Główna » Tajemnicza Warszawa – rodzinny spacer śladem legend warszawskich

Tajemnicza Warszawa – rodzinny spacer śladem legend warszawskich

by Karo

O tym, że dzieciaki lubią zagadki, nie trzeba nikogo przekonywać. Zabawa w chowanego, w ciepło-zimno czy wielkanocne poszukiwania jajek i zajączków z czekolady zawsze wciągają na całego. Każdy rodzic wie, że maluchy to po prostu uwielbiają.

A gdyby tak potraktować warszawskie Stare Miasto jak jedną wielką mapę pełną zagadek i tajemnic do odkrycia? Skąd się wzięła Warszawa, gdzie się ukrywał straszny Bazyliszek i ile schodków prowadzi na wieżę kościoła Świętej Anny? Czy Syrenka istniała naprawdę, gdzie mieszkał Wars i po co król Zygmunt stoi na tak wysokiej kolumnie? Wystarczy trochę naszej rodzicielskiej wyobraźni i pomysł na emocjonujące popołudnie z dziećmi mamy gotowy.

Zapraszamy Was na rodzinny spacer śladem legend warszawskich! Nasze maluchy od początku do końca były podekscytowane! :)

Legendy warszawskie – fantastyczny pomysł na rodzinny spacer

Niemal z każdym fragmentem warszawskiej Starówki wiąże się jakaś tajemnicza i nie do końca wyjaśniona legenda. I tak, według przekazywanych sobie od kilku wieków opowieści, na ulicy Krzywe Koło kiedyś grasował straszny Bazyliszek, który zabijał wzrokiem, na Piwnej można było spotkać diabła Chmielorza, w kamienicy Pod Świętą Anną zamurowano czarnego kocura mającego kontakt z siłami nieczystymi a do dzisiaj na Rynku Starego Miasta podobno co noc przechadza się widmo kobiety bez głowy…

O tym wszystkim i kilkudziesięciu innych legendach można przeczytać w przepięknie wydanej przez Muzeum Warszawy „Antologii Legend Warszawskich”, która niedawno wpadła w nasze ręce. Do książki dołączona jest też czytelna, przyjazna dla dzieci mapka obrazkowa Starego Miasta. Są tam też zaznaczone miejsca, których już nie ma, m.in. ratusz staromiejski, dawny kirkut czy potok Dunaj, w którym miała mieszkać Syrenka. Nasza 4,5-letnia Mania w zasadzie nie miała problemu z odcyfrowywaniem uliczek i zabytków, Jasia z kolei bardzo ciekawiły kolorowe rysunki przedstawiających wybrane postacie z legend.

To właśnie ta prosta kolorowa mapka posłużyła nam jako pomoc w naszym spacerze. Wybraliśmy dla dzieciaków 3 najbardziej przystępne dla nich legendy, wymyśliliśmy zadania i ruszyliśmy przed siebie. Całość zajęła nam ok. 2 godzin.


Wieża kościoła Świętej Anny – początek naszej przygody

Spacer zaczynamy od wdrapania się na wieżę kościoła Świętej Anny (bilet dla dorosłych – 6 zł, dzieci powyżej 4 roku życia – 5 zł, młodsze wchodzą za darmo). Z tarasu widokowego rozciąga się wspaniały widok na całe Stare Miasto i prawobrzeżną Warszawę – gwarantujemy, że na każdym małym i dużym odkrywcy robi to za każdym razem takie samo ogromne wrażenie.

Z tarasu świetnie widać Zamek Królewski, Kolumnę Zygmunta i Wisłę. Tutaj można zacząć naszą zabawę. My rozpoczęliśmy od krótkiej opowieści historii o Zygmuncie III Wazie, który w 1596 r. przeniósł się do Warszawy ze swoim dworem z Krakowa i teraz, stojąc na wysokiej kolumnie, strzeże naszego miasta. Na wieży warto też zapowiedzieć legendę o Syrence, Warsie i Sawie i o Bazyliszku – pokazać na mapie, gdzie będziemy iść i poprosić maluchy, by spróbowały odszukać te miejsca na mapie.


