Główna » Chiloe największa wyspa Pacyfiku

Chiloe największa wyspa Pacyfiku

by Mario

Chciałoby się zacząć, że to, gdzie dotarliśmy tego dnia i co zobaczyliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania :-). Jeśli o jakimś miejscu można powiedzieć, że jest magiczne, to jest nim właśnie Chiloe – największa wyspa Pacyfiku.

łódka u wybrzeży Chiloe - Chile
Wybrzeże Chiloe

DOJAZD NA CHILOE

Żeby tam dotrzeć, postanowiliśmy wynająć (z pomocą Doroty i Miguela z Pewnego razu w Chile) samochód (29000 CLP ~ 180 zł /dobę) w Puerto Montt.  Był to strzał w dziesiątkę. Może koreańska myśl technologiczna pod nazwą Kia Morning nie była zbyt odpowiednią konstrukcją na szutrowe drogi, z jakim przyszło nam się zmagać na Chiloe, ale trzeba jej to przyznać – dawała radę. Harmonogram tego dnia mieliśmy dość napięty, ponieważ wypożyczenie auta trwało znacznie dłużej niż się tego spodziewaliśmy. Dojazd na Chiloe, w tym przeprawa promem (10000 CLP ~ 60 zł) zajęły nam jakieś 2,5h. Wiedzieliśmy, że musimy jeszcze zdążyć do zatoki pingwinów – Monumento Natural Islotes de Punihuil.

Drogi i widoki na Chiloe
Chiloe zaskakuje krajobrazami.

Droga na zachodni kraniec wyspy była niesamowita. Kręta, wąska, wijąca się jak serpentyna, okraszona niesamowitymi widokami. Śmialiśmy się, że już wiemy, gdzie było robione zdjęcie na tapetę Windowsa XP. Cudo, po prostu cudo. Na końcu tej drogi, tuż przed samą zatoką, asfalt się kończy i wjeżdża się prosto na plażę :-). Zastanawialiśmy się nawet, czy w dobrym miejscu wylądowaliśmy. Po przejechaniu kilkuset metrów po plaży wiedzieliśmy już, że tak. Człowiek obsługujący jedną z łódek, właśnie odbijającą od brzegu, ochoczo zaczął do nas machać, by zachęcić do wyboru akurat jego firmy, organizującej rejsy „na pingwiny”.

CO ROBIĆ NA CHILOE

Chiloe jest jedynym miejscem na świecie, gdzie można spotkać jednocześnie pingwiny Magellana i Humboldta. Dlatego też szybko wpakowaliśmy się na łódkę, która już w zasadzie odpływała. Jednak i na tym krańcu świata wszystkim rządzą pieniądze (8000 CLP ~ 48 zł od osoby)! Łódka znowu przybiła do brzegu, ku „uciesze” osób, które już się w niej wygodnie rozsiadły. Jednak widok Mani wnoszonej na pokład skutecznie rozluźnił atmosferę.

rejs oglądanie pingwinów Magelana i Humbolta
Rejs po pingwiny Magellana i Humbolta – Chiloe
rejs oglądanie pingwinów Magelana i Humbolta

Po kilku minutach wszyscy zaczęli się bardziej interesować Marianną niż tym, co widzą na skałach :-). Musimy pochwalić też organizatora, ponieważ miał kapok nawet dla najmłodszej uczestniczki wycieczki. Za duży, ale dzięki temu spełniał dodatkową funkcję – chronił od wiatru. My z kolei w tym całym pośpiechu całkiem zapomnieliśmy założyć własnych kurtek :-( . Pomimo tego, że w Chile jest początek lata, pogoda na Chiloe rządzi się własnymi prawami. W tym okresie głównie pada deszcz i wieje silny wiatr, a temperatura nie przekracza 18 st. My mieliśmy o tyle szczęścia, że świeciło słońce, ale kurtka i tak była konieczna.

Mania, co można było przewidzieć, była bardziej zainteresowana chlupiącą o burtę łódki wodą niż pingwinami :-). My za to zachwycaliśmy się dziesiątkami tych zwierząt zalegających na skałach, w sąsiedztwie równie licznych gatunków ptaków. Tym razem wszyscy mieliśmy okazję pierwszy raz oglądać pingwiny w ich naturalnym środowisku. Wycieczka trwała około 20 min. Nam spokojnie to wystarczyło, zważywszy na przeraźliwie zimny wiatr.

SZLAKIEM DREWNIANYCH KOŚCIOŁÓW NA CHILOE

drewniany niebieski kościół Tenaun
Tenaun – Chiloe

Zatokę opuściliśmy około godziny 18. Zamierzaliśmy dotrzeć jeszcze tego dnia do Castro, miasta położonego mniej więcej pośrodku wyspy. Chiloe słynie z jeszcze jednej atrakcji – niewielkich drewnianych kościołów rozsianych na całej wyspie. Po drodze do Castro zamierzaliśmy zobaczyć jeden z nich, położony w miejscowości Tenaun.

matka z dzieckiem na wybrzeżu Chiloe - Tenaun
Wybrzeże Chiloe
matka z dzieckiem na schodach drewnianego kościoła Tenaun
Na schodach kościoła w Tenaun – Chiloe

Wydawało się, że już wcześniej mieliśmy niesamowite widoki, ale dopiero zachodzące słońce ukazało cała magię. Mieliśmy też sporo czasu na podziwianie widoków, ponieważ droga do Tenaun to prawdziwa tarka, która ciągnie się przez jakieś 30 km. Mariannie nie było trzeba wiele, by  w trzęsącym się non stop aucie przespać całą drogę :-). Tenuan to mała wioska rybacka nad zatoką Ancud, ale za to jaka wioska! Ja nazwałem ją końcem świata – magiczna, mistyczna, uśpiona, a w samym środku niebieski, drewniany kościółek. Wszystko to wyglądało tak, jakbyśmy znaleźli się w bajce. Najlepsze jest też to, że byliśmy tam kompletnie sami. Już nawet wizja przebycia ponownie tych 30 km w trzęsącej się do granic swoich możliwości Kii nie była nam straszna.

