Dokładnie pamiętam, co poczułam, kiedy dowiedziałam się, że będziemy mieli dziewczynkę. Z jednej strony byłam przeszczęśliwa, a z drugiej… przerażona tym, czy będę w stanie pozbyć się tych wszystkich wkładanych nam nieustannie do głowy schematów postępowania dotyczących tego, co dziewczynkom wypada, a co nie, jak mają wyglądać i się zachowywać. Nie chciałam się zgodzić na niebiesko-różowy podział świata, nierówne traktowanie, które zaczyna się już w przedszkolu i wynikające z tego wszystkiego konsekwencje. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, by moja mała dziewczynka wyrosła na szczęśliwą, odważną i znającą swoją wartość kobietę. I czy w ogóle mogę mieć na to w jakikolwiek sposób wpływ. Odpowiedź na to pytania przyszła bardzo szybko: mogę się postarać.
Jak wychować szczęśliwą dziewczynkę? Po pierwsze: nie stosować podwójnych standardów wobec dziewczynek i chłopców
Pewnie to znacie. Jak dziewczynki mają własne zdanie i są pewne siebie, to są niewdzięczne i egoistyczne. Chłopcy są po prostu asertywni. Jak są pełne energii i głośno się zachowują, to są niegrzeczne i niewychowane. Chłopcy po prostu dobrze się bawią. Jak chodzą po drzewach i wiszą na trzepaku, to są określane „chłopczycami”. Jak głośno domagają się respektowania ich praw, to nazywa się je roszczeniowymi histeryczkami, które nie rozumieją zasad gry. Chłopcy są po prostu zdecydowani, zdeterminowani i walczą o swoje.
Po drugie: nie ograniczać
Różowy dla dziewczynek, niebieski dla chłopców. Lalki, misie i szminki kontra koparki, klocki i gry strategiczne. Bezpieczne zabawy w piaskownicy albo wspinanie się na najwyższe drabinki. Albo albo. Te z pozoru wydawać by się mogło „niewinne” podziały to tak naprawdę programowanie świata, kształtowanie postaw i przekonań, szufladkowanie i przyczepianie etykietek, które kończą się nierównym traktowaniem w późniejszych etapach życia: w pracy poprzez nierówne wynagradzanie, w rodzinie poprzez „tradycyjny” podział obowiązków domowych, w życiu społeczno-politycznym z mniejszą reprezentacją kobiet na wyższych szczeblach kariery, w Sejmie czy prestiżowych stowarzyszeniach.
Zastanawialiście się, co by było, gdyby nasze dzieci miały wolny wybór? Gdyby same mogły decydować, co im się podoba, co lubią robić i jakimi zabawkami się bawić? Myślę, że świat mógłby wyglądać zupełnie inaczej.
Po trzecie: wystrzelić w kosmos Matkę Polkę (Cierpiętnicę)
Bardzo często kobiety dążą do perfekcji we wszystkim, co robią. Chcą być supermatkami, superżonami, superpracowniczkami i superprzyjaciółkami. No i do tego znaleźć czas na dbanie o siebie, czytanie książek, oglądanie inspirujących filmów i uprawianie sportu co najmniej dwa razy w tygodniu. Często też uważają, że są niezastąpione, nie proszą o pomoc, nie delegują zadań i robią wszystko same. Zamiast cieszyć się życiem, zaczynają traktować siebie i swoje życie jako „to do list” do zrealizowania, używając słów „muszę”, „powinnam” zamiast „mam ochotę” i „chcę”.
Co widzi córka patrząca na taką perfekcyjną Matkę Polkę? Że właśnie tak powinna się sama zachowywać! Że tak powinno wyglądać jej życie, jeśli chce spełnić oczekiwania jej stawiane. Ale czy tak naprawdę właśnie na tym nam zależy?
Po czwarte: dzielić się obowiązkami
W naszym domu nie ma sztywnego podziału ról. Razem gotujemy, na zmianę prowadzimy samochód, wynosimy śmieci, czy wyprowadzamy psa na spacer. Podobnie z dziećmi – zajmujemy się nimi wspólnie. Jeśli Mania i Jasio widzą, że opiekujemy się nimi razem, pocieszamy, jak płaczą, wymiennie wstajemy do nich w nocy, czy na zmianę wykonujemy tzw. obowiązki domowe, to taki właśnie obraz kobiety i mężczyzny kształtuje się w ich głowach. Nie ma typowo męskich i typowo kobiecych zajęć – to my sami przypisaliśmy je do konkretnej płci. Myślę, że to jeden z najłatwiejszych sposobów na to, by wychować szczęśliwą dziewczynkę.