Ulica Wąski Dunaj i Rynek Starego Miasta – poszukiwania Syrenki czas zacząć

Ze tarasu widokowego kierujemy się na Plac Zamkowy i stamtąd przez ul. Piwną i Wąski Dunaj (gdzie kiedyś płynął strumień i podobno właśnie tam mieszkała Syrenka) na Rynek Starego Miasta. Na Rynku prosimy dzieci o odszukanie pomnika Syrenki Warszawskiej. Możemy wspólnie zastanowić się, w jaki sposób Syrenka dostała się do miasta, skąd przypłynęła i dlaczego została symbolem Warszawy. My zrobiliśmy też mały przystanek na coś słodkiego :) – wiadomo, że nawet najbardziej emocjonujących zagadek nie można zadawać w nieskończoność! :)


POMOC DLA RODZICÓW

W „Antologii Legend Warszawskich” można przeczytać kilka różnych wersji legendy o warszawskiej Syrence. Nam najbardziej podoba się historia spisana przez Mariannę Gal (ss. 388-389):

Dawno, dawno temu, w głębinach Bałtyku, żyły dwie piękne siostry, syreny, kobiety z rybimi ogonami. Któregoś dnia jedna z nich popłynęła w stronę wysp, tam gdzie leży dzisiejsza Dania, i osiadła na wybrzeżu. Można ją zobaczyć i teraz, siedzącą na skale u wejścia do portu w Kopenhadze. Druga dopłynęła aż do wielkiego nadmorskiego portu – Gdańska, a potem dalej popłynęła Wisłą. Zatrzymała się wreszcie w miejscu, gdzie leży dziś Stare Miasto. Zachwyciła się widokami – pięknym piaszczystym brzegiem, rozległym nurtem rzeki – i postanowiła tu zostać. Niewiele czasu minęło, gdy rybacy spostrzegli, że coś dziwnego dzieje się z ich sieciami. Ktoś im je plątał, wypuszczał ryby z więcierzy i wzburzał fale Wisły podczas połowu. Zaniepokojeni, postanowili zaobserwować, co jest przyczyną tego zamieszania. Wkrótce okazało się, że sprawczynią jest właśnie syrena. Śpiewała jednak tak pięknie, że oczarowani rybacy pragnęli, aby została z nimi jak najdłużej.

Pewnego razu bogaty kupiec wyładowywał na brzegu towary z Gdańska. Zobaczył syrenę wynurzającą się z fal i usłyszał jej piękny śpiew. Wówczas przyszedł mu do głowy okrutny pomysł. Schwyta syrenę i będzie ją pokazywał na jarmarkach. A ile na tym zarobi! Jak pomyślał, tak i zrobił. Podstępem ujął syrenę i uwięził ją w drewnianej szopie. Jej skargi usłyszał pewien młodzieniec, syn rybaka i postanowił wypuścić ją na wolność. Którejś nocy zebrał przyjaciół i z ich pomocą udało się mu ją uwolnić. Syrena z wdzięczności za to, że mieszkańcy stanęli w jej obronie, obiecała im, że w razie potrzeby oni też mogą liczyć na jej pomoc. I dlatego od tamtej pory warszawska Syrenka trzyma w rękach miecz i tarczę.


Bazyliszek na Krzywym Kole

Gdzie szukać legendarnego warszawskiego Bazyliszka? Odpowiedzi jest pewnie tyle, ile różnych wersji legend o nim. Jedne mówią o tym, że ten mityczny stwór, będący skrzyżowaniem koguta z wężem i jaszczurką, mieszkał w którejś z kamienic przy Rynku Starego Miasta. Inne zaś, że strzegł skarbu w lochach przy „zakazanej ulicy” Krzywe Koło. Przyznam, że my sami mieliśmy trudność z odnalezieniem się w tym gąszczu informacji.

Na Rynku Starego Miasta, na kamienicy Riaucourta (zwana też Jeleniowską lub Pod Bazyliszkiem) możecie zobaczyć chyba najbardziej znany wizerunek Bazyliszka. Nam jednak bardziej się spodobał ten, który można zobaczyć dwa budynki dalej, na rogu Rynku i ul. Świętojańskiej, na kamienicy „Pod Lwem”.

Bardziej komercyjny obrazek Bazyliszka jest wystawiany tuż przy wyjściu z Rynku na ulicę Krzywe Koło, gdzie dzieciaki mogą na chwilę same stać się tym strasznym stworem.

