Twierdza Masada i Morze Martwe - Our Little Adventures

Twierdza Masada i Morze Martwe

Piąty miesiąc ciąży a my zdecydowaliśmy, że wejście na Masadę, gdzie znajdują się starożytne ruiny twierdzy to doskonały pomysł.
Jeśli do tej pory nie uznaliście nas za nienormalnych, to teraz nie będziecie już mieli większych wątpliwości :-).

Masada, na którą się wdrapaliśmy, to legendarne wzgórze, położone na Pustyni Judzkiej, na szczycie którego Żydzi bronili się przed Rzymianami w 73 r. n.e. Ostatecznie według jednej z teorii wszyscy obrońcy Masady popełnili samobójstwo, nie chcąc się dostać do rzymskiej niewoli. Dlatego też Masada jest dla Żydów miejscem wręcz świętym, a jej nazwa występuje m.in. w przysiędze jaką składają żołnierze izraelscy („Masada nigdy więcej nie upadnie”).

Zdobywamy szczyt Masady

Kto normalny budzi się i swoje dziecko o 3:30 w nocy, tylko po to, żeby obejrzeć wschód słońca na pustyni ze wzgórza Masady? No kto? :-)  Warto także wspomnieć o tym, że  żeby obejrzeć ten wschód trzeba się wspiąć około 470 m ponad poziom Morza Martwego (- 420 m pod poziomem morza). Niby nie dużo, ale jeśli wziąć pod uwagę nasz skład (kobieta w ciąży + dziecko w plecaku) pobiliśmy chyba rekord świata. Dotarliśmy na sam szczyt w 42 minuty. Wyprzedzając po drodze niejedną osobę.

Masada o poranku widziana oczami dziecka

Musimy jednak przyznać, że to, co zobaczyliśmy, było warte każdej wspinaczki i każdej absurdalnej pory pobudki. Marianka całą 103-kilometrową drogę z Jerozolimy na pustynię przespała. Przespała również moment naszej wspinaczki. Obudziła się idealnie tuż przed wschodem słońca. Zastanawialiśmy się wtedy, jak my dotrzymamy jej tempa przez cały dzień, skoro ona wypoczęta, a my z oczami na zapałki :-).


Mania postanowiła jednak, na samym wzgórzu, przejść dużo więcej niż my. A to skacząc z murków, żeby zaraz na nie ponownie wejść. A to zbierała kamienie. Wszędzie było jej pełno.

Przy schodzeniu z Masady zaczynało się robić piekielnie gorąco

W drodze powrotnej z Masady – Ein Gedi

Nadzieja na zmęczenie dziecka była także w malownicznym Parku Narodowym Ein Gedi, który leży niedaleko Masady. Pozwoliliśmy się tam Mani porządnie zmęczyć – przez blisko 30 minut walczyła z kamieniami w jednym z małych wodospadów w oazie.


Ein Gedi nie tylko przyciąga turystów. Z racji tego, że jest to jeden z nielicznych terenów zielonych w okolicy można spotkać tam wiele gatunków zwierząt, np. kozy, które skaczą po drzewach albo góralka przylądkowego (taka wielka śmieszna świnka morska). Gwarantujemy, że jeśli wybierzecie się tam z dziećmi, na pewno będą zachwycone.

Góralka przylądkowa

Morze Martwe z dwulatką

Ostatnim punktem tego dnia była plaża w północnej części Morza Martwego. O samym morzu nie będziemy pisać zbyt dużo –  mnóstwo informacji można znaleźć w Internecie. Niestety dwójka z naszej trójki nie pałała zachwytem do tej atrakcji. Nasza dwulatka głównie przez kategoryczny zakaz chlapania nóżkami, a Tata przez fatalne wejście do wody, o które można było sobie pokaleczyć nogi. Nie musimy chyba tłumaczyć jak działa słona woda na rany.

Według nas Morze Martwe z dzieckiem, tak małym to słaby pomysł. Przede wszystkim nie jesteśmy w stanie upilnować dziecka, żeby się nie pochlapało na twarzy. Jeśli do tego dojdzie to w zasadzie można już wychodzić ponieważ jest to bardzo nieprzyjemne dla dziecka. Prawdopodobnie będziemy też prowadzić nierówną walkę z dzieckiem o to żeby spróbowało się położyć i unosić swobodnie na wodzie.

Poznajemy żydowską tradycję

Wieczorem w hostelu czekała na nas jeszcze jedna atrakcja. Razem z innymi gośćmi Abrahama przygotowywaliśmy wspólną, tradycyjną kolację szabatową. Mania również pomagała (obierała kasztany), ale szybko jej się to znudziło i przeszła do zjadania marchewki i przestawiania naczyń z miejsca na miejsce.  Sama kolacja, poza oczywistą zaletą – jedzeniem, była też dla nas wspaniałym doświadczeniem w poznawaniu kultury i tradycji żydowskiej.

Mania, mimo dość intensywnego dnia, nie mogła sobie odpuścić zabawy z innymi dziećmi w hostelu. Oczywiście pierwsze skrzypce grały poduszki, ale też powodzeniem cieszył się stół do piłkarzyków. Chyba powoli wchodzimy w ten etap, że Marianna w podróży będzie potrzebowała rówieśników. Dobrze, że Jasiek w drodze :-).

Related posts

Weekend z dziećmi w Polsce – nasze ulubione miejsca dla rodzin

Mierzeja Wiślana z dziećmi na rowerach

Murale na Zaspie – rodzinny spacer po Gdańsku

3 komentarze

Nie Usiedzę W Miejscu 11 lutego, 2016 - 19:00
oj tam zaraz "nienormalni" ;) raczej normalni z pasją:)
aleksandrakaliszan.com 11 lutego, 2016 - 18:36
magiczne miejsce!
Our little adventures 11 lutego, 2016 - 18:48
Tak to prawda.
Add Comment