Główna » Bangkok z dziećmi

Bangkok z dziećmi

by Mario

Hałas, spaliny i intensywne zapachy ulicznego jedzenia. Ogromne szklane wieżowce, szalone tuk-tuki, aparaty skierowane w stronę Jasia i Mani i setki kolorowych lapionów i światełek na wąskich uliczkach Rambuttri. Pierwsze nasze prawdziwie tajskie pad thai na śniadanie(!), owoce na patykach trzymane w szklanych pudełkach z lodem, salony masażu na każdym rogu i świątynie z wszechobecnymi posągami Buddy, gdzie czas płynie jakoś zupełnie inaczej. Tym powitał nas Bangkok z dziećmi – tętniące życiem 24 godziny na dobę, jedno z najszybciej rozwijających się miast na świecie. Miejsce, którego przed wylotem się obawialiśmy, a za którym po powrocie już zdążyliśmy zatęsknić

Jasio obiektem zainteresowania Tajów przy świątyni Wat Phra Kaew w Bangkoku
Białe dziecko w Tajlandii to prawdziwa atrakcja

W Bangkoku spędziliśmy prawie 6 dni: tuż po przylocie z Polski poświęciliśmy 4 dni na oswojenie się z nim, potem traktowaliśmy to miasto jako kilku lub kilkunastogodzinny punkt przesiadkowy w inne części kraju. Każdego dnia odkrywaliśmy Bangkok z dziećmi z innej strony, za każdym razem coś innego nas zachwycało lub wprawiało w osłupienie.

Posążki Buddy w Wat Phra Kaew
Posążki Buddy w Wat Phra Kaew
leżący, złoty Budda w Wat Phra Kaew
20161214_3545
Zwiedzać Wat Phra Kaew można na wiele sposobów, ale najlepiej samemu
W świątyni Wat Phra Kaew
20161214_3562
W tle remontowana Wat Arun – Świątynia Świtu

Bangkok z dziećmi – Khao San i Rambuttri

Każdy, kto choć raz był w Azji, ten wie, że prawdziwe życie toczy się przede wszystkim na ulicy. Dlatego też większość turystów z całego świata swoje pierwsze kroki kieruje w stronę kultowej już backpackerskiej ulicy Khao San. Można tam znaleźć wszystko to, z czym Azja się kojarzy: uliczne stragany z aromatycznym jedzeniem, ubraniami, pamiątkami, miejsca noclegowe na każdą kieszeń, sklepiki z tradycyjnym tajskim rzemiosłem, muzykę na żywo w co drugiej knajpie, ale też McDonald’sa, Starcbucksa, Subwaya i włosko-tajską pizzę

Gwarna ulica Khao San i Rambuttri

Ponieważ Mario już wcześniej był w Tajlandii i poznał specyfikę mieszkania przy hałaśliwej Khao San, zdecydowaliśmy zatrzymać się nieopodal, przy trochę mniej tłocznej Rambutrri. Już pierwszego dnia zdaliśmy sobie sprawę, ze nie mogliśmy wybrać lepiej. Hotel (Rambuttri Village Inn), mimo że położony w odległości dwuminutowego spaceru od nocnego bakcpackerskiego życia, został wciśnięty w małą boczną uliczkę, dzięki czemu było miło i spokojnie. Nie bez znaczenia, przynajmniej dla ¼ naszej ekipy, był też fakt, że po intensywnym dniu zwiedzania, można było odpocząć taplając się w basenie na dachu hotelu :-).

Pięknie przystrojona ulica Rambutrri w Bangkoku

To, co zapamiętamy na pewno z Rambuttri (poza najlepszym z całej naszej podróży masażem olejkiem kokosowym…., hmmm :-)), to przede wszystkim jedzenie: stragan na rogu Rambuttri i Khao San, od którego się trochę uzależniliśmy i przy którym jadaliśmy codziennie (do końca nie wiemy, co dokładnie lądowało na naszych talerzach, ale wiemy na pewno – było przepyszne), lody kokosowe w wydrążonym kokosie, owoce na patykach, po które zdarzało nam się wyjść o północy, jak już maluchy zasnęły i piwo, którego nie mogliśmy kupić, bo od 24:00 do rana obowiązuje prohibicja (!) i absolutnie obłędny shake z mango i kokosa.

Łodzią z dziećmi po kanałach Bangkoku

Dzięki wskazówkom Łukasza, wiedzieliśmy, że koniecznie musimy wybrać się na wycieczkę (Longtail Boat Canal Klong Tour) po rzece Chao Praya, która przepływa przez miasto. Nie zawiedliśmy się: kolorowa długa łódź, tzw. longtail, na którą jakimś cudem kupiliśmy bilety (1500 batów za całą naszą czwórkę, dosyć trudno było znaleźć miejsce sprzedaży – okazał się nim mały składany stolik, przy którym jadła obiad bileterka), zabrała nas w podróż w przeszłość. Cofnęliśmy się w czasie do początków XX wieku, kiedy Bangkok poprzecinany był ogromną rozgałęzioną siecią kanałów, pełniących funkcje dróg a życie toczyło się na wodzie. Ciężko nam było uwierzyć, że w ciągu zaledwie 100 lat miasto przeżyło tak niewiarygodny skok rozwojowy i zamieniło się w nowoczesną metropolię z sięgającymi nieba drapaczami chmur

Karolina, Mania i Jaś siedzą w longtail w Bangkoku
Łodzią przez kanały Bangkoku
Azjatycka Wenecja - Bangkok i miasto na wodzie
Miasto na wodzie – Bangkok z dziećmi
20161216_3696
20161216_3708

