecko, z każdej strony atakują nas komunikaty, że w naszym mieszkaniu powinno pojawić się mnóstwo różnych nowych sprzętów dla dziecka: począwszy od specjalistycznych wanienek, przewijaków z różnymi funkcjami, przez 30 kompletów różnych ubranek na każdą okazję, a skończywszy na tzw. zabawkach i sprzętach wspomagających rozwój dziecka. Trudno się w tym wszystkim odnaleźć.
Z naszego ponad 10-letniego doświadczenia rodzielskiego wynika jedna rzecz, a w zasadzie dwie.
Po pierwsze liczy się jakość, a nie ilość. Zastanówmy się 2 razy, zanim coś kupimy. Czy rzeczywiście będzie to rzecz, która pasuje do naszego stylu życia i ułatwi nam bycie z dzieckiem? A może będzie to kolejny gadżet, który po kilku tygodniach wyląduje w piwnicy? Jeśli szukacie sprawdzonych przez nas uniwersalnych rzeczy, które pomagały i pomagają nam nadal w naszym outdoorowym rodzicielstwie, przeczytajcie ten tekst:
Wyprawka outdoorowa dla dziecka – 5 rzeczy, które warto kupić, by jak najczęściej być na dworze
Po drugie…
to, co naprawdę się liczy dla dziecka to jest NASZ CZAS I NASZA UWAGA.
Tak było, kiedy nasze dzieci miały kilka miesięcy, tak jest teraz, kiedy mają 5, 8 i 10 lat. Dlatego tak staramy się organizować nasze życie, żeby tego czasu i tej naszej uwagi było jak najwięcej. Czasem będzie to jakościowa godzina w ciągu dnia, bo na więcej nie ma przestrzeni. Innym razem będzie to cały weekend w naturze albo wieczór z planszówkami przy świeżo upieczonym cieście.
Ważne, żeby o tym po prostu pamiętać ❥❥❥.
❥