Kiedy o 7 rano wysiedliśmy na dworcu kolejowym w Chiang Mai nie spodziewaliśmy się, że pierwszą rzeczą, którą zobaczymy, będzie puchowa kurtka i czapka uszatka niemal na każdej mijanej osobie. Co prawda na dworze było chłodniej niż w Bangkoku, ale czapy i puchowe kurtki w Tajlandii? Tego się zupełnie nie spodziewaliśmy. Kilka dni później, będąc już w górach, dużym zaskoczeniem było dla nas to, że noce były naprawdę zimne a jedyną rzeczą, o której marzyliśmy po przebudzeniu była gorąca kawa. Ale po kolei.

Chiang Mai to jedno z tych średniej wielkości (ok. 250 tys. mieszkańców) miasteczek w Tajlandii, które na pierwszy rzut oka nie zachwycają. Dopiero po zagłębieniu się w małe uliczki Starego Miasta, poznaniu lokalnych bazarów (Sunday Walking Market!), knajpek i restauracji oraz odwiedzeniu tysiąca świątyń, wieczornym słuchaniu ulicznych naprawdę świetnych muzyków (i tańczeniu na środku placu!), wreszcie – odnalezieniu swojego rytmu zaczyna się w nim dostrzegać „to coś”, swoiste genius loci tego miejsca.

W miasteczku spędziliśmy prawie tydzień, traktując je jako bazę wypadową w góry i do schroniska dla słoni oddalonego o ok. 100 km. Zatrzymaliśmy się w hotelu Eurana położonym w obrębie Starego Miasta, więc wszędzie mieliśmy blisko.

O tym przeczytasz
Nasz dobry duch w Chiang Mai
Jednak to, co sprawiło, że to właśnie czas w Chiang Mai był tak niezwykły, to dobry duch tego miejsca – Jacek ze Smak Chili o Poranku. Chłopak całkowicie zmienił swoje życie, rzucił wszystko i wyjechał do Tajlandii. Od 6 lat mieszka w Chiang Mai, jest nauczycielem w jednej z tamtejszych podstawówek i wie o Północy Tajlandii niemal wszystko. To Jacek zorganizował dla nas trekking z lokalnym przewodnikiem z plemienia Karen, dzięki któremu przeżyliśmy wspaniałą przygodę w górach. Pokazał nam też, że szczęśliwe słonie to wolne słonie (Hug Elephant Sactuary). Z Jackiem odwiedziliśmy znany wśród blogerów kulinarnych na całym świecie street food przy północnej bramie Starego Miasta Chiang Mai i – przede wszystkim – spędziliśmy z nim i jego przyjaciółmi podróżnikami jedną z najbardziej niezwykłych Wigilii w naszym życiu. Jacku, raz jeszcze wielkie dzięki!

Chiang Mai – nasze TOP5 atrakcji
Szlakiem świątyń w Chiang Mai
Chiang Mai to miasto buddyjskich świątyń. Może je spotkać na każdym kroku. Jedna świątynia jest jednak szczególna i warto udać się na wycieczkę na szczyt Doi Suthep do świątyni Wat Phra That Doi Suthep. Na nas największe wrażenie zrobiła Wat Phra That, położona w górach – buddyjskie miejsce pielgrzymek. Żeby się do niej dostać, trzeba pokonać 300 schodków, trzymając się smoczej poręczy.
Wat Phra That Smocze schody jest ich ponad 300






Sunday Walking Street w Chiang Mai
Zdecydowanie najlepsze z najlepszych targowisk w całej Tajlandii, na jakim byliśmy. Moje zakupowe numer jeden. Najchętniej kupiłabym tam niemal wszystko (nasza paczka właśnie płynie do Polski): od ręcznie robionej ceramiki (10 razy tańsza niż w Polsce), ubrań i butów, po meble, dodatki do domu i jedzenie. Targ, zaczynający się tuż po 16.00, ciągnie się od bramy ThaPae przez całą ulicę Ratchadamnoen, rozlewając się po trochu na inne małe uliczki wokół. Najlepiej wybrać się tam zaraz po otwarciu, ok. 17.00, można wszystko spokojnie obejrzeć. Jeśli jednak chcecie doświadczyć prawdziwych tłumów, przyjdźcie ok. 19.00 – nie ma gdzie włożyć szpilki.
Przed zmierzchem nie ma tłumów Na ulicach istny festiwal Nie dało się zapomnieć, że mamy święta Bożego Narodzenia

