Może się to wydawać dziwne, ale pustynie nas strasznie fascynują. Kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy ogromną Atakamę w Chile, sami byliśmy zaskoczeni, jak bardzo te bezkresne połacie piachu, ta kruchość człowieka wobec ogromu natury robią na nas niesamowite wrażenie. W Maroku kulminacyjnym punktem programu miała być właśnie wizyta na Saharze, co do której mieliśmy naprawdę duże oczekiwania. Motywem przewodnim dla dzieci było też słowo wielbłąd, odmieniane na wszelkie możliwe sposoby. Nie było ważne, co będziemy jeszcze oglądać pod drodze do Merzougi, ważne, żeby był wielbłąd i czy jeszcze daleko do wielbłąda.
A oglądać było co. Wąwóz Todra to kolejny dowód na to, że natura potrafi zadziwiać. Blisko 300-metrowe prawie pionowe skały sprawiały wrażenie, jakby były przecięte nożem. Coś niesamowitego. Oczywiście nasz półgodzinny spacer wśród skał musiał być wypełniony obowiązkowym punktem, czyli rzucaniem kamieni do strumyka.
Do bram Sahary – miasteczka Merzouga dojechaliśmy jeszcze przez zmrokiem, co nam się ostatnio nie zdarzało zbyt często. Ugościł nas Mohamed z Soymerzougaonline. To z nim kolejnego dnia przemierzaliśmy pustynię: najpierw w aucie 4×4, a wieczorem na wielbłądach do obozu na pustyni, ale Sahara zasługuje na pewno na oddzielny post. Nie musimy chyba dodawać, że znowu było strasznie zimno.
6 komentarzy