Wzgórza Golan to obszar w północno-wschodniej części Izraela. Rozciąga się od jeziora Galilejskiego (Tyberiadzkiego), aż po samą granicę z Syrią i Libanem. Jednocześnie uznaje się, że jest to najbardziej newralgiczny obszar Izraela.
Wzgórza Golan to również miejsce, w którym nasze wyobrażenia i wierzenia zderzą się z rzeczywistością. W dzieciństwie, większość z nas poznała historię Jezusa, który rozmnożył chleb i ryby, żeby nakarmić wszystkich, którzy zgromadzili się by wysłuchać jego przypowieści, który chodził po wodzie, zadziwiając wszystkich wokół, który siedząc gdzieś daleko na pewnej górze, za górami, za lasami opowiadał, kto jest lub będzie błogosławiony i dlaczego.
O tym przeczytasz
Wzgórza Golan – kraina Jeziora Galilejskiego
Właśnie podczas naszego czwartego dnia w Izraelu mieliśmy okazję być w tych wszystkich miejscach – owe „za górami, za lasami” zmaterializowało się w postaci Kafarnaum, Góry Błogosławieństw i Jeziora Galilejskiego, czyli miejsc, gdzie – wg Nowego Testamentu – żył i nauczał Jezus. Pamiętam, że jako dziecko wyobrażałam sobie te miejsca jako magiczną krainę, w której dzieją się rzeczy niezwykle. Coś, co jednocześnie istnieje naprawdę, przekraczając czas, przestrzeń i zwykły bieg zdarzeń i coś, co należy do świata snu, opowieści przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Coś, co nie miało prawa się zdarzyć, a jednak się zdarzyło.
Dzisiaj, kiedy odwiedziliśmy to miejsce razem z Manią, z tego niezwykłego świata dziecięcej wiary nie pozostało we mnie prawie nic. Zobaczyliśmy świetnie prosperujące miejsca pielgrzymek ludzi z całego świata, zarządzane przez kolejne pokolenia związane z Kościołem. Sklepy, w których można kupić różnego rodzaju pamiątki i dewocjonalia: coca-colę i chipsy obok magnesów na lodówkę z podobizną Chrystusa. I na tym moglibyśmy się zatrzymać.
i Góry Błogosławieństw
Gdy zajrzeliśmy trochę głębiej, pomijając tę całą popkulturowo-pielgrzymkową otoczkę, dostrzegliśmy że w każdym z tych miejsc jest coś, co rzeczywiście przyciąga. Spokój i majestatyczność Jeziora, na którego brzegu Mario uczył Mariankę puszczać kaczki. Ruiny synagogi, w której nauczał Jezus, a Mania samodzielnie pokonywała kolejne schodki. Światło bijące z kościoła na Górze Błogosławieństw, wokół którego wspólnie ganialiśmy się, szukając drzew pomarańczowych.
Na pewno moment, w którym odkrywaliśmy dla siebie te miejsca, bardzo nam pomógł – styczeń nie należy w tzw. Ziemi Świętej do najczęściej wybieranej pory roku przez turystów i pielgrzymów. Nie było więc tłoku (w zasadzie nie było niemal nikogo), mogliśmy w spokoju odnaleźć swój rytm. I chyba właśnie o to chodzi w podróżowaniu do wszystkich tych znanych z różnych ważnych ksiąg i książek miejsc. Na znalezieniu własnego sposobu na odkrywanie ich, gdzieś pomiędzy kartkami przewodnika i odhaczeniem kolejnego „must see”.
Wodospad w Banas Nature Reserve
Poza miejscami związanymi z historiami biblijnymi, tego dnia byliśmy jeszcze w dwóch ciekawych punktach. Pierwszy to park krajobrazowy na zboczach Wzgórz Golan, Banas Nature Reserve. Można wybrać się tam dość łatwym szlakiem wzdłuż strumienia do małego wodospadu (całość zajmuje jakieś 45 minut). Wydaje się, że to punkt obowiązkowy dla wszystkich izraelskich rodzin i szkolnych wycieczek ;-).
Góra Bental – pomiędzy Libanem a Syrią
Drugie miejsce, znacznie ciekawsze ze względu na swoje nietypowe położenie, to Góra Bental. Na górze tej, położonej tuż przy granicy z Libanem i Syrią, znajduje się baza ONZ. Punkt widokowy i knajpka, w której jedliśmy obiad (Coffee Anan na cześć Kofiego Annana) są usytuowane w tym samym miejscu, z którego żołnierze patrolują okolicę.
Musimy przyznać, że dosyć specyficznie się tam czuliśmy, a to dość nieprzyjemne uczucie potęgował niesamowicie zimny wiatr. (Pierwszy raz naprawdę przydały się nam prezenty gwiazdkowe od Regatta Polska.) Z jednej strony piękne widoki na masyw górski Hermonu, a z drugiej jednak lekkie poczucie zagrożenia (pamiętna wojna Yom Kippur).