Jedzenie w Chiang Mai – nieziemski street food
Street food + restauracja Aroon Rai – jeśli street food, to tylko przy Bramie Północnej. Znajdziecie tam wszystko to, z czego słynie północna Tajlandia: niesamowite ryby i owoce morza, pad thaie pod każdą postacią, pączki z zielonym słodkim sosem i gorącym mlekiem sojowym w foliowej torebce, dania z grilla, makarony i mnóstwo świeżych owoców. Znajdziecie tam też kultowe już stoisko z golonką, prowadzone przez Chinkę, której znakiem rozpoznawczym jest kowbojski kapelusz.

Jeśli jednak lubicie NAPRAWDĘ dobrze zjeść, koniecznie musicie odwiedzić jedno miejsce: restaurację Aroon Rai niedaleko bramy ThaPae. To, co tam zjedliśmy, zasługuje na oddzielny post. Dla nas najlepsze tajskie jedzenie w całej Tajlandii.
Zoo w Chiang Mai – spotkanie z pandą
Polecamy wszystkim, niezależnie od tego, czy macie dzieci, czy nie. Ogromny teren, duże pomieszczenia dla zwierząt, sporo radości dla małych i dla dużych (mamy nadzieję, że dla zwierząt też). Niecodziennie można karmić żyrafę marchewką i obejrzeć misia pandę.

Trekking w górach i sanktuarium dla słoni
Wyprawa w góry + schronisko dla słoni – o szczegółach napiszemy w kolejnych postach. Teraz tylko podzielimy się generalną uwagą: lepiej zapłacić więcej i wybrać się na prawdziwy trekking w góry, zagubić się w tropikalnej dżungli i spędzić cały dzień ze słoniami, niż wziąć pierwszą lepszą jednodniową wycieczkę za 1000 batów, która będzie tylko namiastką prawdziwej przygody. A uwierzcie nam, to co Was czeka poza miastem, zapamiętacie na długo.
14 komentarzy
Ewelina Górniak :)
Ale co? :)
Chiang Mai ❤
Słuchajcie, my właśnie jedziemy do Warszawy a jutro wylatujemy! Bardzo fajny Wasz wpis o Chiang Mai- i super pomocny! Na pewno skorzystamy ze wskazówek kulinarnych, nie wpadłabym na zoo, ale brzmi kusząco. Cieszę się tez, ze o schroniskach dla słoni poczytalismy przed wyjazdem i juz mamy zaklepana miejscówkę- powinno byc równie obiecująco, jak obiecujecie to, co w następnym poście :-) bedziemy sie łączyć mentalnie
a to zdjęcie w restauracji to nie jest czasem z Huen phen?
tak! :) :)
o super! nam jakoś nie udało się odwiedzić- mimo że miałam zaplanowane- dlatego skojarzyłam :) Godne polecenia? Czyżby Państwo jedli we wszystkich miejscach z podlinkowanego odcinka w których jadł Anthony ? :)
Bardzo godne polecenia :). Nie jedliśmy we wszystkich miejscach: tylko street food przy Północnej Bramie, Aroon Rai i Huen Phen + jakies drobne knajpki, na które trafialiśmy po drodze :). Najśmieszniejsze jest to, że ten odcinek z Anthonym obejrzeliśmy dopiero po powrocie do domu :).
Haha ja to przed wyjazdem obejzalam wszystkie jego odcinki z Taj :) My niestety nie trafiliśmy na Panią w kapeluszu a po obejżeniu Anthonego mielismy plan u niej zjesc :( moze nastepnym razem jesli kiedys jeszzce trafimy w tamte strony uda sie i zjemy rowniez w Huen Phen :) Dzieki!
W aroon rai jedlismy! i to da razy … jedzenie było super! Anthony wie co dobre :)
edit: paczka nadana w Chiang Mai właśnie dotarła! <3
że my nie wpadliśmy na pomysł nadania paczki :) a można wiedzieć na przyszłość ile kosztuje wysyłka takiej paczki?
Karolina, my wysyłaliśmy drogą morską (najtaniej – podróż paczki trwa do 3 msc) – ok. 200 zł
O super dziękuję- następnym razem zrobię duże zakupy..w walizce nigdy nie mam miejsca :)