żółty kościół w Castro
Kościół w Castro – Chiloe

MIASTA NA CHILOE

Do Castro zajechaliśmy przed 23. Nie mieliśmy noclegu. To, co radził przewodnik było, bez wcześniejszej rezerwacji, kompletnie nieosiągalne lub cena była nieadekwatna do standardu. Proponowali nam pokój bez okna z łazienką na korytarzu za 35000 CLP ~ 210 zł. Ostatecznie trafiliśmy do hostelu Cordillera, który może nie był najwyższych lotów, ale miał prywatny parking, co, patrząc na okolicę było koniecznością. Najważniejsze też, że pokój nie był drogi (25000 ~ 150 zł), miał łazienkę, a w cenie było śniadanie.

Castro za dnia wygląda równie źle, jak i w nocy. Jedyną atrakcją miasta są domy na palach, położone na nabrzeżu – palafitos. Podobno najlepiej ogląda się je z poziomu łodzi. Zeszliśmy na nabrzeże, na którym znajdował się także ogromny, zaskakujący różnorodnością, targ rybny. Sprzedawcy mieli na swoich straganach głównie owoce morza i ryby we wszelkiej postaci (świeże, suszone, marynowane, w occie, w różnego rodzaju zalewach), ale nie zabrakło też owoców, warzyw, suszonych długaśnych alg oraz różnych pamiątek (wełnianych skarpet, swetrów, filcowych korali, drewnianych zabawek i in.), które były rozłożone pomiędzy rybami. Wszystko to wyglądało dosyć niezwykle.

PALAFITOS ATRAKCJA CASTRO NA CHILOE

palafitos domy na palach w miejscowości Castro
Palafitos – Castro, Chiloe

Nie trzeba było dużo czasu, żeby zainteresował się nami człowiek „wyłapywacz”, czyli osoba proponująca różnego rodzaju atrakcje turystyczne. Z początku chcieliśmy uciekać z Castro jak najszybciej, ale stwierdziliśmy, że damy temu miastu jeszcze jedną szansę – płyniemy za 3000 CLP ~ 24 zł od osoby, zobaczyć palafitos.

Zaraz po odbiciu od przystani zobaczyliśmy krążące blisko brzegu foki :-). Jeden z rybaków zaczął minutę wcześniej wyrzucać pozostałości po patroszeniu ryb, stąd to nagłe zbiorowisko. Humor nam się poprawił, a i Marianna miała okazję kolejny raz przepłynąć się łódką. Ogólnie obecność Marianki zdecydowanie szybciej pozwala przełamywać lody i nawiązywać kontakty z innymi, co już podczas wcześniejszych naszych podróży zauważyliśmy. Same palafitos zeszły trochę na drugi plan :-).

dziecko z mamą na łodzi w Castro - Chiloe
Kolejna wycieczka łódką

Nasuwa się nam jednak pewna rekomendacja, jeśli musicie nocować w Castro, to zobaczcie palafitos, jeśli nie, jedźcie dalej :-). Wybiegniemy trochę przed szereg i napiszemy, że miasta na Chiloe są okropne i należy je omijać jak tylko można. Dlatego też po fakcie bardzo się cieszyliśmy, że mieliśmy auto i nie musieliśmy traktować żadnego z miast jako bazy wypadowej dla organizowanych wycieczek.

CURANTO SPECJALNOŚĆ CHILOE

Jeśli już jest się na Chiloe, nie można nie spróbować pewnego specjalnego, lokalnego dania – curanto. Oryginalnie jest to mieszanka owoców morza, kurczaka, wieprzowiny i kiełbas serwowana z ziemniakami pod trzema postaciami, a przygotowywana w wykopanym w ziemi dole, w którym układa się rozgrzane kamienie a na nich wszystkie wyżej wymienione składniki. Wszystko to się zasypuje, czeka kilka godzin i uprzednio odkopane, serwuje. Lonely Planet poleca w Ancud jedną knajpkę, gdzie serwują tę potrawę – Kuranton. Niestety, najprawdopodobniej opinia jaką wystawił Lonely Planet (chcemy w to wierzyć) mocno się zdewaluowała przez dwa lata jakie minęły od momentu publikacji przewodnika, ponieważ restauracja ta serwuje odgrzewane jedzenie :-(. Chyba najgorsze, dotychczas podane nam jedzenie zjedliśmy właśnie w Ancud.

talerz tradycyjnej potrawy na Chiloe - Curanto
Curanto

Tym oto mało przyjemnym akcentem pożegnaliśmy się z Chiloe. Jednak w naszych głowach pozostaną całkowicie inne obrazy. Obrazy wyspy przepięknej, magicznej, pełnej kolorów i diametralnie innej niż reszta Chile. Dlatego też jeśli macie zamiar odwiedzić kiedyś Chile, nie zapomnijcie o Chiloe.

Inne wpisy

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.