Kto by pomyślał, że to właśnie Portugalia okaże się jednym z naszych największych europejskich zachwytów? Może dlatego, że polecieliśmy kompletnie nieprzygotowani, bez planu, bez miejsc koniecznych do odhaczenia, bez większej spinki. Wiedzieliśmy tylko tyle, że mamy zarezerwowany samochód i wynajęty dom pod Óbidos (o samym magicznym Óbidos napaliśmy tekst pełen ochów i achów!). Wiedzieliśmy też, że nie chcemy biec przez Portugalię – chcemy nieśpiesznie się nią delektować, zupełnie tak, jak dobrym porto.
Na swoją bazę wybraliśmy środkową część Portugalii. Przez te pięć świąteczno-noworocznych dni Estremadura pozwoliła nam zauroczyć się w niej na tyle, że wśród naszych znajomych zaczęliśmy kampanię promocyjną Portugalii. W nas samych zaś urodziła się myśl, że chętnie byśmy się tam przeprowadzili, szczególnie podczas naszej zimy. Godzina drogi od Lizbony i mamy wszystko czego do życia z dzieciakami potrzebujemy: piękne, piaszczyste, ogromne plaże w lagunie Obidos, świeże i pyszne jedzenie w Peniche, kilkudziesięciometrowe klify na Praia de Rei Cortico, zamki, klasztory i malownicze wzgórza. A wszystko to w bliskiej odległości (ok. 30 km) od Óbidos.
Każdego dnia odkrywaliśmy kolejne tajemnice Estremadury, niekiedy wracając do tych samych miejsc po więcej, czasami po więcej ciszy i spokoju, czasami po więcej historii. Jesteśmy przekonani, że każdy znajdzie w tym regionie Portugalii coś dla siebie. Poniżej nasze perełki.
NIESAMOWITE PLAŻE POD OBIDOS I W FOZ DE AREHLO
Plaża de Rei Cortico znaleziona całkiem przypadkowo. Kiedy wracaliśmy z plaży niedaleko domu zobaczyliśmy znak i pojechaliśmy przed siebie. Jak bardzo warto było zboczyć z utartego szlaku dowiedzieliśmy się już za chwilę. Malutka plaża, po której dzieciaki biegały w poszukiwaniu patyków do rysowania na piasku, żeby za chwilę zarzucić twórczą ideę i zacząć się wpinać na wielkie klify. Do tego wszystkiego ogrom Atlantyku, który pokazywał swoją siłę. Spędziliśmy na tej plaży całkiem sami jakieś dwie godziny, a można byłoby tam spokojnie zostać kolejne dwie.
Plaża do Mar w Foz do Arelho. To tu obejrzeliśmy, w towarzystwie latawców kitesurferów, ostatni zachód słońca 2017 roku. To tu Mania z Jasiem dostali głupawki chcąc nas ścigać i przewracać na piasek. To tu krzyczeli: „Mamo chodź, słoneczko zachodzi”. To tu tłumaczyliśmy, gdzie to słoneczko sobie poszło. To tu też pierwszy i jedyny raz przemarzliśmy do szpiku kości. Ale jak bardzo warto było przemarznąć!
TOMAR I ALCOBACA
Alcobaca to jedno z tych leniwych małych miasteczek, w których czas jakby się zatrzymał. Jednak tym, co czyni to miejsce czymś wyjątkowym w skali całej Portugalii jest opactwo Santa Maria de Alcobaça, zbudowane przez zakon Cystersów, w całości wpisane na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO. Jest to jeden z najstarszych i największych zabytków gotyckich w Portugalii: opactwo zostało założone w połowie XII wieku. Zwiedzającym, co prawda, nie udostępniono całego kompleksu, ale to, co można zobaczyć i tak robi niesamowite wrażenie: przepięknie rzeźbione wnętrza, drzewka pomarańczowe na dziedzińcu i miejsce po przepływającej rzece przez środek ogromnej wyłożonej kaflami kuchni (mnisi mogli łowić tam ryby!). Trzeba to po prostu zobaczyć na własne oczy.
Natomiast Tomar to chyba najdalszy punkt w Estremadurze, do jakiego dotarliśmy. Wpadliśmy tam chwilę przed zachodem słońca i w ostatniej chwili, żeby odkryć tajemnice zakonu Templariuszy (Convento de Cristo, również na liście UNESCO). Klasztor Zakonu Chrystusa jest tak zbudowany, że bardzo łatwo się tam zgubić, co nam się z wielką przyjemnością udało kilkukrotnie. Nigdy nie wiedzieliśmy, którym krużgankiem wyjdziemy. Moglibyśmy tam chodzić jeszcze kilka godzin, gdyby nie to, że klasztor miał być zaraz zamknięty a dodatkowo Mania z Jasiem mieli inny plan: chcieli odkryć tajemnice sklepowych lodówek – słowo lody tego wieczora było naszym przewodnikiem po wąskich uliczkach Tomar.
OGROMNA JASKINIA
Największa w Europie jaskinia – Mira de Aire. Szczerze się wam przyznamy, że nie jesteśmy fanami takich atrakcji. Może dlatego, że żadna jaskinia nie wywołała do tej pory efektu „wow”. Początek zwiedzania nie zapowiadał i w tym przypadku nic dobrego – 10-minutowy film w małej salce, która wygląda tak, jakby była zorganizowana tylko po to, by wydłużyć czas zwiedzania. Jednak 110 m poniżej powierzchni sytuacja wyglądała diametralnie inaczej. Ogromne przestrzenie poszczególnych komór jaskini, stalaktyty i stalagmity, które przyrastają 1mm na 100 lat. Natura ponownie nam pokazała jak potężne i niesamowite rzeczy potrafi tworzyć. Mania dzielnie przemierzała na własnych nóżkach korytarze jaskini, co kilka kroków próbując zamoczyć ręce w podziemnych strumykach albo małych jeziorkach. Jaś przespał niemal całą wycieczkę.
LISBON STORY
Nie możemy jednak zapomnieć o naszej ukochanej Lizbonie, która zauroczyła nas już jakiś czas temu, i do której wracamy bardzo, bardzo chętnie. Kochamy klimat i gwarność tego miasta, jego tramwaje, wąskie, kręte, uliczki. Dzieci kochają merengue, które mogłyby pochłaniać w niezliczonych ilościach. O tej porze roku Lizbona ma jeszcze większy urok niż w szczycie sezonu. Nie oznacza to jednak, że do głównych atrakcji swojego nie trzeba odstać. Ah jeszcze jedno będąc w Lizbonie przenieśliśmy się na chwilę do Bangkoku – w Lizbonie pełno jest tajskich tuk-tuków, co nie uszło uwadze Mani – „Ooo, tuk-tuki, takie jak w Tajlandii! Jedziemy?”.
Podsumowując, jeśli macie w planach dłuższy wolny weekend i zastanawiacie się, gdzie go spędzić z dziećmi, to z czystym sumieniem polecamy wam Portugalię, szczególnie, że można się tam dostać za całkiem dobrą cenę – co jakiś czas pojawia się na stronach wyszukiwarek lotniczych promocja.
38 komentarzy
Nie, braliśmy własne foteliki. Koszt wypożyczenia fotelików przewyższał koszt wynajęcia samochodu. Z tego co pamietam Sixt chcial za dwa ppnad 100€.