7,5K
Naturalny plac zabaw w wąwozie, mistrzowska przepyszna kuchnia, dużo pięknych przestrzeni i tylko 150 km od Warszawy. Łubinowe Wzgórze pod Nałęczowem to świetny pomysł na rodzinny wypad na weekend.
Podczas naszych podróży lubimy wyszukiwać miejsca wyjątkowe, stworzone z potrzeby serca. Takie, w których czas płynie jakoś inaczej, przykłada się wagę do szczegółów a rodziny z dziećmi (i psem!) są mile widziane. Jadąc gdzieś, po prostu chcemy dobrze się czuć, zapomnieć na chwilę o pracy i spędzić czas z naszymi dzieciakami, nie martwiąc się o to, czy ich entuzjazm i energia będzie komuś przeszkadzać.
Jednym z takich miejsc jest Łubinowe Wzgórze – kameralny hotel pod Nałęczowem, który odwiedziliśmy w weekend. Łubinowe położone jest na wzgórzu (uwaga na dość stromy podjazd!), w samym sercu Krainy Lessowych Wąwozów na Lubelszczyźnie. Tym, co od razu zwraca uwagę jest ogromny zielony teren wokół hotelu, specjalnie zaaranżowany zarówno na potrzeby małych, jak i dużych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie: dorośli wyciągną się wygodnie na leżakach, zaszyją w wiklinowych zakamarkach z książką i lampką wina, dzieciaki zaś od rana do wieczora będą mogły eksplorować otoczenie. A zapewniamy, że jest co!
Można wypożyczyć rowery (sprawdźcie ich stan techniczny – my chyba akurat mieliśmy pecha, bo dostaliśmy nieodświeżone po zimie egzemplarze, które musieliśmy wymienić: nie działały ani przerzutki ani hamulce, a to – jak możecie się domyślać – dosyć ważny element pedałowania, zwłaszcza przy pagórkowatym terenie i przyczepką dla dzieciaków, którą ciągnął ze sobą Mario), skorzystać z bogatej oferty zabiegów naturalnego SPA (ja zafundowałam sobie masaż stemplami z podgrzanej kaszy gryczanej, a przyjaciółka, z którą byliśmy ze specjalnych zabiegów dla mam i kobiet w ciąży), czy po prostu poleniuchować w ogrodzie, wdychając świeże powietrze.
O jedzeniu w Kuchni Smaków Łubinowego Wzgórza moglibyśmy się rozpisywać godzinami. Wystarczy spojrzeć na nazwy dań: przegrzebki z porów, jadalna ziemia orzechowo-migdałowa, burgery wegańskie czy mus chałwowy z sokiem malinowym. Brzmi smacznie, prawda?
NATURALNY PLAC ZABAW: WIOSKA WĄWITÓW i PÓŁ WĄWOZU DLA MALUCHÓW
Pierwszą rzeczą, która zachwyciła nasze dzieciaki po wyjściu na dwór, był plac zabaw. Ale nie taki zwykły, ze zjeżdżalnią i huśtawkami, jakich wiele. Ten Łubinowy jest zupełnie inny. Stworzyli go architekci, specjalizujący się w projektowaniu naturalnych placów zabaw dla dzieci. Wykorzystali zastane ukształtowanie terenu, lokalną roślinność i materiały a przestrzeń dostosowali do wieku i możliwości dzieciaków. Nie wstawili gotowych urządzeń, nie wymyślili zabaw. Po prostu przystosowali miejsce do kreatywnego kontaktu z naturą, dali szansę na wymyślanie tego, w co najmłodsi chcą się bawić.
Dla maluszków ułożono, wkomponowane w teren, drewniane podesty, po których mogą skakać, wspinać się, sprawdzać swoje możliwości. Jest tu też prawdziwa naturalna kuchnia błotna, w której Mania, Jasio i ich przyjaciel Julek gotowali zupę z szyszek, kamieni i patyków. Można rysować kredą, bawić się w teatrzyk czy sklep.
Starszaki też będą zachwycone Zaczarowanym Lessem i Wioską Wąwitów: możliwością wspinania się po drewnianych balach ułożonych na ścianach wąwozu, eksplorowaniem domków i szałasów lessowych stworów, słuchaniem, jak wiatr porusza małymi dzwonkami ukrytymi pod liśćmi, huśtaniem się na linach czy bawieniem się w sobie tylko znane gry i zabawy. Wiadomo przecież, że natura, tak jak dziecięca wyobraźnia, nie zna granic.
I właśnie za to uwielbiamy naturalne place zabaw: przywracają dzieciakom prawdziwy kontakt z naturą. Można wszystkiego dotknąć, spróbować, zadawać pytania. Robić to, na co ma się ochotę, a nie iść utartym schematem: zjeżdżanie na zjeżdżalni, budowanie babek z piasku w piaskownicy, huśtanie się na huśtawce.
Ze swojego dzieciństwa w Janowcu nad Wisłą najbardziej pamiętam włóczenie się po łąkach i polach, budowanie szałasów w lasach, małych tam na rzece dla – istniejących tylko w mojej wyobraźni – bobrów, robienie dziur w ziemi i chowanie w nich skarbów znalezionych obok, czy wiszenie z koleżankami na trzepaku, podczas którego rodziły się w głowie najpiękniejsze marzenia. Wiedzieliśmy, że po zjedzeniu niedojrzałych śliwek boli brzuch i że trafienie kogoś kamieniem w głowę boli naprawdę. Taka mikroszkoła życia i mikrodoświadczenia kształtujące to, kim będziemy w przyszłości.
NA ZAKOŃCZENIE
Jedyną rzeczą, której nam w Łubinowym Wzgórzu zabrakło, to bardziej „namacalna” obecność właścicieli i pracowników. Może to my jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś do nas zagaja, jak tam, co tam, czy wszystko w porządku, czy w czymś nie pomóc. Może jesteśmy ciekawskimi gadułami, którzy chcieliby o wszystko zapytać, wszystkiego dotknąć i spróbować. Może taka specyfika blogerów :). Jednak wydało się to nam po prostu dziwne, że oprócz przemiłej kelnerki w restauracji (pozdrawiamy Panią Ilonę!), nikt nas o nic nie zapytał. A my, chcąc się dowiedzieć czegoś więcej o historii miejsca, wyjaśnić kwestię zepsutych rowerów czy nie do końca uprzątniętego po zimie wąwozu, nie mieliśmy z kim porozmawiać. Szkoda, bo Łubinowe Wzgórze na pewno zyskałoby trochę rodzinnego ciepła.
11 komentarzy
Moze wlasciciele chcieli Wam dac troche intymnosci i blogiego spokoju? Mnie np. draznia pytania z cyklu „czy wszystko w porzadku” ale ja to dzikus jestem tak czy sisiak miejsce wyglada mega zachecajaco ❤️ no i pet friendly!!!
Może i tak :)
Czy z tego placu zabaw i wioski mogą korzystać tylko goście hotelu czy jest bardziej ogólnodostępny np jedząc obiad z rodziną?
mysle ze absolutnie nie ma problemu zeby korzystać z placu jedzac np. obiad.
Nałączowem?:)
haha ale „faux paux”
Chyba faux pas ;)
Wojciech, taki ąę :)
Mi jedyne co bardzo przeszkadzało w tym miejscu to mega skrzypiące łóżka i podłogi W nocy gdy szło się do toalety można było obudzić całą ferajnę Ale może coś się zmieniło od roku ;)
To nie zauważyliśmy skrzypiących podłóg . Może wymienili?
Trochę drogo, zapraszamy do Lublina