5,K
Chyba wszyscy rodzice maluchów prędzej czy później przez to przechodzą. Nasze, wydawałoby się zdrowe radosne dzieciaki po przekroczeniu magicznego progu żłobka albo przedszkola zaczynają chorować. Z pozoru niewinnie wyglądający katar przeradza się w suchy kaszel, dochodzi do tego gorączka. Lekarz rozpoznaje pierwsze w życiu zapalenie oskrzeli, pierwsze zapalenie płuc. Dostajemy receptę na antybiotyk. Po tygodniowym pobycie w domu wracamy do żłobka/przedszkola. Kilka dni później sytuacja się powtarza. Dziecko znowu przychodzi z glutem, szybko pojawia się temperatura. My bierzemy kolejne zwolnienie.
Tak mija kilka jesienno-zimowo-wiosennych miesięcy. Obliczyliśmy, że przez pierwszy rok od października do lutego, Mania była w żłobku łącznie 27 dni. Przez resztę czasu chorowała. Sytuacja osiągnęła apogeum, jak po 3 tygodniach po urodzeniu Jasia, Mania przyniosła do domu jakieś wirusy, które dla niej nie były wcale groźne, ale u Jasia wywołały zapalenie oskrzeli. Zapalenie oskrzeli, które poskutkowało tygodniowym pobytem w szpitalu. Pod kroplówką z antybiotykiem. Koszmar.
Wtedy też postanowiliśmy, że na pół roku rezygnujemy ze żłobka i poczekamy aż Mańka podrośnie, by pójść do przedszkola. Postanowiliśmy także zrobić wszystko, by choroby tak często nie dopadały naszych maluchów. Chcieliśmy zmniejszyć ryzyko nieustających zachorowań do minimum, bo wiadomo, że tak zupełnie ochronić dzieciaki się nie da – kiedyś muszą zdobyć tę odporność.
Co zatem robimy?
1. Przebywamy na świeżym powietrzu tyle, ile się da.
Nie jest to proste, zwłaszcza w tygodniu, kiedy jeździmy po mieście samochodem. Staramy się jednak choć na trochę po pracy wychodzić na dwór. Nasz pies, który ma dosyć regularny tryb życia (spacer 3 razy dziennie), dużo nam tutaj ułatwia. Nie ma zmiłuj, Makaron po prostu musi wyjść. A my wychodzimy razem z nim.
2. Wietrzymy dom, robimy inhalacje.
Zarazki lubią ciepło. Lubią przebywać w niewietrzonych, ogrzewanych i suchych pomieszczeniach. Tam się namnażają i tylko czekają, żeby nas zaatakować. Dlatego codziennie po kilka razy wietrzymy mieszkanie, nawilżamy powietrze i robimy inhalacje.
3. Staramy się jeść zdrowo.
To oczywiście banał, ale taki, o którym bardzo łatwo na co dzień zapomnieć. Zdrowa, bogata w warzywa, owoce i nieprzetworzone produkty dieta to podstawa. Wiadomo, że zdarzają się odstępstwa i czasem zamówimy pizzę, zrobimy frytki z piekarnika albo damy dzieciakom lizaka. Ważne jest jednak, żeby nie zdarzało się to codziennie. Im bardziej różnorodnie jemy, im więcej posiłków przygotowujemy sami, tym mamy większą pewność, że nie brakuje nam żadnych witamin i składników odżywczych.
4. Ubieramy dzieciaki stosownie do pogody.
Nie ma złej pogody, jest tylko źle dobrane ubranie. Odkąd trzymamy się tej zasady i niezależnie od pogody, spędzamy czas na świeżym powietrzu, nasze maluchy wyraźnie mniej chorują. Oczywiście mają katary i kaszle, łapią od innych dzieci infekcje, ale coraz rzadziej te przeziębienia przeradzają się w coś poważniejszego.
5. Wyjeżdżamy tak często, jak to tylko możliwe.
Jakiś rok temu zauważyliśmy przedziwną zależność. Im więcej podróżujemy, tym rzadziej nasze maluchy chorują. Nawet kiedyś jeden mądry pediatra w ramach zaleceń na recepcie napisał nam, by w miarę możliwości często otoczenie. Każdy wyjazd poza miejsce zamieszkania wiąże się ze zmianą klimatu, a ta jest bodźcem dla organizmu, który zmusza go do przystosowania się do nowych warunków. Taki energiczny odpornościowy kopniak, który poprawia funkcjonowanie naszego ciała.
