El Tatio i ostatni dzień na Atacamie - Our Little Adventures

El Tatio i ostatni dzień na Atacamie

Po przygodach wysokościowych Mani z poprzedniego dnia, było jasne, że jeśli chcemy zobaczyć pole gejzerów El Tatio, będziemy musieli zobaczyć je oddzielnie. Mimo wynajętego samochodu zdecydowaliśmy, że skorzystamy z usług agencji turystycznej.

Jak dojechać do El Tatio

Droga do gejzerów może nie jest gładka jak autostrada, ale da się tam spokojnie wjechać osobówką. Agencje wożą turystów zwykłymi busami (typu Mercedes Sprinter). Także między bajki należy włożyć historię, że koniecznie trzeba mieć auto 4×4. Kiedy wychodziłem całe San Pedro de Atacama jeszcze spało –  wycieczki startują o 4:00 rano. Pobudka w środku nocy nie należy do najciekawszych rzeczy na wakacjach :-). W tym przypadku jednak jest konieczna, ponieważ dzięki różnicy temperatur o tak wczesnej porze doskonale widoczna jest para wodna, która wydobywa się z gejzerów. Jazda do El Tatio trwa jakąś godzinę. Mimo że dzień wcześniej nie odczuwałem żadnych dolegliwości związanych z wysokością, tym razem brak śniadania i jakichkolwiek płynów spowodował, że jak tylko otworzyłem oczy (niemal całą drogę przespałem), czułem, że cały mój żołądek znajduje się w okolicach gardła. Jakoś jednak udało mi się dotrwać do przystanku w okolicach kasy na pole gejzerów (5000 CLP ~ 30 zł).

Śniadanie przed busem

Wschód słońca na El Tatio

Pierwsza rzecz, jaka zadziwia, to tłumy ludzi, które tam zjeżdżają. Drugą jest uczucie zimna. W moim przypadku i tak podobno było znośnie bo zaledwie -5 stopni Celsjusza. Początkowo to właśnie z szarówką i zimnem mój organizm walczył najbardziej. Nie miałem jakoś też specjalnie ochoty biegać od jednej dziury w ziemi do drugiej, bo po prostu źle się czułem. Wszystko jednak się zmieniło w momencie, kiedy za górami zaczęły się pojawiać się pierwsze promienie słońca. Wtedy zrozumiałem, że ta ranna pora nie jest związana jedynie z „efektem pary”, ale przede wszystkim ze wschodem słońca. Wschodzące słońce dało bardzo dużo, przede wszystkim zrobiło się cieplej, okazało się, że niebo jest błękitne, a para wydobywająca się z gejzerów stała się idealnym tłem dla zdjęć :-).

Powrót do San Pedro de Atacamy

Około godziny 8:00 większość wycieczek udaje się w drogę powrotną. Zastanawiało mnie czemu zatem powrót do San Pedro planowany jest na 12:30. Tajemnica szybko się rozwiązała. W drodze powrotnej jest jeszcze m.in. obserwacja zwierząt – dzikie wikunie, hodowlanych lam i viscachy (połączenie szynszyla z zającem) i wiele innych.

Wikunie
a obok “siostry” lamy

W programie są też odwiedziny wioski Machuca, która w zasadzie żyje tylko dzięki turystom. Główną atrakcją jest możliwość spróbowania mięsa z lamy. Pewnie większość z was w tej chwili się oburza, jak to z lamy?! Karo też zrobiła skwaszoną minę, jak usłyszała, że nie omieszkałem spróbować serwowanej potrawy.

Termy na pustyni Atacama

Zgodnie z rozkładem, o 12:30 byłem już przy naszym mieszkaniu. Dotarłem lekko niewyspany, za to dziewczyny pełne życia rwały się do wyprawy na kolejną atrakcję – do gorących źródeł (Termas de Puritama). Z San Pedro de Atacama jedzie się tam około godziny. Ostatnie 400 m, zaraz za kasą (9000CLP ~ 54 zł/os) to prawdziwe wertepy. Termy – małe jeziorka – rozmieszczone są na kilku poziomach, każdy z poziomów ma inną temperaturę wody. Najcieplejsza jest w ostatnim i ma 33 st. C. Wydawało się nam to dość głupie, że idziemy się kąpać w źródłach termalnych, których temperatura jest niższa niż temperatura powietrza. Jednak chęć popływania z małą była silniejsza od naszych wątpliwości :-).

Termas de Puritama
Termas de Puritama

Ku naszemu zaskoczeniu, w trakcie przejścia z jednego basenu do drugiego, było nam jednak strasznie zimno. Wszystkiemu winien był wiatr i wysokość (ok 3200 m n.p.m.) Dlatego też Mania była przenoszona w ekspresowym tempie pomiędzy basenami. Z jednej strony ze względu na zimno, z drugiej na rozgrzane deski, po których się stąpało. Były tak gorące, że niemal po nich biegaliśmy! :-) Jedyną wadą (albo zaletą :-)) term jest brak jakiejkolwiek, oprócz toalet i przebieralni – infrastruktury wokół. Po mniej więcej 1,5 godz. zaczął nam doskwierać głód. Nie wzięliśmy niestety nic ze sobą – była 16:00 a ostatnią rzeczą, jaką zjedliśmy, było śniadanie. Jedynie Marianna niespecjalnie musiała się martwić o zapasy :-).

Laguna Cejar

Nasz „program” tego dnia nie dobiegł jednak końca. Z atrakcji, które dostarczają okolice San Pedro została nam jeszcze do zobaczenia Laguna Cejar. Miejsce wyjątkowe. Turkusowa woda stanowi niesamowity kontrast z pustynnym krajobrazem i błękitem niebem. Jak tak człowiek stoi nad brzegiem takiej laguny to nachodzi go pytanie, „jak to w ogóle jest możliwe, że tu, na takim pustkowiu wydawałoby się, że po środku niczego przyroda płata takiego niesamowitego figla?”.

Laguny Cejar

Tak jakby po przeciwnej stronie Laguny Cejar znajduje się jeszcze jedna atrakcja, Ojos de Salar. Jeziorko o zasoleniu porównywalnym do zasolenia morza martwego przyciąga, w to odludne miejsce, turystów możliwością pływania bez specjalnego wysiłku :-). My również skorzystaliśmy z okazji. Woda jest jednak tak słona i zimna, że Manię zamoczyliśmy jedynie do kolan. Z kolei na brzegu nie ma nawet skrawka cienia, a słońce potrafi tam porządnie przypiec.

Ojos de Salar

Dlatego też nasza kąpiel ograniczyła się do wejścia i wyjścia z wody :-), ale i tak było warto.To był nasz ostatni wieczór w San Pedro de Atacama :-(. Żal się było rozstawać z pięknymi krajobrazami, ale też z samym miastem, które mimo że jest typowo turystycznym punktem na mapie Chile to jednak ma w sobie coś, co nie pozwala o nim myśleć tylko w kategoriach „pustynnej sypialni”.

Related posts

Wszystko o kolumbijskiej kawie

Legenda El Dorado – Laguna Guatavita

Co trzeba wiedzieć o stolicy Kolumbii