POMOC DLA RODZICÓW

Przed pójściem na spacer przeczytaliśmy chyba wszystkie dostępne opowieści o Bazyliszku. A jest ich naprawdę dużo. Wszystkie są trochę makabryczne, z drastycznymi opisami, dlatego też na potrzeby naszych małych dzieciaków wybraliśmy skróconą opowieść Wandy Chotomskiej, „Legenda o warszawskim Bazyliszku” („Legendy Warszawskie – Antologia”, ss. 96-101). Przy wyborze właśnie tej wersji legendy, nie bez znaczenia pozostał fakt, że sposób na smoka znalazł tutaj nie dzielny rycerz czy odważny mieszczanin, ale zwykła dziewczyna Magda, która chciała uratować swojego brata zamienionego w kamień przez Bazyliszka. Idealny pozytywny wzór dla małej dziewczynki, prawda? :).

Dawno, dawno temu, w lochach średniowiecznej Warszawy żył straszny potwór Bazyliszek. Był wielki, ogromny, miał skrzydła jak nietoperz, ogon jak krokodyl, łapy zakończone szponami i takie oczy, że na kogo tylko spojrzał, ten od razu zamieniał się w kamień.

Bazyliszkowy wzrok… – mówili ludzie. Szeptem, ze strachem, żeby potwór nie usłyszał. Żeby żadne słowo nie doszło do lochu, w którym spędzał całe dnie. Bo za dnia nigdy z podziemi nie wychodził.

– Śpi… – mówili ludzie i z niepokojem patrzyli na Ratuszowy zegar. – Ach, żeby spał jak najdłużej! Żeby choć raz przespał całą noc! Żeby i nam pozwolił spać spokojnie!

Ale noce nie były spokojne. O północy, niemal jednocześnie z ostatnim uderzeniem zegara, ziemia zaczynała drżeć, kamienie przewalały się z łoskotem, a ludzie zaryglowani w domach szeptali jeden do drugiego: – Obudził się… Idzie… Wyszedł z lochu… Żeby tylko ominął nasz dom.

I zatykali sobie uszy, żeby nie słyszeć łopotu skrzydeł i głosu Bazyliszka. Ale głos docierał wszędzie (…).

Próbowali różnych sposobów, żeby przebłagać Bazyliszka – składali mu okup, przed wejściem do lochu kładli jedzenie, nic nie pomagało. (…) Odczyniali czary, szeptali zaklęcia, próbowali święconej wody – wszystko na nic. Ani przebłagać się nie dał, ani walczyć z nim nie było można.

Ba, znaleźli się śmiałkowie, którzy szli do lochów. Kilku z nich sam burmistrz wysłał, obiecując sowitą nagrodę. Uzbrojeni byli po zęby, ale żaden nie wrócił. A broń, z którą szli do lochów, znajdowano potem na progach ich domów – pogiętą, połamaną, do niczego niezdatną. Jakby Bazyliszek rzucił ją tam na znak, na przestrogę, na dowód swojej siły.

Lęk chwytał ludzi za gardło. – Broń zniszczył, a ludzi zmienił w głazy… Do końca świata spod ziemi nie wyjdą. Stoją tam w kamienne posągi obróceni… (…)

Ale chłopakom myśl o Bazyliszku nie dawała spokoju. I tak się zdarzyło, że jeden z nich, bo zaledwie piętnastoletni Marek, powiedział któregoś dnia do swojej siostry Magdy: – Bazyliszek ma takie oczy, że na kogo spojrzy, ten obraca się w kamień. Więc ja, gdybym tam szedł, tobym wziął nie tylko miecz, ale i tarczę. Tarczą bym się zasłonił, żeby mnie nie widział, i łubudu! – na niego! (…)

[Magda] poszła spać, ani przez chwilę nie przypuszczając, że brat jeszcze tej samej nocy zakradnie się do komnaty ojca, że weźmie stamtąd miecz i tarczę, że cichaczem wymknie się z domu…

Spała tak mocno, że nie słyszała ani ratuszowego zegara wydzwaniającego północ, ani łopotu skrzydeł Bazyliszka. A rano obudził ją płacz matki: – Marka nie ma! Wybiegła przed dom. Na progu leżał połamany miecz, strzaskana tarcza. I kamień. Płaski, ciemny kamień przeorany pazurami Bazyliszka, zgnieciony jego łapą. (…)

[Magda długo zastanawiała się, jak pomóc bratu. I nagle wpadła na genialny pomysł]. Bazyliszek ma złe oczy. Na kogo spojrzy, ten obraca się w kamień. Więc jeśli spojrzy na siebie…

Chwyciła lustro. Wbiegła do lochu. W mroku. W ciemności. W kamienny korytarz. Między kamienne posągi, które stały wzdłuż ścian. I nagle z daleka, jakby z głębi studni, usłyszała ryk Bazyliszka:

– Kto tu przyszedł, ten nie wróci, zaraz w kamień się obróci!

