Główna » Nasze podróżnicze marzenia

Nasze podróżnicze marzenia

by Mario
Oglądając codziennie otaczający nas świat, mamy świadomość, że mamy ogromne szczęście. Jakoś się nam te nasze drogi w życiu tak poplątały, że trafiliśmy na siebie, mamy dwoje cudownych dzieci, kochamy swoje życie i do tego realizujemy nasze marzenia. Te większe i te mniejsze, te trudniejsze i te łatwiejsze do zrealizowania. Czasami marzenia częściowo zrealizowane znowu trafiają na naszą listę, jak chociażby kamper, ale jakby nie patrzeć, mamy niesamowite szczęście, że nasze marzenia prędzej czy później się spełniają. To właśnie one pomagają nam budzić się każdego dnia i napędzają nas do działania.
Każdego cieszy co innego. Jedni zbierają na nowy samochód, inni kupują nowy telewizor. Każdy ma swój własny sposób wytwarzania endorfin. My jeździmy nastoletnim już autem, telewizora nie potrzebujemy. Nasze endorfiny to bilety lotnicze – im wyżej dany kraj na naszej liście marzeń, tym większa euforia. I choć naszych podróżniczych marzeń jest co najmniej kilkanaście, wybraliśmy dla was ścisłe podium.
 

USA

Ciągle się zastanawiamy, jak to możliwe, że jeszcze się tam nie wybraliśmy. Codziennie widzimy kilka promocji relatywnie tanich lotów i nigdy jeszcze nie zdecydowaliśmy się na ich zakup. Pewnie dlatego, że chcemy mieć na Stany dużo czasu. Wymarzyliśmy sobie, że super byłoby kupić tam samochód, wsiąść na wschodnim wybrzeżu, przejechać na drugi koniec kraju i wrócić południem albo północą. Przy dobrych wiatrach na taką podróż potrzebujemy co najmniej miesiąc plus całkiem spory zasób gotówki. Co roku sobie obiecujemy, że za rok to na pewno. No właśnie, może w przyszłym roku?
 

Nowa Zelandia

Jak ktoś nas pyta o naszą najpiękniejszą dotychczasową podróż, to bez wahania odpowiadamy: Islandia. To właśnie ten kraj zrobił na nas ogromne i – jak do tej pory – największe wrażenie. W tym momencie następuje, jednak jedno „ale”. Jesteśmy przekonani, że tylko jeden kraj może sprawić, że zmienimy zdanie. Kraj, który nas absolutnie zachwyca, o którym marzymy i śnimy po nocach. Gdyby nie to, że podróż do Nowej Zelandii trwa 35 godzin, a bilet kosztuje ponad 2500 zł, to z pewnością już dawno Antypody byłyby na naszej liście podróży już odbytych. Na razie jednak zostaje na naszej dreamlist. O czymś przecież jednak trzeba marzyć, prawda?
 

Zorza polarna, czyli powrót na Islandię

Odkąd wróciliśmy z Islandii totalnie oczarowani wszystkim, co tam zobaczyliśmy, obiecaliśmy sobie, że na pewno jeszcze tam wrócimy co najmniej dwa razy: latem, by zobaczyć najbardziej zieloną trawę na świecie oraz zimą, by doświadczyć czegoś, co zdarza się najczęściej na tamtej szerokości geograficznej. Zorza polarna to zapierający dech w piersiach spektakl wywołany przez wiatr słoneczny. Zazwyczaj pojawia się nagle, światło raz jest mocniejsze, raz słabsze. Może mienić się kolorami tęczy, przybierać barwę od niebieskiego i zielonego, po ciemnoczerwony.
 
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że wystarczy wsiąść do samolotu i 3 godziny później możemy się już cieszyć widokiem tego cuda. Zorza polarna to dla nas coś tak niepojętego, że postawiliśmy sobie za cel, by w końcu ją zobaczyć. A wiecie co jest w tym najfajniejszego? O naszym marzeniu dowiedzieli się inni i postanowili pomóc nam je spełnić! Dzięki ofercie współpracy z CASAMUNDO jutro wylatujemy na Islandię w poszukiwaniu zorzy. Trzymajcie kciuki, by słońce nie zawiodło i kilka razy wydało z siebie jakąś magiczną kolorową burzę magnetyczną. Czy się uda? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że zawsze warto próbować. Bo marzenia są po to, by je spełniać, prawda?

29 komentarzy

janusz 13 sierpnia, 2023 - 17:38

sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

Odpowiedz
janusz 26 lutego, 2023 - 19:36

n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylaja wszystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

Odpowiedz
Weronika Cichowlas 31 października, 2017 - 22:52

Honorata Janowicz

Odpowiedz
Małgorzata Kozar 31 października, 2017 - 16:59

Super! Zazdraszczam! Mam pytanie, może troszkę niedyskretne, ale w żadnym razie nie pytam złośliwie. Powiedzcie mi proszę, co robicie, że stać Was na takie podróże? W sensie skąd macie pieniądze na tak częste i raczej nie tanie podróże? Czym się zajmujecie poza podróżowaniem? Jakie macie zawody? Tylko nie myślcie sobie, że chcę poznać Wasze zarobki. Pytam, bo wydaje mi się, że z mężem nie najgorzej zarabiamy, a ciągle nie możemy sobie pozwolić na bardziej egzotyczny wyjazd. Może coś robimy źle, a może po prostu czegoś nie wiemy o podróżowaniu Zdradźcie swój sekret