Po piąte: pozwalać popełniać błędy
Uwielbiam te momenty, kiedy Mania uczy się nowych rzeczy, osiąga kolejne etapy rozwojowe. Widzę, z jakim wysiłkiem i zaangażowaniem podchodzi do nowych zadań, jak mimo tego, że jej nie wychodzi, nie poddaje się i próbuje dalej. Tak jak na łyżwach – mimo że trudno, niekomfortowo i się nie udaje, to jednak po chwilowej rezygnacji wraca, by dalej próbować. Bardzo bym chciała, żeby ten dziecięcy upór, ciekawość świata i otwartość na doświadczenia zostały w niej na zawsze. Żeby nigdy nie pomyślała, że do czegoś się nie nadaje, bo jest dziewczynką/kobietą. Żeby nikomu nigdy nie uwierzyła, że pewne sfery są wyłącznie dla mężczyzn, a ona – jako kobieta – nie ma do nich wstępu.
Po szóste: czytać, podróżować, pokazywać dobre przykłady
Na szczęście można znaleźć bardzo dużo przykładów niesamowitych, niezależnych, odważnych kobiet, które realizują swoje marzenia i nie postrzegają swojej pracy czy pasji przez pryzmat płci. Podróżniczki, naukowczynie, lekarki, polityczki, piłkarki, artystki, różnego rodzaju ekspertki i specjalistki – pokazujmy je małym dziewczynkom, czytajmy o nich książki, spotykajmy się z nimi i rozmawiajmy o różnych modelach życia.
Po siódme: mieć u swojego boku kochającego i okazującego uczucia faceta
Chyba najważniejsze. Nie ma piękniejszego, bardziej budującego komunikatu, jaki możemy przekazać naszym córkom niż ten, który wypływa od ich ojców w stosunku do ich mam. Mania bardzo uważnie obserwuje relację między nami. A ponieważ jest to pierwszy obraz życia rodzinnego, z jakim ma do czynienia, relacja mamy z tatą może stanowić jeden z najważniejszych punktów odniesienia w budowaniu w przyszłości jej własnych związków. Im częściej ojcowie głośno mówią, jak bardzo kochają swoje żony/partnerki, jak są mądre, piękne i najważniejsze na świecie, tym większe prawdopodobieństwo, że córki będą postrzegały siebie w podobny sposób i na tym budowały poczucie własnej wartości.
Po ósme: doceniać siebie
Co myślą sobie nasze córki, kiedy widzą, że narzekamy na swoje ciało, nie podoba się nam nasz nos/uszy/nogi/biodra/piersi (wybierz właściwą odpowiedź), czy mówimy o sobie, jakie jesteśmy beznadziejnie i głupie? Słowa mają ogromną moc – kształtują nasze postrzeganie świata, wpływają na tworzenie obrazu samego siebie. Raz usłyszane w dzieciństwie od ważnych dla nas osób, zostają z nami na całe życie.
Niby to wszystko proste i oczywiste, prawda? To skąd na świecie tyle grzecznych, niepewnych siebie i nieszczęśliwych kobiet?
61 komentarzy
a co zrobić kiedy nie ma się wspierającego męża tak jak Ty? kiedy relacja mimo starań nie jest taka aby mała dziewczynka ale i mały chłopiec widział, że takie podziały jak u Was są standardem? ja sobie to pytanie zadaję od jakiegoś czasu… łatwo jest napisać kiedy taki facet jest u Twojego boku a jak nie ? myślę, że takich nas jest wiele…
Hej, odpisuje Ci mąż (Mario), mimo że pytanie raczej kierujesz do Karo. Nic co napiszę, nie musi mieć zastosowanie w Twoim przypadku, jest to zbyt skomplikowana rzecz żeby się dało ją jakoś sensownie przekazać przez ekran komputera. Nie jesteśmy też psychologami.
Do meritum jednak. Tak sobie myślę od dwóch dni o tym co napisałaś, że się starasz i to nie trybi dalej. Dziś moja mama mnie olśniła. Powiedziała mi, że jedno jej się na bank udało, nauczyła nas (mnie i mojego brata) kochać swoje dzieci. I to jest to, jak kochasz kogoś to robisz dla niego wszystko, ba chcesz z tym kimś spędzać czas. I to się tyczy zarówno dzieci jak i żony, partnerki. Ja wiem, że to brzmi górnolotnie. Niestety też wiem, że nie wszyscy kochają swoje dzieci. Tolerują je, przyzwyczajają się do nich, ale nigdy nie nauczyli się ich kochać bezwarunkowo. Jestem z kimś, tworzę z kimś rodzinę to też oddaje cząstkę siebie i mnie jest bardzo ciężko zrozumieć, że ktoś nie wspiera drugiej osoby z która tworzy dom. Mamy z Karo swoje przejścia życiowe przed tym jak się poznaliśmy i wiemy, że nie zawsze zmiana partnera to tylko zmiana imienia na kolejne.
