Po blisko trzech tygodniach podróżowania postanowiliśmy osiąść trochę dłużej w jednym miejscu. Jak to mamy w zwyczaju, czas na aktywny wypoczynek staramy się przeplatać z leniuchowaniem. Nigdy jednak nam to leniuchowanie nie wychodzi do końca. Tym razem było podobnie.
Sylwester na plaży
Kto by nie chciał tak przywitać Nowego Roku? Domek na plaży, szalona impreza do białego rana, niebo pełne kolorowych fajerwerków, drinki z palemką. Tak mogłoby to rzeczywiście wygladać, jeśli zatrzymalibyśmy się w jednym z tych turystycznych miejsc z tajskich pocztówek. U nas zgadzał się tylko domek na plaży :-). W Pine Bungalow, gdzie spaliśmy, była cisza i spokój, my w morzu po kolana i dzieci śpiące kilkadziesiąt metrów dalej. To był chyba nasz najszybszy i najbardziej nietypowy Sylwester: wieczorne usypianie dzieciaków, sprawdzanie 10 razy, czy na pewno śpią, bezszelestne wymknięcie się przed domek na plażę, wypicie wina o północy, wejście do morza na kilka minut, przytulasy i krótkie konstatacje, jakimi niesamowitymi szczęściarzami jesteśmy i szybki powrót do maluchów. Dopiero kilka dni później doświadczyliśmy na własnej skórze, że noc to nienajlepsza pora na romantyczne spacery po plaży. Często można wtedy spotkać błąkające się skorpiony wielkości dłoni, kraby które mogą dość poważnie uszczypnąć oraz masę innych mało przyjemnych żyjątek :-). Chcieliśmy być blisko natury, to jesteśmy i to przez tydzień.
Robienie absolutnie niczego
Plan był bardzo prosty, nie będziemy robić nic, co wymagałoby większej ilości siły. Będziemy się budzić, jeść śniadanie, chodzić na plażę, bawić się z dziećmi w morzu, zażywać tajskich masaży i absolutnie nie będziemy planować kolejnych dni spędzonych na Krabi. Wakacje idealne, prawda? Wytrzymaliśmy tak całe dwa dni. Trzeciego dnia postanowiliśmy, że plażing można w zasadzie robić przy okazji, szkoda było nam czasu na siedzenie w jednym miejscu. Wypożyczyliśmy więc skuter (bojąc się jako cholera, czy na pewno damy radę we czwórkę na jednym!) i ruszyliśmy w drogę. Przez kilka nastepnych dni zjeździliśmy wybrzeże wzdłuż i wszerz: pojechaliśmy do Jaskini Tygrysa, gdzie wspięliśmy się z maluchami w nosidłach na szczyt wielkiej góry, pokonując ponad 1200 stromych schodów, odwiedziliśmy przepiękne, ale strasznie zatłoczone plaże (Railay i Ao Nang) i popłynęliśmy (razem z nowo poznanymi Polakami i ich roczną córeczką – pozdrawiamy Asię, Tomka i Helę :-)) na wycieczkę speedboatem na 4 rajskie wyspy (wycieczka dostępna z plaży Ao Nang), podczas której snorkowaliśmy, karmiliśmy małpy i leniuchowaliśmy na przepięknych, ale jeszcze bardziej zatłoczonych plażach. Podróż speedboatem, czyli taką dużą łódką wyścigówką, należy do tych doświadczeń, które zapamiętamy na długo.
Tego dnia dosyć mocno wiało. W związku z tym fale były tak potężne, że co kilkadziesiąt sekund łódka podskakiwała rytmicznie, opadając na wodę z wielkim impetem, chlapiąc niemal wszystkich pasażerów, co wzbudzało powszechny entuzjazm. Co jakiś czas wszyscy wybuchaliśmy głośnym śmiechem, który pod koniec wyprawy przeradzał w wołanie o ratunek i chęć jak najszybszego powrotu do domu :-).
Ostatniego dnia naszego pobytu na Krabi zaczęło padać. Padało także podczas przeprawy promem na Koh Lantę. Kiedy zeszliśmy na wyspę, deszcz nie ustawał. Ba, nasilał się. Lanta nie przywitała nas deszczem. Przywitała nas dwudniową nieprzerwaną ulewą. Ale o tym następnym razem :-).
6 komentarzy
Hej,
Pine nie robi dobrego pierwszego wrażenia, jeśli mamy być szczerzy. To zależy od tego jakie macie wymagania dotyczace noclegu. Wszystko jednak zależy od jednego, czy jesteście zdecydowani wypożyczyć skuter, jeśli tak to w zasadzie jest to bardzo dobre miejsce. Jedzenie jest bardzo ok, ale może się nudzić po jakimś czasie, dlatego skuter ratuje sytuacje. Jesli jednak nie jesteście zdecydowani się poruszać na skuterze to odradzamy. Do porządnej plaży jest 30 minut pieszo, podobnie najbliższy sklep.
Swego rodzaju atrakcją bywają również skorpiony :-) My spotkaliśmy dwa razy.