Odpowiedz
Kasia Adamczyk-Tomiak 31 października, 2017 - 18:51

Małgorzata Kozar, polecam zapytać Oszczędnicka – to osoba, która nie zarabia milionów, a sama zebrała kasę na podróż dookoła świata (!!!) i teraz doradza innym jak to zrobić :D

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 19:39

Chyba po prostu jest tak, ze jedni wydają pieniądze na podróże, inni na rzeczy materialne jak nowszy samochód, nowy sprzęt grający czy budowę domu. My zawsze jeździmy na własną rękę, wybieramy tanie linie lotnicze i polujemy na promocje biletów, wszystko organizujemy sami wiec odpada nam dużo kosztów tzw. pośredników. Na miejscu korzystamy z airbnb, śpimy pod namiotem i w ramach couchsurfingu. Dużo czasu poświęcamy blogowi-staramy się pisać teksty, jakie sami chcielibyśmy czytać, uczymy się robić coraz lepsze zdjęcia. Wszystko to procentuje , tak jak przy tej wyprawie na Islandię, w której pomaga nam Casamundo . No i oczywiście jeszcze pozostaje kwestia oczekiwań co do samego wyjazdu – jaki standard wybierasz i za co chcesz zapłacić. To tak w dużym skrócie . Acha, pracujemy na normalnych etatach, na których zonglujemy urlopem jak tylko się da .

Odpowiedz
Małgorzata Kozar 31 października, 2017 - 19:52

Kurczę, to już chyba wiem na czym polega u nas problem. Po pierwsze wiecznie inwestujemy w dom. Dom po treściach, częściowo do remontu, częściowo do wykończenia. W trzech słowach – studnia bez dna. Drugi problem to chyba strach przed samodzielnym podróżowaniem – w sensie bez biur podróży. Jedyny taki wyjazd był na Chorwację i chyba dalej się nie odważę… A już samodzielne szukanie lotów to dla mnie level hard master No cóż, może kiedyś…

Odpowiedz
Małgorzata Kozar 31 października, 2017 - 19:55

Co to jest airbnb i couchsurfing? (wiem wiem, jestem totalnie zielona)

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 21:09

Małgorzata, airbnb to portal zrzeszający ludzi wynajmujących swoje mieszkania albo domy a couchsurfing to serwis za pomocą którego można gościć kogoś za darmo – w ten sposób nie tylko nie płacisz za nocleg ale te poznajesz kraj z zupełnie innej strony . Supersprawa!

Odpowiedz
Małgorzata Kozar 31 października, 2017 - 21:23

I serio ludzie to robią? Za darmo?! Szok!

Odpowiedz
Karolina Szymańska 31 października, 2017 - 21:50

Małgorzata serio serio . I co najlepsze, to działa na całym świecie!

Odpowiedz
Małgorzata Kozar 31 października, 2017 - 21:53

O żesz Ty… Chyba muszę się temu bliżej przyjrzeć

Odpowiedz
Łukasz Kędzierski 31 października, 2017 - 16:22

3mam kciuki za pogode i wysoki wskaznik Kp

Odpowiedz
Kamila Wielińska 31 października, 2017 - 16:21

Superowo!!!! Bawcie się fajnie!!!! Czekamy na fotki i relacje!!!:)

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 15:24

Z głową w gwiazdach – chętnie poznamy kilka tricków, jak upolować obiektywem najlepszą zorzę świata :).

Odpowiedz
Ewa Guzek 31 października, 2017 - 15:11

Trzymamy kciuki! My byliśmy w tym roku w marcu. Zainspirowały nas zdjęcia Mani w „To the moon and back” My tez na Islandię jeszcze wrócimy, zwłaszcza że w grudniu objawi nam się pamiątka z tej podróży, czyli nasz drugorodny (zwany małym Wikingiem )

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 15:25

ulalala, to rzeczywiście chyba najlepsza pamiątka z Islandii, jaką sobie można wymarzyć! <3. I bardzo nam miło, że to właśnie nasza Mania była inspiracją :). Czujemy się trochę jak przyszywani rodzice chrzestni małego Wikinga <3.

Odpowiedz
Joanna Długowska 31 października, 2017 - 14:47

Zasypujcie!

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 15:26

Obiecujemy! :)

Odpowiedz
Monika Lejkowska 31 października, 2017 - 14:33

Jedno z moich marzeń Udanego wyjazdu

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 15:26

Wielkie dzięki – Islandia ma w sobie jakąś taką magiczną moc przyciągania, prawda? :)

Odpowiedz
Monika Lejkowska 31 października, 2017 - 15:40

Zdecydowanie tak To musi być magiczne miejsce

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 23:33

Monika Lejkowska i takie właśnie jest

Odpowiedz
Marcin Kozicki 31 października, 2017 - 14:24

Powodzenia! :) Pozdrówcie ją od nas ;)

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 14:24

Jak ją spotkamy, a prognozy mówią, że tak to pozdrowimy :-)

Odpowiedz
Marcin Kozicki 31 października, 2017 - 14:25

Spotkacie :)

Odpowiedz
Our little adventures 31 października, 2017 - 14:25

Marcin Kozicki z nami to nic nie wiadomo. Maskonury w maju też mieliśmy zobaczyć :-)

Odpowiedz
Marcin Kozicki 31 października, 2017 - 14:27

No cóż bywa. Ale zorza z pewnością dla Was zatańczy :)

Odpowiedz
Anita Śliwka 31 października, 2017 - 15:03

Ale super! Trzymam kciuki żeby się udało… to moja kolejna pozycja na liście, wiec czekam na Wasze wrażenia!

Odpowiedz

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.