Mój mąż jest silniejszy ode mnie i to chyba nie jest jakieś miezwykłe zjawisko i moje dzieci to wiedzą. Myślę, że nie można się dać zwariować, bo zamiast wychować pewną siebie dziewczynę, która umie budować partnerską relację z facetem, stworzymy dziewczynę, która buduje toksyczne relacje, udowadniając ciągle facetom, że jest we wszystkim równie dobra.
Prawda :). Ale dziwne jest to stwierdzenie w ustach dwulatka, który myśli, że jest w stanie unieść więcej niż starsza o 2 lata siostra, co? :). Nam chodzi raczej o to, że od najmniejszego maluszka my jako społeczeństwo ogółem utwierdzamy dzieci w przekonaniu, że pewne rzeczy są wyłącznie dla dziewczyn, a pewne dla chłopaków. Zaczyna się od podziału ubranek na różowe i niebieskie, potem określone zabawki, zdania typu: dziewczynki nie biegają, nie chodzą po drzewach, nie bawią się młotkiem ani robotami, mają być grzeczne i miłe; a chłopcy nie mogą się mazać, nie mogą się bawić lalkami, a jak biegają i chodzą po drzewach to okreslamy ich jako odważnych i pełnych energii. Potem wyrastają z takich dzieciaków kobiety, które nigdy nie zdecydują się na bycie astrofizyczkami, a faceci nie pomyślą o byciu pielęgniarzami lub że mogą pójść na rodzicielski i spędzić kilka miesięcy w domu z małym dzieckiem. Jestem za tym, by każdy robił i wybierał to, na co ma ochotę i co go interesuje. A nie co wypada bądź nie danej płci.
Dzieci to świetni obserwatorzy. Nawet nikt nie musi im nic mówić aby wyrobiły sobie pogląd na pewne sytuacje. Wystarczy że w przedszkolu osoba tzw. złota rączka to Pan i gotowe.
Nasz dom stoi w poprzek stereotypom. Ja sama skręciłam szafę (z asystą dzieci), komodę, łóżeczko i moje maluchy wiedzą, że każdy może wszystko bo mają namacalny dowód na to.
I tak się mocujemy z otaczającą nas rzeczywistością mając nadzieję że nasz przykład więcej znaczy niż słowa ✌
Dzieci to świetni obserwatorzy – bardzo słuszna uwaga! Mi bardzo zależało, żeby wychować syna bez podziałów i wszystko było super, aż poszedł do przedszkola :( Tam nagle dowiedział się, które kolory są dla dziewczynek, których bajek nie wypada mu już oglądać, czym nie należy się bawić… Tłumaczę i tłumaczę, ale tracę wiarę w sens tych rozmów. Dzieci w przedszkolu powiedziały tak i kropka :(
a ja uważam, że te tłumaczenia nie są po nic. To w dzieciach zostaje, może teraz tego nie widać, ale zaprocentuje później.
Mario Zet obyś miał rację, bo na razie zdanie kumpli w „tych sprawach” ważniejsze. I obawiam się, ze tak już zostanie.
Kasia, też myślę, że te nasze rozmowy nie idą w próżnię. Poza tym jeszcze są przykłady z domu, podział obowiązków, wspólne robienie różnych rzeczy, itd. To dzieci mają na co dzień, w tym wyrastają. Przedszkole dzisiaj jest, a jutro nie ma. Wierzę bardzo w to, że to z domu wynosi się najważniejsze wartości.
Rozmowy w próżnię nie idą, bo my kształtujemy początkowo ich wnętrze. Wiadomo niestety, że później to co koledzy powiedzą będzie dla nich ważniejsze. No wiadomo, że jakoś w grupie będą chcieli funkcjonować i na pewnym etapie kolegów opinia będzie ważniejsza. Ale to wnętrze i tak przez nas zostało ukształtowane. I to wygrywa. A jak chce poprotestować, że coś jest dla tego lub tej- cóż wydaje mi się, że to etap rozwoju, zachłyśniecie sie tym byciem jak inni…Moje zdanie
Witam, fajny wpis, jedne z czym się nie zgodzę – zapewne jako facet to:
„Jak głośno domagają się respektowania ich praw, to nazywa się je roszczeniowymi histeryczkami, które nie rozumieją zasad gry. Chłopcy są po prostu zdecydowani, zdeterminowani i walczą o swoje”.
