Uparliśmy się na Lagunę Guanaroca – nie ma co do tego wątpliwości. To tam Karola chciała cofnąć się w czasie i przypomnieć sobie czasy dzieciństwa, kiedy to oglądała flamingi w zoo. Tym razem mieliśmy oglądać te piękne zwierzęta nie w zoo, ale w ich naturalnym środowisku w dodatku na Kubie. Czy można sobie wyobrazić lepsze okoliczności?
O tym przeczytasz
RANCHO LUNA – SAMO POŁUDNIE KUBY
Zanim jednak zabierzemy was na pokaz kilka słów o Rancho Luna. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że miasto jest raczej wsią z jedną ulicą, hotelem i jedną państwową restauracją. Rancho Luna to wg mnie również najgorszy nocleg jaki mieliśmy na Kubie. Wszystko to jednak przyćmiewała odległość domku do morza – 50 m. Plaża w zasadzie pusta, jedynymi turystami poza nami byli ludzie, którzy wybrali się na spacer plażą z pobliskiego hotelu.
INTERNET NA KUBIE
Przejście tej głównej i jedynej ulicy zajęło nam około 1h w jedną stronę, a naszym celem był hotel o zaskakującej nazwie…Rancho Luna :-). Skoro już jednak byliśmy na miejscu postanowiliśmy skorzystać ze zdobyczy techniki i wykupić sobie godzinę internetu ( 6 CUC). To był nasz pierwszy kontakt od tygodnia z Polską. Przez tę godzinę udało nam się zalogować na moją i Karoli pocztę i wymienić się trzema zdaniami na czacie FB. Później się okazało, że to i tak ogromny sukces. Wszystkie tego typu witryny są z dość mocno blokowane i kontrolowane. Internet jest też dostępny tylko dla wybranych obywateli.
EDIT: Wiele się od czasu powstania tego posta zmieniło na Kubie. Obecnie można znaleźć już hotspoty wifi na wyspie a i dostęp do ogólnoświatowej sieci jest nieco łatwiejszy. To nie oznacza, że będziecie mogli udostępniać instastories, ale pewnie da się normalnie otworzyć jakąś witrynę.
FLAMINGI NA KUBIE – SPEŁNIONE MARZENIE
Najbardziej widowiskowy dzień z całego naszego wyjazdu, niecodziennie ma się okazję oglądać flamingi w końcu. Z samego rana skorzystaliśmy z dobrodziejstwa okolicznej natury i wybraliśmy się nad Lagunę Guanaroca – kilka kilometrów od Rancho Luna. Wycieczka z przewodnikiem – nam się trafił super facet, mówiący łamanym angielskim, kosztuje 10 CUC od osoby i jest warta swojej ceny. Na miejscu okazało się, że na wejście czeka jeszcze jedna para. Wymieniliśmy się z nimi w lengłydżu kilkoma słowami, po czym okazało się, że to Polacy :-).
Laguna zachwyca przede wszystkim różnorodnością. Szczególnie Karola była zachwycona obecnością flamingów. Liczone w setkach drobiły w tej dość płytkiej wodzie jak gejsze :-) Aaaa całkiem zapomniałem dodać, że po lagunie pływa się łódką (wiosłuje przewodnik). Przy brzegu widać poprzyczepiane ostrygi do kłączy zanurzonych w wodzie, a na lądzie ogromne, uciekające kraby. Przede wszystkim ma się uczucie całkowitego oderwania od rzeczywistości, bo jest cisza, spokój i nietknięta natura.
BYŁY FLAMINGI CZAS NA NURKOWANIE NA KUBIE
Dzień zaczął się dość wcześnie. O 8:30 byliśmy już umówieni przy Centrum Nurkowym. Dwa nury kosztują 60 CUC, 10 CUC pływanie z rurką. Pierwszy nurek będzie na wraku statku rybackiego. Po zanurzeniu okazało się, że rafa jest, ale kompletnie bez koloru.Życia pod wodą też nie za wiele. Sam wrak okazał się kutrem rybackim. Także pierwsze nurkowanie okazało się dla mnie dość dużym zawodem. Siłą rzeczy snorklowanie Karo również nie mogło należeć do udanych. Podczas drugiego nurkowania ruszyliśmy na tzw. ścianę. Ogromna rafa, która w pewnym momencie się urywa i ma się pod sobą ogromną przepaść. Przygody nurkowe skończyliśmy chwilę po południu, lżejsi o 70 CUC.