Szczególnie polecane są zimowe wyjazdy nad morze. Nadmorski mikroklimat ma wyjątkowo zbawienny wpływ na zdrowie i odporność dzieci. Maluchy nie tylko mogą nawdychać się dobroczynnego jodu i innych pierwiastków, takich jak brom, magnez czy wapń, ale także pobudzić organizm do wytężonej pracy z wirusami. Dlatego też najbardziej popularne sanatoria znajdują się właśnie nad morzem. W ubiegłym roku postanowiliśmy sprawdzić to na własnej skórze i spędzić nasz małe zimowe wakacje w Sztutowie. Czy to nam pomogło? Bardzo wierzymy, że tak :).
26 komentarzy
Rzeczywiście mamy baaardzo podobne patenty na odporność :D W ramach podobieństw – nasz Jaś też złapał zapalenie oskrzeli (w prezencie od starszego brata przedszkolaka…) :( Na szczęście u nas udało się zwalczyć je samymi inhalacjami (bo nasz Jaśko już trochę większy jest). Ale ogólnie mocno mnie przybiły te ostatnie dni i gdy tak rozmawiałam ze znajomymi Mamami to właśnie temat wzmacniania odporności jest aktualnie numer 1 ;) Zdrówka wszystkim i oby do wiosny ;)
Do-kła-dnie!!!
My też staramy się stosować. I faktycznie nasze dziewczyny mniej chorują ;) Szczególnie od momentu, gdy zaczęliśmy z nimi jeździć pod namiot – 2-3 tygodnie 24/7 na świeżym powietrzu, niekoniecznie w ciepłym klimacie, dają rewelacyjne efekty! :)
Ja bym jeszcze do tego dodała dobrą suplementacje, zwłaszcza w tych zimowo-jesiennych miesiącach.
Stosowaliśmy Entitis i niewiele to dało.
Myślałam raczej o dobrej witaminie D, fajnym probiotyku, witaminie C itp. :)
Mój lekarz mówi żeby skontrolować czy się ma niedobór wit. D3 i ja przy okazji jakichś badań tak zrobiłam. Nie mam. Dzieci też chce sprawdzić. Z probiotykiem się zgadzam. Kieszonki powinno się jeść. Podobne działanie.
Ja testuje teraz olej z czarnuszki. Łyżeczka dziennie. Dzielne są że dają radę to łyknąć.
Wit C lewo skrętna.
Wszystko jasne. Tylko gdzie tu w Krakowie wychodzić na świeże powietrze…?;)
No jest to wyzwanie
My mamy szczęście prawie 3 lata w przedszkolu i tylko pare dni opuszczonych a wszystkie inne to tylko z powodu wyjazdów
Agata pozazdrościć, u nas we wrześniu 7 dni w przedszkolu i od tamtej pory nie przestąpił progu przedszkola….ech
Karolina to dużo czynników na to wpłyneło :) ale warto szukać. I omijać łukiem lekarzy :)
Napiszesz więcej o Waszych patentach?
Myślę, że przede wszystkim omijać lekarzy…..
Zgadzamy się z każdym punktem. Jedyne z czym mamy problem to inhalację. Starsza córka szczerzę ich nienawidzi od zawsze i żadne tłumaczenia nie pomagają. Już sam widok inhalatora stresuje ją strasznie. Także poza inhalacjami resztę stosujemy i jak na razie odpukać rzadko chorujemy pomimo, że starsza chodzi do żłobka.
U nas tylko w czasie snu przejdzie inhalacja, chyba ze jest wybitnie dobry dzien.
Spacery i nie trzymanie pod kloszem prawda! A z innej beczki- czy polecacie jakąś bieliznę termo dla maluszka 6 miesięcy? Dla starszaków jest duży wybór a dla maluszków nie mogę nic fajnego znaleźć
zgoda! klosze najgorszą rzeczą świata :) . Polecamy bieliznę fińskiej marki Reima – mają nawet rzeczy dla noworodków albo Tesco Polska.
Sprawdzę dzięki
Karolina Stańczak
Wszystko wiem i zgadzam sie. Ale wychodzenie na spacery to jest teraz wielka wyprawa … eh.
czemu? Kwestia ubierania?
Kwestia 5 tyg drugiego dziecka +2.5 latek, który nie umie chodzić przy wózku … umie za to bardzo szybko biegać
A co z dostawką? Wszystko da się ogarnąć :)
Uczymy sie. codziennie wracamy tak z przedszkola. ale to nadal za mało powietrza.