Znam wiele kobiet, które po ukończeniu 20 roku życia są po prostu histeryczkami i nie znam ani jednego takiego faceta.
z czego to waszym zdaniem wynika?
z braku możliwości takiego zachowania jako dzieci? Bardzo wątpię, bo nikt chłopcu nie pozwala na histerię (nie zachowuj się jak baba)..
czy z natury? (są może jakieś różnice między płciami)?
czy może z czegoś innego?
zapraszam do odpowiedzi na maila:
mar.jarecki@o2.pl
pozdrawiam
Cześć, myślę, że może to być Pana/Twoje osobiste doświadczenie albo punkt widzenia. Co według Pana oznacza słowo „histeryczka”? Z jakimi zachowaniami się to wiąże? Zastanawia mnie też, czemu granica 20. roku życia jest tutaj znacząca? Pozdrowienia!
Świetny tekst:-)
Najważniejsze jest to co „włożymy” w nasze dziecko, do środka jego głowy. A nie w jaki strój go ubierzemy … Czy dziewczynka w niebieskiej koszulce z autem na przodzie będzie silniejsza od dziewczynki w różowej bluzce? Lub odwrotnie ;) Chyba nie. Jestem mamą dwóch dziewczynek i razem z mężem staramy się by przez własny przykład wychować je na … szczęśliwych ludzi. Pewnych swojej wartości i siły. Nie ograniczamy je a uczymy brać odpowiedzialność za siebie, za swoją przyszłość. Pokazujemy im świat i jak korzystać ze swoich możliwości. Jesteśmy dla nich każdego dnia i mimo wszystko;) akceptujemy ich wybory bo kochamy je nad życie :) A jak będzie ? … czas pokaże:)
Mądrze, fantastycznie napisane. Ja mam synka, bardzo chciałabym mieć również córeczkę. Chcę wychować moje dzieci na osoby asertywne, odważne i świadome swojej wartości. A jednocześnie mam taką cichą nadzieję, że będą ostrożni i nikt im nie zrobi żadnej większej krzywdy :) Penwie każda mama tak ma.
Bardzo ciekawy wpis, miło się czyta:)
Wszyscy skupiają sie na tym różu;) producenci zabawek chca zeby tak wlasnie było. Dla chlopcow granat i czern i zabawki kreatywne, dla dziewczynek barbie. Wczoraj oglądałam na ten temat dokument (nt.zabawek dla dzieci) – jedna z przytoczonych tam teorii glosila ze to czym bawia sie dzieci często ma wpływ na to jak sie postrzegaja i jaki zawod uważają dla siebie za odpowiedni. Podobno przez to kobiety wybierają te gorzej płatne zawody..
:) no właśnie ten różowy był pretekstem, dzięki Anna :). Ale taki to pretekst, który potem może warunkować nam cały świat.
Świetny tekst. Pal licho ten różowy najważniejsze moim zdaniem jest to delegowanie, współpraca i równe zaangażowanie rodziców we wszystko. I żeby umieć odpuścić tę perfekcyjną kobietę matkę komentującą swój wygląd przy dziecku.
Tak, sądzimy, że to podstawa właśnie – jeśli my, rodzice, nie pokazujemy swoim przykładem, że mama i tata mogą tak samo zajmować się dziećmi i dzielić tzw. obowiązkami domowymi, to nic z tego nie wyjdzie. A o komentowaniu swojego wyglądu przy dzieciach i narzekaniu na siebie napiszę chyba osobny post :).
Bardzo fajny tekst, tylko mam jeszcze jedno do dodania, raczej do komentarzy niżej niz idei tekstu. Ja się nie zgadzam na stereotypowe postrzeganie różu jako koloru dziewczęco-infantylno-słodkiego, którego wręcz nie wypada lubić i na siebie nakładać. Aktualnie różowy to ulubiony kolor mojej córki i chcę, żeby się dobrze czułą z tym, co lubi i co wybiera. Nigdy nie ubieraliśmy jejj na różowo ani nie otaczaliśmy różem, stawiając raczej na różnorodność, zresztą sama też nie myślałam o różu pozytwnie. Jednak w pewnym momencie moja córka sama wybrała, sama też chciała decydować o tym, co na siebie nakłada. I jak powiedziała, że woli różowo-fioletowe buty albo kurtkę od granatowo-czarnych, a zółty w ogóle jej się nie podoba, to za tym zaczęłam podążać. Pokazuję jej, że istnieją inne kolory, pokazuję też różne oblicza i odciebie różu, ale nie zamierzam jej przekonywać, że różowy jest niefajny i lepiej żeby wybierała inne kolory. Nie chcę, żeby czuła się źle z tym, że woli różowy od innego koloru. Że chce ubrać się od stóp do głów na różowo, zamiast w gustowne szaro-musztardowe ubranka. Nie nakłaniam jej, żeby zamiast różowej bluzki wybrała granatową, bo przecież jest taka fajna. To są jej wybory, zależy mi na tym, żeby miała na nie przestrzeń. Akceptuję je i oddzielam od swoich skojarzeń na ten temat. Aceptuję to, że lubi i wybiera różowy, właśnie po to, żeby wychować ją na szczęśliwą, pewną siebie dziewcznkę, a nie taką, która źle się czuje z tym co wybiera lub ma poczucie, że jest coś z nią nie tak, bo lubi róż, który jest niefajny i mało gustowny..
