Jak są traktowane słonie w Tajlandii? Hmm… to zależy. Od miejsca, od ludzi, od warunków, od pieniędzy. Nie ma tu jednej odpowiedzi, nic tu nie jest tu czarno-białe. Dlaczego warto trochę o poczytać o słoniach, zanim odwiedzi się je w rezerwacie albo sanktuarium? Dlaczego tak ważna jest świadoma turystyka w Azji? Jak szukać etycznego miejsca dla słoni, w którym rzeczywiście dba się o zwierzęta?
Mam nadzieję, że mój tekst pomoże Wam wyrobić sobie własne zdanie na ten temat.
Tekst napisałam na podstawie rozmów z Tajami, obcokrajowcami mieszkającymi w Tajlandii od kilkunastu lat, osobami, które są świadkami zmiany kulturowej w podejściu do słoni. Objerzałam też dziesiątki filmów dokumentalnych, relacji filmowych z ostatnich kilku lat, przeczytałam opracowania ogranizacji międzynarodowych czy wpisy na blogach podróżniczych. Chciałam zobaczyć sytuację słoni w większym obrazku, wykraczającym poza samo nasze tajskie doświadczenie.
Szczególnie dziękuję Jackowi Chiltours.pl, z którym przegadałam na temat słoni długie godziny (btw: to właśnie Jacek pokazał nam 7 lat jedno z pierwszych sanktuariuów dla słoni w górach w okolicy Chiang Mai).
O tym przeczytasz
- 1 No więc o co chodzi z tymi słoniami w Azji?
- 2 Ale do rzeczy – o co chodzi z tymi słoniami?
- 3 I tu zaczyna się kolejny problem – słonie w Tajlandii
- 4 Sanktuaria dla słoni – nowy sposób na rozwiązanie problemu słoni?
- 5 Jak szukać etycznych rezerwatów dla słoni?
- 6 No dobra, ale czy słonie w sanktuariach są naprawdę szczęśliwe?
- 7 Lanta Elephant Sanctuary, Koh Lanta
- 8 Czy warto pójśc do sanktuarium dla słoni? Oczywiście, że tak!
- 9 Zostań z nami na dłużej!
No więc o co chodzi z tymi słoniami w Azji?
Słonie w Tajlandii, lub szerzej w Azji, to temat rzeka i na pewno jeden tekst na blogu to stanowczo za mało na opisanie sytuacji tych zwierząt. Pamiętajcie też, że…
wydając sądy na jakiś temat, zwłaszcza jeśli dotyczy to innej kultury i innej szerokości geograficznej, zawsze trzeba wziąć pod uwagę kontekst.
Bardzo łatwo jest ocenić czyjeś zachowanie na podstawie jednego czy dwóch filmów z internetu czy pojedynczej relacji na Instagramie.
A jeśli sprawa dotyczy traktowania zwierząt albo małych dzieci, to automatycznie zaczynamy generalizować. Nie ukrywam, że sama tak wielokrotnie robiłam i robię nadal. Nawet mimo swojego socjologicznego wykształcenia i dużej otwartości na świat. Nasz mózg lubi proste, czarno-białe rozwiązania.
★★★
Ale do rzeczy – o co chodzi z tymi słoniami?
Słonie to niekwestionowany, święty symbol Tajlandii a wielu Tajów i Tajek ma z nimi niezwykłą, magiczną wręcz więź. Jednak przez dziesiątki lat siłą zabierano je z dżungli, ich naturalnego środowiska, by wykorzywać je do pracy w wojsku czy przemyśle. Potem stały się zwierzętami gospodarskimi. Ale żeby słoń mógł w ogóle zacząć wykonywać polecenia człowieka, najpierw trzeba było go oswoić.
Wiecie, że w Tajlandii populacja słonia w ciągu zaledwie 100 lat zmniejszyła się prawie o 98%?
– według danych WWF i innych międzynarodowych organizacji dzikich słoni żyje tam teraz około 3000-3500 sztuk. Słoń azjatycki został wpisany na listę gatunków zagrożonych wyginięciem we wszystkich krajach występowania (podobnie zresztą jak słoń afrykański).
W Tajlandii istnieje kilka miejsc, gdzie można zobaczyć dzikie słonie żyjące w swoim naturalnym środowisku. Jednym z nich jest Kui Buri National Park, w którym byliśmy całą rodziną. Było to nie-sa-mo-wi-te doświadczenie.
I tu zaczyna się krwawa, niechlubna historia. Bo oswajanie takiego ogromnego, dzikiego, niezależnego i silnego zwierzęcia proste nie jest. Praktyka ta nazywa się łamaniem ducha i jest tak naprawdę okrutnym, krwawym znęcaniem się nad zwierzęciem. Więcej poczytacie o tym w moim emocjonalnym bardzo tekście sprzed 7 lat – Czy szczęśliwe słonie istnieją?
