Przed naszą przeprowadzką do Tajlandii robiłam w domu porządki. Wpadł mi wtedy w ręce mój stary notatnik, w którym zapisywałam różne ważne rzeczy. Kartkując go, trafiłam na listę naszych marzeń – rzeczy, które chcielibyśmy zrobić, doświadczyć, przeżyć. Od tego czasu kilka marzeń udało nam się spełnić, inne nadal cierpliwie czekają na swoją kolej. Cały czas dopisujemy też nowe marzenia. Bo nasza marzeń może wydłużać się w nieskończoność…. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze!
Bardzo jestem ciekawa, czy macie podobne marzenia. A może zupełnie inne?
★★★
O tym przeczytasz
Nasza lista marzeń
- Poszwędać się kilka dni po Nowym Jorku
- Odwiedzić ze trzy parki narodowe w Stanach Zjednoczonych. No może cztery! :)
- Popływać kajakiem po rzekach Patagonii w Chile
- Zobaczyć palmy woskowe w Valle de Cocora – zrobione! ✔ zobacz: Palmy woskowe w Kolumbii
- Zjeść sopa de mani – zupę z orzeszków ziemnych w najwyżej położonej stolicy świata, La Paz w Boliwii
- Spędzić noc na dziko w lesie pod namiotem – zrobione! ✔ zobacz: Survival jest dla dziewczyn
- Spędzić noc na Saharze – zrobione! ✔ zobacz: Maroko i wycieczka na Saharę
- Posurfować na Hawajach
- Zanurkować w szczelinie pomiędzy dwiema płytami tektonicznymi – Silfra na Islandii
- Pomieszkać kilka tygodni w Katmandu, u stóp Himalajów
- Zrobić trekking wokół Annapurny w Katmandu i stanąć u stóp Himalajów
- Pospacerować po tarasach ryżowych na Bali i zamieszkać w starym balijskim domu
- Spędzić noc w domku na morzu w Parku Narodowym Kao Sok w Tajlandii
- Wypić herbatę na plantacji herbaty w Kerali w Indiach
- Zobaczyć lamy w Andach – zrobione! ✔ zobacz: Dzikie wikunie i alpaki
- Stanąć na polu gejzerów, El Tatio w Chile – zrobione! ✔ zobacz: El Tatio
- Nauczyć się parzyć kawę na plantacji kawy w Zona Cafetera w Kolumbii – zrobione! ✔ zobacz: Wszystko o kolumbijskiej kawie
- Być świadkiem wielkiej wędrówki zwerząt w Afryce
- Zobaczyć 7 współczesnych cudów świata
- Wielki Mur Chiński
- Petrę – zrobione! ✔ zobacz: Petra
- posąg Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro
- Machu Picchu
- Koloseum – zrobione!
- Chichén Itzá
- Tadź Mahal
- Objechać na rowerach Jezioro Czorsztyńskie – zrobione! ✔ zobacz: Velo Czorsztyn z dzieckiem
- Zobaczyć zorzę polarną – zrobione! (choć tylko niektórzy z nas ją widzieli, więc musimy zobaczyć ją całą piątką jeszcze) ✔ zobacz: Nasza Islandia
- Zobaczyć maskonury – zrobione! ✔ zobacz: Nasza Islandia
- Stanąć na lodowcu – zrobione! ✔ zobacz: Nasza Islandia
- Wejść na Mont Blanc
- Wejść na Kilimandżaro
- Stanąć przed Uluru
- Być wolontariuszem w schronisku dla koali w Australii
- Przejechać busem obie Ameryki
- Zobaczyć balony w Kapadocji
- Zjeść świeżą bagietkę na rynku w małym miasteczku Pezenas w Oksytanii
- Mieć rower cargo i jeździć nim codziennie po Warszawie – – zrobione! ✔ zobacz: Nasze rodzinne cargo
- Być częścią koncertu na świeżym powietrzu Sigur Ros na Islandii
- Położyć się wśród kwitnących krokusów w Dolinie Chochołowskiej
- Poszwędać się sycylijskimi uliczkami
- Wejść na mury otaczające Dubrownik – zrobione! ✔ zobacz: Królewska przystań
- Zobaczyć lwy morskie na Sandfly Bay w Nowej Zelandii
- Zamieszkać na „rajskiej wyspie” – zrobione!!!!! ✔ zobacz: Nasza Koh Lanta
- Wziąć udział w warsztatach kuchni tajskiej w Chiang Mai
- Pójść na spacer ze słoniem – zrobione! ✔ zobacz: Słonie w Tajlandii + Czy szczęśliwe słonie istnieją?
- Spędzić kilka dni w klasztorze buddyjskim
- Odwiedzić orangutany na Borneo
- Zobaczyć wschód słońca na wulkanie Bromo na Jawie
- Przejechać pociągiem z Ella do Nuwara Eliya na Sri Lance
- Zobaczyć jak wylęgają się żółwie morskie na na plażach Tangalle na Sri Lance
- i wiele innych!
★★★
Jeśli chcecie nam pomóc w spełnianiu naszych marzeń, piszcie śmiało: hello@ourlittleadventures.pl – głęboko wierzę, że razem możemy wszystko!
A jakie są Wasze marzenia? Podzielicie się w komentarzach?
★★★
A to kilkadziesiąt naszych spełnionych marzeń ❥❥❥
★★★
2 komentarze
n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby
sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:
konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….