Kupiłam jej taką książkę http://www.proszynski.pl/Rozowa_czapeczka-p-35604-.html
Emilia, pełna zgoda co do szacunki i akceptacji wyborów córki. Mnie chodziło jednak o coś innego. O to, że od pewnego czasy róż został zarezerwowany wyłącznie dla dziewczynek. I co za tym idzie: do płci przypisano także określone zabawki: lalki, opakowania kredek, grzebyki, kuchnie, talerzyki, spinki do włosów, koniki, wreszcie ubrania. A ponieważ nasze dzieci nie żyją w społecznej próżni, to jak koleżanki mają różowe ubrania i wszystkie gadżety, to nasze dziecko chce być częścią grupy i mieć to, co Hania, Ola i Zosia. Jeśli dodamy do tego komunikaty, jakie dostają nasze dzieciaki od swoich rówieśników czy osób na ulicy: to nie jest dla dziewczyn, dziewczynki nie bawią się koparką/samolotem/nie biegają po drzewach/nie brudzą się/nie wściekają, co płynnie przechodzi w: nie nadają się do czegoś/lepiej sobie radzą na polskim niż na matmie/mają instynkt opiekuńczy, dlatego to one zajmą się starzejącymi rodzicami/chorym albo płaczącym dzieckiem, itd. itd., to już mamy zupełnie inny obrazek. Nie twierdzę, że różowy jest zły. Sama mam kilka rzeczy w pięknej fuksji, Marianka też go bardzo lubi. Różowy to po prostu symbol. Symbol nierówności, stereotypowego traktowania i wynikających z tego konkretnych historii kobiet.
Tak, rozumiem to. Ja też mam niezgodę na to, o czym piszesz i tym samym na nierówne traktowanie. Na to, że jak się wchodzi do sklepu z ubrankami czy zabawkami dla niemowląt, to są dwa działy: chłopięcy i dziewczęcy. I niestety na kolorach się nie kończy, bo dotyczy to rodzaju zabawek. Jak się porówna Lego City i Lego Friends tov zazwyczaj w Lego City jest więcej koonstruowania, we Friends więcej układania maleńkich pierdółek, nie mówiąc o tym, że role też są stereotypowe: w City przeważają pojazdy, traże pożarne itd, we Friends sklepy, salony fryzjerskie itd. Działa to w dwie strony, bo chłopcy też na tym tracą, że np. bardziej nastawia się ich na rywalizację, walkę niż kompetencje i relacje społeczne. Masz rację, że różowy jest symbolem. Ostatnio stał sie kolorem marszu w obronie praw kobiet i o tym jest ta ksiażka wyżej. Jednak ja aktualnie nie traktuję różu symbolicznie, tylko po prostu jako kolor, bo go sobie odczarowałam na potrzeby mojej córki. Jak chce lubić róż, kucyki pony i lalki, to niech lubi i niech czuje się z tym dobrze (zwłaszcza że jedncześnie lubi wyprawy morskie i odkrycia geograficzne, wspinanie się i inne rzeczy). Nie chcę jej dawać informacji w stylu: nie ubieraj się na różowo, bo to symbol nierówności i lepiej jakbyś nie była stereotypowa, tylko jakby Twoim ulubionym kolorem był zielony czy granatowy. Tylko: to w porządku, masz prawo lubić to co chcesz. Ostatnio z innym 4-latkiem rozmawiali o tym, że każdy ma prawo do własnego wyglądu :) Nie do końca też wiem, skąd i kiedy u niej się wziął ten róż, bo wiele dziewczynek z jej otoczenia wcale za różem nie przepada, a do przedszkola nie chodzi (przez chwilę chodziła do leśnego, gdzie róż, jesli był, to ledwo widoczny spod zabłoconego ubrania;)).
Swietny tekst!
Bardzo, bardzo mądre rady. W zasadzie niewiele mam do dodania, bo to o czym piszesz plus wsparcie dziecka i mądre prowadzenie go przez pierwsze lata życia to fundament i wstęp do dorosłego życia. Bardzo życzyłabym, żeby moje dzieci były silne, otwarte i pewne swoich wartości, kiedy będą wchodziy w dorosłość.