Kiedy jednak – w dużym skrócie i upraszczając – w Tajlandii weszły w życie przepisy ograniczające pracę słoni w gospodarstwie i przemyśle drzewnym (w 2014 roku wprowadzono prawo chrony zwierząt: „Prawo o zapobieganiu okrucieństwu wobec zwierząt i zapewnianiu im dobrobytu”), WWF i inne lokalne organizacje zaczęły prowadzić kampanie zwiększające świadomość istnienia problemu, oficjalnie zakazano także krwawych praktyk związanych z przystosowywaniem tych dzikich zwierząt do pracy z ludźmi.
Trzeba było zatem znaleźć sposób na utrzymanie ich. Bo słoni, które zostały złamane lub urodziły się w niewoli, nie można odesłać z powrotem do dżungli. Nie poradziłyby w niej sobie.
★★★
I tu zaczyna się kolejny problem – słonie w Tajlandii
Bo taki przeciętny słoń zjada ponad 150-200 kg roślin dziennie. Co więcej, je on nieustannie, przez 20 godzin dziennie (pozostałe 4 godizny śpi). A jedzenie, jak wiadomo, kosztuje. I to niemało. Dużo, dużo więcej, niż mógłby pomieścić budżet tajskiej rodziny w gospodarstwie na wsi. Na szczęście (lub nieszczęście dla słoni), moment ten zbiegł się w czasie z turystycznym otwarciem się Tajlandii.
Właściciele słoni wpadli więc na pomysł „zatrudnienia” tych zwięrząt w turystyce. Turyści z Europy, z Ameryki, Australii czy ostatnio z Chin, zaczęli na słoniach jeździć, robić sobie zdjęcia siedząc na ich na trąbach, bić brawo, kiedy słoń malował trąbą obrazki, strzelał gole do bramki czy stawał na tylnych nogach.
Jeszcze na początku XXI wieku przejażdżka na słoniu nie była niczym szokującym. Była normą. Obejrzyjcie sobie filmiki na YouTubie z tego okresu.
A ponieważ turystów chętnych na tak „egzotyczne” i łatwo dostępne doświadczenie było więcej, słonie, zamiast odpoczywać, zaczęły pracować non stop. Bez chwili wytchnienia. Biznes się kręcił, właściciele słoni byli zadowoleni coraz bardziej. Same zwierzęta coraz bardziej zaś cierpiały.
Na szczęście, po kilku latach turystycznego słoniowego boomu, międzynarodowe organizacje zajmujące się prawami zwierząt, obcokrajowcy mieszkający w Tajlandii, a także coraz więcej świadomych istnienia tego problemu Tajów zdecydowało się podjąć konkretne działania.
★★★
Sanktuaria dla słoni – nowy sposób na rozwiązanie problemu słoni?
W taki właśnie sposób powstał pomysł wykupowania słoni z niewoli i umieszczania ich w specjalnych rezerwatach, w których podstawowe prawa tych zwierząt zaczęły być respektowane. Słonie nie musiały już wozić na swoich kruchych i delikatnych plecach turystów, nie były dźgane metalowymi prętami, nie przywiązywano ich krótkimi łańcuchami do drzew. Zaczęły odpoczywać i żyć we względnym spokoju. Przynajmniej takie były założenia.
Oczywiście, jak każda zmiana, także i ta wymagała czasu. Najpierw schroniska dla słoni zaczęły powstawać na północy Tajlandii. Potem, jak świadomość sieciowych biur turystycznych zaczęła rosnąć i zamiast proponowania klientom przejażdżki na słoniu, zaczęły organizować wycieczki do takich etycznych miejsc, zmalało zapotrzebowanie na słoniowe sztuczki. Wzrosło natomiast na towarzyszenie zwierzętom w ich codziennych czynnościach.
I znowu biznes zaczął się kręcić. Turyści zaczęli płacić za karmienie słoni, okładanie ich błotem, spacery do stawu, szorowanie ich szczotką czy inne słoniowe SPA. Jednak, jak się możecie domyśleć, świat, w którym żyjemy idealny nie jest. Obok etycznych sanktuariów, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać pseudosanktuaria, w których oficjalnie o słonie się dba a nieoficjalnie nadal stosuje się drastyczne metody „opieki” nad nimi.
★★★
Jak szukać etycznych rezerwatów dla słoni?
Etycznych rezerwatów dla słoni, tzw. elephant sanctuary jest całkiem sporo. Jak ich szukać? Przede wszystkim poczytajcie najpierw opinie na google’u czy w mediach społecznościowych. Zobaczcie zdjęcia czy filmiki ludzi, którzy oznaczają się w takich miejscach. Z reguły kilkunastominutowy research pozwoli Wam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy miejsce jest etyczne czy nie.
Spójrzcie także na program dnia, dostępny na stronach rezerwatów. Jak często organizowane są wycieczki? Jak liczne grupy przyjmują? Ile kosztuje wejście? Lampka powinna się Wam zapalić, jeśli zobaczycie, że wizyty organizowane są na przykład co godzinę, słonie kąpią się 10 razy w ciągu dnia a grupy przekraczają kilkanaście osób.
