2,4K
Książki zawsze były dla nas ważne. Mamy ich całkiem sporo, lubimy je kupować, czytać, wracać do ulubionych tytułów kilka razy. Chociaż w naszym związku to Karolina jest na pewno większym molem książkowym niż ja, to oboje po prostu nie wyobrażamy sobie naszego życia bez książek. Niestety, odkąd dzieciaki pojawiły się na świecie (i chodzą coraz później spać), brakuje nam wieczornego spokoju, w którym można sobie usiąść z książką na kanapie i zapomnieć na chwilę o rzeczywistości. Jeśli nawet próbujemy coś przeczytać, to po kilku stronach oczy się nam same zamykają.
Na szczęście – dzięki codziennym staraniom Karoli – maluchy także złapały książkowego bakcyla. Jestem jej ogromnie wdzięczny za pokazanie mi, jak bardzo ważne jest czytanie dzieciom od najwcześniejszych lat. Super też jest to, jak bardzo dba o to, żeby Mania i Jasio mieli więcej książek niż zabawek. Książek świetnie napisanych i narysowanych, a to ma niebagatelne znaczenie. Biblioteczka naszych dzieci stale się rozrasta, powiększając się z każdym naszym wyjazdem.
Każdy odwiedzany kraj to nowa książka, jedna albo dwie. Zarówno dla nas jak i naszych dzieci to najlepsza pamiątka. Mamy książki z Islandii, Włoch, Chile, Wielkiej Brytanii, Ukrainy, Izraela. Teraz, gdy oglądamy je wspólnie z dziećmi, wszystkie wspomnienia wracają. Sięgając po książkę „Seremitos Chiloe”, opowiadającą o mieszkańcach mórz i lasów wyspy Chiloe, przypominamy sobie magiczne opuszczone wioski rybackie, w których byliśmy jedynymi gośćmi. Oglądając śmieszne miny i napisy po ukraińsku w „Antonima”, wspominamy magiczny Lwów. Największą furorę robi jednak książka przywieziona z Islandii. „Muminki” (chociaż to książka fińska) Mania pokochała od samego początku. Aż dziwne, że tyle razy wertowana, mimo braku kilku elementów, jeszcze się jakoś trzyma.
My nie tylko przywozimy książki, ale też bierzemy często ze sobą kilka ulubionych pozycji dzieciaków. Fajnie jest obserwować, jak szlagiery Mani stają się teraz szlagierami Jasia. Nie pamiętam już nawet, ile to razy recytowaliśmy książkę Nadii Budde „Raz, dwa, trzy psy”. Podobnie z „Lokomotywą” Tuwima. W zasadzie Mania już sama potrafi ją powiedzieć z pamięci.
W każdą, nawet najmniejszą podróż, nasza córka pakuje do plecaka trzy, cztery książki. Bardzo trudno jest jej wytłumaczyć, że to dodatkowy bagaż (wiadomo, kto za chwilę będzie nosił mały, żółty plecak), że niedługo wracamy i nie potrzeba nam aż tylu opowieści. Mania, jak na trzylatkę przystało, jest jednak nieugięta. Na szczęście, z pomocą przyszedł nam ostatnio cyfrowy świat. Początkowo sceptycznie podeszliśmy do propozycji skorzystania z nowego serwisu audiobookowego – książkę fajnie jest obejrzeć, potrzymać w ręku, wspólnie przyjrzeć się ilustracjom. Postanowiliśmy jednak spróbować. Sami nie wiedzieliśmy, jak Mania zareaguje na słuchawki albo na odcięcie od odgłosów otaczającego świata. Niczym w zasadzie nie ryzykując, ściągnęliśmy sobie na próbę Storytel – aplikację umożliwiającą słuchanie książek w streamingu (tak jak Spotify dla muzyki).
Szybki przegląd kategorii: kryminały, klasyka, literatura faktu, itd. Łącznie siedemnaście kategorii, w tym ta najbardziej nas interesująca: „dla dzieci”. Niedługo trzeba było czekać aż Marianka sama przejmie kontrolę nad wyborem bajek. Pierwsze skrzypce gra obecnie „Smok wawelski”, na drugim miejscu nie zgadniecie. Ulubiona „Lokomotywa”, chociaż dogania ją w ilości odsłuchań „Słoń trąbalski”.
Apkę na pewno zabieramy ze sobą na nasze wakacje. Fajne jest to, że nawet jak nie będziemy chcieli korzystać za granicą z transmisji danych, to możemy książek słuchać offline. Wystarczy pobrać je wcześniej na komórkę i przechowywać na wirtualnej półce. Dzięki temu ulubione pozycje zawsze będą pod ręką.
I co ważne, dzięki Storytel także i my wróciliśmy do książek. Może nie w ten tradycyjny sposób, ale jednak. Teraz nasze powroty z pracy nie oznaczają już tylko opowiadania o tym, co się u nas działo, ale dochodzi do tego streszczanie kolejnych fragmentów odsłuchanych książek. Przez ostatnie dwa tygodnie Karola zdążyła już „przeczytać” kultowy reportaż o wyprawie rowerowej Kazimierza Nowaka, „Rowerem i pieszo przez czarny ląd”, lekką powieść „Czereśnie zawsze muszą być dwie” Magdaleny Witkiewicz, teraz słucha „Tysiąca szklanek herbaty” Roberta Maciąga, opowieści o Jedwabnym Szlaku (i niedługo czekać jak wyskoczy z nowym kierunkiem podróży! :-)). Ja natomiast z przyjemnością odsłuchuję kolejne lekcje hiszpańskiego. Wreszcie znalazłem czas na regularne powtórki przed lekcjami na moim kursie językowym.
10 komentarzy
Ja polecam gorąco słuchowiska z serii bajki grajki. Część pamiętam z własnego dzieciństwa. Są absolutnie przecudowne!!! A naszym ukochanym jest Król Ból, dziewczyny uwielbiają a i my słuchamy z przyjemnością :)
Jak myślicie kiedy Helence możemy założyć słuchawki?
Chyba jeszcze trochę :). Pewnie jak skończy ze 2 lata i będzie szansa na większe skupienie uwagi przez dłuższy czas :).
OK. To na razie my będziemy korzystać
Raz, dwa, trzy psy moja ulubiona! <3
Oj tak! Chyba wszyscy znamy ją na pamięć, co? :)
Super! Miło było Was dziś wreszcie poznać <3
Ciebie również!
Może wreszcie wybierzemy się w jakąś małą podróż wszyscy razem? :)
Super pomysł!!! :)