Świetny tekst, niestety bardzo dobrze opisuje nasza rzeczywistość. .. obecnie sama jestem w ciąży, nie znam jeszcze płci dziecka ale w głębi duszy chciałabym chłopca właśnie m.in. z uwagi na wiele norm w naszym społeczeństwie ograniczających życie dziewczynek…. mężowi już w 11 tyg ciąży powiedziałam, że gdyby jednak była dziewczynka to tak samo jak chłopca ma ją zabierać do garażu, nauczyć obsługiwać tzw męskie narzędzia i że nie będzie nosiła wszystkiego na różowo i wiem że o ile mój mąż to rozumie (sam zna sie i na samochodach i ugotuje obiad) i zgadza się z moim postrzeganiem na wychowanie silnej dziewczynki to wiem że dalsza rodzina wlacznie z babciami będzie pukala się w głowę. ..
Dobre, zdroworozsądkowe rady!
W punkt!
Ciepłe pozdrowienia! Tęsknimy za Wami, za Lantą i za ciepłem! :)
Ja szykując wyprawkę na kolejnego syna i oglądając wzory kwiatowe usłyszałam, ze to dla dziewczynek. Podobno kuchnia i zestaw do herbatki, które ma mój syn są przegięciem i są dla dziewczynek tylko
Taaaak. Pamiętam bezcenne miny ekspedientek w sklepie, jak byłam w ciąży z Manią i wybierałam dla niej pierwsze śpioszki. Najładniejsze i najpraktyczniejsze były szare z wielorybem i rekinami. Jak podeszłam do kasy, panie radośnie mi pogratulowały syna :). Jak powiedziałam, że to będzie dziewczynka mocno się zdziwiły i wskazały mi półki z różowymi ciuszkami :).
Our little adventures no wlasnie… to ograniczanie jest okropne, mnie najbardziej uderza jednak podejście do zabawek – przecież one są rozwijające – pięknie pracuje wyobraźnia, gdy możemy urządzić wspólną herbatkę i podać ciasto może a brokaty i falbanki z synami bym nie poszła, ale różowe koszulki bywały i wcale nie uważam by młodemu to zaszkodziło
Agatka Wcisło moja mama jest w szoku jakie są teraz podziały kolorystyczno-zabawkowo płciowe I skomentowała szybko, ze brata puściła do chrztu w różowych śpioszkach i wyglądał pięknie grunt to chyba słuchać wewnętrznego głosu odnosnie herbatki: kto wie może syn będzie kiedyś świetnym kucharzem, właścicielem porcelany albo konstruktorem kubków nigdy nie wiesz
Paulina albo projektantem, który będzie tworzył takie kubki właśnie albo partnerem, który nie tyko sam będzie robił sobie herbatę i piekł ciasto, ale jeszcze poda je do łóżka swojej drugiej połówce :).
Our little adventures ja przez to ze długi byłam córeczka tatusia i towarzyszyłam mu przy naprawach aut, pracach rolniczych jestem inżynierem – nie w branży autimitive ale np. Styl podejścia do zadań i przygotowanie miejsca pracy oraz brak pośpiechu mam na 100% dzięki temu właśnie Jestem zdania ze wszystko nas rozwija i najważniejsze to wychować dziecko otwarte na świat
Zgadzam się. Nasza córka uwielbia makijaże, stroje księżniczek i tańce, a syn piłki i samochody. Jednak Róża uwielbia też Avengers i jak chce chodzić w masce Thora, to chodzi. Na ulicy wtedy spotykamy się z negatywnymi komentarzami typu "co to za dziewczynka z taką maską, a fe", "oj zdejmij tą maskę, bo to dla chłopaków". Serio. Róża czasem bawi się samochodami. Olek ma swobodny dostęp do jej zabawek ale nie jest zainteresowany. Myślę, że też na tym powinien wyglądać ten wolny wybór. Żeby też nie wpaść w drugą skrajność i nie przymuszać chłopców do zabawy lalkami, a dziewczynek do zabawy samochodami :) Dobry tekst :)
W punkt ❤️
Dziękuję! :)
"Zastanawialiście się, co by było, gdyby nasze dzieci miały wolny wybór? Gdyby same mogły decydować, co im się podoba, co lubią robić i jakimi zabawkami się bawić? Myślę, że świat mógłby wyglądać zupełnie inaczej." Otórz moje dziecko uczeszcza do norweskiego przedszkola gdzie dzieci maja dużo wolnej zabawy tj niezorganizowanej przez opiekunki. Dziewczynki przebierają się najchętniej w stroje księżniczek i przeglądają przed lustrem a chłopcy bawią się samochodami i biegją. Tak wygląde ten świat. To już sprawdzono i nie trzeba się zastanawiać. Norweska pedagog probowała swojego syna zainteresować lalkami w ramach równouprawnienia i sie poddała bo tez woli granie w piłkę i samochody.