Przywarła do kamieni. Wstrzymała oddech. Zasłoniła się lustrem. (…) Zamknęła oczy. Zbliżał się. Szedł. Słyszała jego kroki. Głos:

– Gdzie masz tarczę? Gdzie masz miecz? Widzę jakąś dziwną rzecz. Jakiś potwór patrzy na mnie, zaraz mu nauczkę dam, zaraz go zamienię w kamień. Auuuuu! Kto to?

– To ty sam! Zamieniałeś ludzi w kamień, teraz sam się w skałę zamień! – krzyknęła Magda i lustro wyleciało jej z rąk.

Rozbiło się na kawałki, na sto słonecznych promieni. W lochu zrobiło się jasno, posągi przemieniły się w ludzi. Wszyscy wołali:

– Jesteśmy ocaleni! Dziewczyna nas uratowała! Bazyliszek skamieniał, a myśmy ożyli! Marek tulił ją w ramionach, a ona płakała. Wielkimi łzami z wielkiej radości, że wszystko tak dobrze się skończyło (…).

Wars i Sawa na ul. Rybaki

Ostatnim punktem naszego spaceru jest ulica Rybaki, przy której obecnie znajduje się Multimedialny Park Fontann.

Dawno, dawno temu, około roku 1300 założono miasto Warszawa, wówczas nazywaną Warszową albo Warszewą. Do dzisiaj trwają spory historyków skąd się wzięła nazwa miasta. Jednym z możliwych wyjaśnień są opowieści o legendarnym rybaku Warsie i syrence Sawie, którzy najpierw się w sobie zakochali, a potem – na wiślanej skarpie, gdzie obecnie znajduje się ul. Rybaki – zbudowali swój dom.

A ponieważ każde miasto ma swoje tajemnice, które tworzą jego tożsamość, nie zastanawiając się dłużej jak było naprawdę, zeszliśmy z Barbakanu i ulicą Mostową skierowaliśmy się w stronę średniowiecznych Rybaków.

Przed II wojną światową ulica ta była dosyć gęsto zabudowana, wcześniej mieściły się tu domy rodzin rybaków, piaskarzy i flisaków – wszystkich tych, którzy żyli z pracy przy Wiśle. Dzisiaj została na niej tylko jedna kamienica, zaś na całej jej długości zostały wybudowane fontanny. Próbując odszyfrować mozaikową opowieść o Warsie i Sawie, którą można zobaczyć na kamienicy na rogu ul. Boleść i Rybaków, opowiedzieliśmy dzieciakom legendę o najstarszych mieszkańcach Warszawy.


POMOC DLA RODZICÓW

Naszą ulubioną legendę o Warsie i Sawie napisała Wanda Chotomska („Legendy Warszawskie. Antologia”, Muzeum Warszawy, ss. 382-387). Można jej w całości posłuchać TUTAJ w świetnej interpretacji Wiktora Zborowskiego.

Antologię legend warszawskich i mapkę, której śladami chodziliśmy po Starym Mieście można kupić TUTAJ.

To jak, wybieracie się z nami na rodzinny spacer po legendarnej Warszawie? :)

Dołącz do nas!

4 komentarze

Anonim 10 listopada, 2019 - 09:06

Ksiazki się skończyły :(
Super pomysł, chciałam od razu zrealizować. Poczekam na dostępność książki

Odpowiedz
Anonim 29 marca, 2019 - 08:00

Dziękuję! Świetny plan wycieczki!

Odpowiedz
Lena 24 stycznia, 2019 - 23:29

Wspaniały pomysł na ciekawy, edukacyjny i jednocześnie rozrywkowy spacer! Gratuluję pomysłu i podziwiam zaangażowanie ?

Odpowiedz
@werkaandlenka 24 stycznia, 2019 - 19:43

Super. Uwielbiam takie ” pokazywanie” dzieciakom ważnych miejsc. By były świadome i ciekawe swojej historii. Tak mam nadzieję już wkrótce pokazac im Warszawę:)

Odpowiedz

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.