★★★
No dobra, ale czy słonie w sanktuariach są naprawdę szczęśliwe?
I to jest to pytanie, na które nie ma pewnie jednoznacznej odpowiedzi. Bo skąd możemy wiedzieć, że słoń naprawdę ma ochotę kąpać się trzy razy dziennie a nie dwa? Czy punkt 12:00 słoń chciałby zjeść kosz bananów a nie na przykład taplać się w tym czasie w błocie? Albo czy naprawdę słoniom nie przeszkadza przytulanie się do 20 czy 30 osób dziennie?
Podobne pytania można zadać marokańskim właścicielom wielblądów, polskim właścicielom stajni, w których prowadzone są lekcje jazdy konnej, właścicielom psów czy innych zwierząt, które trzymamy w klatkach, terrariach i akwariach. A co z ogrodami zoologicznymi? Tu też można otworzyć podobną dyskusję.
Z pewnością słonie byłyby szczęśliwsze w ich naturalnym środowisku. Tylko że w znakomitej większości tego środowiska naturalnego już nie ma. Powierzchnia lasów w Tajlandii w ciągu ostatnich 70 lat zmniejszyła się z 80 do 20%. A każdy dorosły słoń potrzebuje powierzchni co najmniej 100 km2, aby zapewnić wystarczającą ilość pożywienia.
Jednak jeśli z kolei przestaniemy odwiedzać sanktuaria, stracą one podstawowe źródło utrzymania – pieniądze turystów. A brak pieniędzy oznacza brak pożywienia dla słoni. Kółko się zamyka. Takie są konsekwecje działań człowieka. Coś, co zrobiliśmy 200 czy 50 lat temu ma swoje odzwierciedlenie dzisiaj i trzeba się z tym zmierzyć.
★★★
Lanta Elephant Sanctuary, Koh Lanta
Jednym z takich etycznie prowadzonych sanktuariów dla słoni na Koh Lancie jest Lanta Elephant Sanctuary. Miejsce jest kameralne, przebywają w nim obecnie 3 słonice: Dookdik, Mali i Srisook. Rezerwat otwarty jest codzienne, można skorzystać z trzech programów. Najkrótsza opcja kosztuje 1800 bth (ok. 235 pln), najdroższa i najdłuższa 4000 bth (ok 520 pln). Obsługa sanktuarium może Was odebrać z hotelu i po zakończonej wycieczce Was do niego odwieźć.
Dodatkowo, Lanta Elephant Sanctuary ma bardzo fajnie prowadzoną politykę dbania o odwiedzających. Na stronie sanktuarium możecie znaleźć mnóstwo przydatnych informacji na temat życia słoni, tego, w jaki sposób możecie się zaangażować. Jest to naprawdę super pomocne.
Myślę, że szczególnie dzieci warto zabrać do takiego miejsca.
Opowieści przewodników, możliwość doświadczania „skóra do skóry” tak ogromnego i majestatycznego zwierzęcia naprawdę na długo zostają w pamięci. No i dzieciaki, zgodnie ze starą jak świat zasadą Konfucjusza „Powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem.”, po takiej wizycie stają się naturalnymi ambasadorami obrońcami słoni. Serio, serio. Kiedy pierwszy raz odwiedziliśmy takie sanktuarium 6 lat temu, niespełna trzyletnia wtedy Marianka potem, jak tylko zobaczyła gdzieś kogoś siedzącego na słoniu, z wielką złością powtarzała „Przecież na słoniu nie wolno jeździć!”.
★★★
Czy warto pójśc do sanktuarium dla słoni? Oczywiście, że tak!
Podczas takiej wizyty można naprawdę bardzo dużo dowiedzieć się o sytuacji słoni, życiu tych zwięrząt i mieć z nimi bezpośredni kontakt. Pracownicy tych miejsc z reguły żyją z nimi od pokoleń, wiedzą więc o nich niemal wszystko.
No i tak, jak pisałam już wcześniej – odwiedzając etyczne sanktuaria dla słoni, rzeczywiście przyczyniamy się do poprawy losu tych zwierząt – niemal całość pieniędzy za bilety jest przeznaczana na jedzenie i utrzymanie sanktuariów. A to warto robić zawsze, niezależnie od wszystkiego.
★
★
2 komentarze
Na Koh Lanta znajduje się również sanktuarium Following Giants. https://www.followinggiants.net/ tutaj w ogóle nie ma się bezpośredniego kontaktu ze słoniem, który niekoniecznie chce przytulac się do ludzi. Takie podejście jest jeszcze bardziej fair wobec zwierząt. Wybierajmy świadomie 😀
Mateusz, bardzo dziękuję za polecajkę, właśnie czegoś takiego szukałam (długo już wertowałam internet), z szacunkiem do zwierząt, bez dotykania, zmuszania do kąpieli itp. na pewno skorzystam!