Zgadzam się z puenta. Te same doświadczenia
hej, dziękuję za podzielenie się swoim doświadczeniem. Zgadzam się, że nie można "na siłę" przekonywać dzieci – jeśli same nie chcą, nic na to nie poradzimy. I bardzo dobrze! :) Wazne jest tylko pokazywanie różnych przykładów, dawanie możliwości wyboru. Mam tylko jedno małe pytanie, czytając Twój komentarz: czy Twoje dziecko ma kontakt z przekazem reklamowym w TV/przestrzeni miejskiej albo w sklepie? Czy bawi się z dziećmi, które nie chodzą do tego norweskiego przedszkola? Czy obserwuje innych członków Waszej społeczności? Dzieci są świetnymi obserwatorami życia społecznego i tak, jak my, dorośli, chcą należeć do grupy rówieśniczej. A co jest najprostszym sposobem na poczucie się częścią takiej grupy? Bycie takim samym jak jej czonkowie, posiadanie tego samego, itd. Wszystko jest chyba po prostu bardzo skomplikowane i nie ma gotowych prostych odpowiedzi. Pozdrowienia!
Całe zycie słyszałam, ze jestem słaba, chora, biedna, niewystarczająco dobra, miła, za chuda, zbyt uczesana/za mało rozczesana… wszystko zawsze było złe. Od brata (który oczywiście zawsze się wyśmiewał z młodszej siostry, ale kiedy trzeba było nawet stanął w obronie), przez rodziców, po babcie i ciocie.
Do tej pory jestem porównywana do starszego brata – on ma swoją rodzine, ja nie, wiec jestem gorsza, nie mam prawa głosu. Jestem humanistka, a nie inżynierem jak on – „co ty w ogóle robisz w pracy? Komukolwiek jest to potrzebne? Jakbyś przestała to robić ktokolwiek by to zauważył? W razie apokalipsy nie wchodzisz na arkę, bo przecież nie masz umiejętności” – to tylko wybrane „komplementy” słyszane od najbliższych.
Do tej pory z tym walczyłam. Już się poddałam. Wolałam się oddalić żeby nie słuchać i nie stracić resztek poczucia własnej wartości.
nie róbcie tego swoim dzieciom. Ja próbowałam szukać akceptacji u innych osób – w sposób, który do niczego nie prowadził – chyba ze do wyniszczenia i zatracenia siebie.
pamietajcie – wszystko co mówicie swoim dzieciom i najbliższym zostaje w psychice na bardzo długo.
Kocham ten tekst! Ja od zawsze słuchałam, że jestem wyszczekana, że jestem pyskata etc. Dlaczego? A to dlatego, że miałam i mam zawsze swoje zdanie, jakże inne od większości. Nie podobało się innym, że robię to co podoba się mi, a nie komuś i że robie to co chce, a nie to co wypada. Chodziłam po drzewach, spadałam z nich, nosiłam ręce w kieszeni, buntowalam się… Przepraszam czy to znaczy, że źle Mnie wychowano? Nie! Czy to znaczy że powinnam być chłopcem? Nie! Kolor różowy? Toleruje. Jak zaszłam w ciążę nie chciałam przez tych 9 cudownych mc aż do pierwszego spotkania z dzieckiem znać płci. Dlaczego? Bo nie. Bo dla Mnie nie ma różnicy czy pod sercem bije serce synka czy córki. Kocha się tak samo. Ale ile się nasluchalam, że przecież wyprawka, że pokój, że ciuszki trzeba, że jakieś akcenty, kolory do płci.. Szczerze? Dla Mnie nie trzeba. Dla Mnie ważniejsze niż te kolory czy akcenty jest czas z dzieckiem i miłość. Moje dziecko na szpitalnym korytarzu nie było tak kolorowo ubrane – pod płeć jak inne dzieci. Czy to znaczy, że jestem złą Mamą, a ono ma przechlapane? Nie. Kocham uniwersalne kolory. I jak pisałam nie kolor się liczy. Swoją drogą kiedyś niebieski „byl” dla dziewczynek, teraz „jest” dla chłopców… Czekam aż ten czy inny kolor będzie dla wszystkich, ale to zależy tylko od Nas samych, bo jeżeli my nic z tym nie zaczniemy robić, to niestety nie wiele się zmieni… Obowiązki? Być może się naraze, ale bardzo mi szkoda kobiet, które słyszą od swoich partnerów, rodziców czy teściów, że one są od dbania o dom, a partner od zarabiania, że one są od gotowania, prania etc., że to my powinnysmy czekać z obiadem przy stole.. Serio? Dla Mnie to żart. U Nas jest podział obowiązków. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Przynajmniej mam taką nadzieję…
Ps. Jeżeli my nie będziemy uczyć swoich bliskich, dzieci tego wszystkiego to niestety nic się w tym temacie nie zmieni… A jak sami wiecie do zmiany jest grom rzeczy…
Asia, zgadzamy się w 100%. Ja też często słyszałam (i czasem slyszę nadal), że nie mam poczucia humoru albo przesadzam. No i że moje stanowisko (kierowniczka) brzmi po prostu śmiesznie. Ale jeśli my nie będziemy stawiać na swoim, dawać przykładów swoich zachowaniem, to nikt za nas tego nie zrobi.
