Brak samochodu skłonił nas do odwiedzenia tego dnia Frutillar – poniemieckiej kolonii w Chile, oddalonej o 1,5 godz. drogi od Puerto Montt. W miasteczku wciąż żywy jest niemiecki duch. W okolicznych knajpkach można zjeść bratwurst, czy też zobaczyć na balkonach ustawione ogrodowe krasnale. Samo Frutillar jest bardzo malownicze, nie jest to jednak wg nas tzw. „must see”. Chociaż po intensywnym zwiedzaniu Chiloe bardzo przydał się nam taki dzień na zregenerowanie sił. Spokojnie pospacerowaliśmy sobie po plaży z widokiem na Osorno :-), odwiedziliśmy okoliczny teatr na wodzie oraz skansen niemieckiej osady. Ta ostatnia rzecz jest tutejszą atrakcją (2500 CLP ~ 15zł/os.), wartą odwiedzenia, choć patrząc na „europejskie”, „nasze” zabytki nie robi również większego wrażenia.
Tego dnia mieliśmy też plan w końcu zobaczyć Puerto Varas. Do tej pory traktowane przez nas raczej w kategoriach przystanku w dalszych wojażach. Miasto na nas zrobiło bardzo pozytywne wrażenie, choć nie ma w nim wiele do oglądania. Niemniej jednak czuliśmy się tam jakoś tak dużo „cieplej” niż w Puerto Montt. Do Puerto Varas wrócimy jeszcze następnego dnia w drodze powrotnej z Saltos del Petrohue.