Nasze maluchy z ciekawością przyglądały się Tajom spędzającym czas przed małymi kolorowymi domkami, położonymi wzdłuż kanałów. Ludzie wieszali pranie, myli naczynia, jedli obiad. Dzieci grały w piłkę, ptaki ćwierkały w klatkach, w domkach dla duchów czekały ciasteczka i coś do picia. Toczyło się zwykłe życie. Była w tym wszystkim jakaś magia, choć w zasadzie nic szczególnego się nie działo. Może po prostu zadziałała u nas wyobraźnia, klimat zachodzącego słońca wzbudził w nas jakąś taką tęsknotę za tym, co minęło i już nigdy nie powróci. Pewnie nie dowiemy się nigdy. Wiemy jednak, że jeśli będziecie w Bangkoku, powinniście zobaczyć miasto właśnie z tej perspektywy.

Azjatycka Wenecja - Bangkok i miasto na wodzie
20161216_3707

Okazuje się, że może być jeszcze głośniej – Chinatown w Bangkoku

O Chinatown w Bangkoku krążą legendy. O tym, że to największa chińska dzielnica w całej Azji i łatwo się w niej zgubić. Można też natrafić na historię o szajkach gangsterów, którzy wpadają nagle zebrać haracz od drobnych sprzedawców. O kieszonkowcach i najsłodszych słodyczach świata na ogromnych targowiskach. Wreszcie, o niewyobrażalnym chaosie, brudzie i spalinach

Chinatown w Bangkoku z dziećmi
Ilość kolorów, świateł i gwaru jest niesamowita
pieczone kasztany na ulicach Chinatown w Bangkoku
Pieczone kasztany
ruch uliczny w Chinatown w Bangkoku
Tak sobie właśnie wyobrażaliśmy Bangkok
Chinatown w Bangkoku z dziećmi
Chciałoby się spróbować wszystkiego
Chinatown w Bangkoku z dziećmi

Na szczęście nasza wyprawa do Chinatown nie była aż tak intensywna. Co prawda, uciekaliśmy przed szalonymi tuk-tukami i taksówkarzami, próbując zmieścić się na wąskich chodnikach, na których nie zdążyli rozstawić jeszcze swoich stolików własciciele restuaracji i ulicznych stoisk (czasem to było prawdziwe wyzwanie!), ale głównie zachwycaliśmy się jedzeniem: próbowaliśmy krabów, langustynek, pączków na parze z nie do końca rozpoznanym przez nas nadzieniem i pieczonych kasztanów (przysmak Marianki). Nie mogliśmy oderwać wzroku od ogromnych neonów z chińskimi napisami na Yaowarat Road, znaleźć wolnego stolika w zatłoczonych ulicznych knajpkach i zdecydować się, na co rzeczywiście mamy ochotę (wszystko wyglądało obłędnie!).

Chinatown w Bangkoku z dziećmi
I krab był grany
Chinatown w Bangkoku z dziećmi

A tu druga część naszego Bangkoku: Wielki smutek i tuk-tuki our love.

Inne wpisy

10 komentarzy

zojawdrodze 27 stycznia, 2017 - 12:01

Dziękujemy za inspirację! Aż szkoda, że się minęliśmy! Byłaby niecodzienna sceneria do poznania się

Odpowiedz
Our little adventures 27 stycznia, 2017 - 16:17

Też załujemy strasznie! Ale nic straconego, proponujemy spotkanie po Waszym powrocie – będziemy mieli, co wspominać :).

Odpowiedz
Anula Beduin 27 stycznia, 2017 - 18:45

Our little adventures ooo, to byłoby piękne spotkanie!!! Bywamy w stolicy od czasu do czasu, ale też zapraszamy do eksplorowania podpoznańskiej Puszczy Zielonki ;-) Ps. Czekam niecierpliwie na wpis o słoniach pod Chiang Mai- wciąż się wahamy co z tematem zrobić.

Odpowiedz
Carola Travels The World 27 stycznia, 2017 - 10:00

Uwielbiam wracać do Bangkoku. Chinatown w każdym mieście ma w sobie jakąś magię. Kocham zaglądać do świątyń. To wprowadza u mnie jakiś wewnętrzny spokój

Odpowiedz
Our little adventures 27 stycznia, 2017 - 16:18

Fakt, świątynie buddyjskie są rzeczywiście niezwykle magiczne. Panuje w nich taka specyficzna atmosfera, nawet jak pełno jest w nich turystów. A jakie jeszcze Chinatown koniecznie warto zobaczyc?

Odpowiedz
Beata Arabasz 27 stycznia, 2017 - 09:26

My jestesmy za 6 tyg tam :)

Odpowiedz
Anna Dużyńska-Pucha 27 stycznia, 2017 - 09:13

wielkie dzięki! czekam też na wpis poniedziałkowy, bo my za 9 dni lecimy do Bangkoku :)

Odpowiedz
Our little adventures 27 stycznia, 2017 - 09:14

No to możemy tylko napisać, że zazdrościmy :-).

Odpowiedz
Anna Dużyńska-Pucha 27 stycznia, 2017 - 09:15

my sobie też :D w planach mamy kilka miejsc w których i Wy byliście więc jak patrzę na zdjęcia…to już przebieram nogami z niecierpliwością ;-)

Odpowiedz
Byle-Na-Chwile 27 stycznia, 2017 - 09:10

Bardzo dobrze wspominamy nasz pobyt w Bangkoku. Numerem jeden dla nas było i jest uliczne jedzenie, w którym zakochaliśmy się całkowicie :)

Odpowiedz

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.