Ja mam obydwoje.Są już dorosłymi ludźmi. Napiszę tylko o kolorach…niemalże miałam konflikt z teściową Chlopiec do chrztu ubrany był na seledynowo a dziewczynka na niebiesko…o innych rzeczach za długo by było pisać
My też mieliśmy sporo przejść z kolorami :). Teraz Mania przechodzi fazę różowego i fioletowego (okazuje się, że to jej ulubione kolory, tak jak połowy dziewczynek w przedszkolu) a Jasio fascynację ubraniami Mani, więc się wyrównuje :P. Ważne jednak, żeby pokazać dzieciakom, że poza różowym i niebieskim istnieją jeszcze inne równie fajne kolory :).
Na szczęście (bo ja nie lubię )moja córka nigdy nie lubiła różowego…nie ,nie przeszkadza mi ze ktoś lubi…natomiast syna ulubionym kolorem przez dluuugie lata był zielony
Nina, myślę sobie, że kiedyś, nawet 20-30 lat temu, jak sama byłam mała, nie było po prostu tylu różowych ubrań, zabawek i tego całego skomercjalizowanego świata. Wybór był po prostu dużo większy (a jednocześnie mniejszy – paradoks, prawda?) – dziecięce ubrania były w różnych kolorach i nie były tak targetowane płciowo jak teraz. Zgadzasz się?
Zgadzam się. Moje dzieci są w +-Twoim wieku.Owszem wyboru wielkiego w sklepach nie było ale już różowy i błękitny był konkretnie zarezerwowany.Ja sama wiele rzeczy sama szyłam,robiłam na drutach. Więc sama decydowałam o kolorach a zabawki??? Skończyłam szkołę z wydziałem zabawkarskim też sobie poradziłam z zabawkami dla dzieci
Piękny tekst
Pięknie dziękuję odważna, mądra i piękna Kobieto! :)
Karolina Szymańska ale tak sobie myślę, że świat różowy tworzą również mamy synów, ja nigdy nie zwróciłam Zośce uwagi, że bawi się koparką, natomiast nie raz na placu słyszałam komentarz, żeby chłopiec nie bawił się wózkiem, bo to dla dziewczyn
Dorota Kapusniak Mój Tata bawił się lalkami ;) A jest zawodowym kierowca ;)
Dorota, jasne, że jest tak jak mówisz. Często to własnie matki utrwalają stereotypy zarówno na temat kobiet, jak i mężczyzn i powtarzają schematy. Kółko się zamyka.
Nie mam corki, a synka. Ale uwazam, ze chlopcow tez powinno uczyc sie „nowego” obrazu dziewczynek/kobiet. Bo co z tego ze uformuje sie postepowa mloda kobiete, kiedy nie bedzie nigdzie dla niej godnego partnera, ktory bedzie rozumial (wynoszac przyklad z domu), ze kobieta tez moze miec swoje pasje, a prace domowe i opiekę nad dziecmi można dzielic a nie zrzucac na jedna osobe ;)
Dodam jeszcze, że wysłałam ten tekst mężowi, a on do mnie „przecież nie mamy córki” a ja mu mówię właśnie to co napisałam, że trzeba włożyć mu do głowy właściwy obraz kobiety :) zgodził się ze mną :)
Zgadzam się!!! Też mam synka i uważam że od nas mam chłopców dużo zależy w kwestii jak będzie to podejście do kobiet wyglądało za parę lat :)
A dodatkowo sądzę, że wychowanie pozbawione stereotypów płciowych dotyczy też chłopców bo niestety tutaj też świat często chłopcom wyrządza krzywdę. Chodzi naukę wyrażania emocji, bycia czułym i bliskość z drugą osobą :)
W ogóle jestem zdania że chłopców i dziewczynki powinno się wychowywać TAK SAMO :)
Marta, Marta – Oczywiście, że TAK! Pełna zgoda! O synach chyba napiszę osobny post :), bo też mam dużo przemyśleń na ten temat. Pozdrowienia!
Czekam z niecierpliwością na tekst o synach :)
Marta, dzięki :). Powstanie na pewno! :)