My, wielodzietni. Czy jest się czego bać? - Our Little Adventures

My, wielodzietni. Czy jest się czego bać?

Rodziny wielodzietne. Rodziny z co najmniej trójką dzieci. Jakie są? Jacy jesteśmy? Czy rzeczywiście bycie mamą trójki dzieci to bohaterstwo, odwaga, rezygnacja z siebie i ze swojego związku? A może wprost przeciwnie: radość, szczęście, nauka pokory i różnorodność doświadczeń?

Rodziny wielodzietne to temat rzeka. Dodatkowo, chyba każdy i każda z nas ma jakieś konkretne wyobrażenie na ich temat. Co więcej, jeśli sami nie mamy w swoim otoczeniu takich rodzin, doświadczenie oparte głównie na stereotypach, których pełno w przekazach medialnych. Przykłady można by mnożyć: od oskarżeń o próby wyłudzenia 500+, przez prawicowo-katolickie średniowiecze, po najzwyklejszy brak wyobraźni.

Rodziny wielodzietne – 6 różnych opowieści

Dlatego też, tuż po tym, jak sami zostaliśmy 6-osobową rodziną (włączając psa ❥), zapytaliśmy sześć różnych Mam o ich doświadczenia. O ich motywację, codzienność, problemy, z jakimi się mierzą i małe-duże radości. Na nasze pytanie odpowiedziały mamy trójki, czwórki i piątki dzieciaków, mamy-podróżniczki, mamy na pełen etat i te próbujące żonglować tzw. work-life balance.

Większość z nich możecie znać z mediów społecznościowych, gdzie dzielą się swoim zwykłym-niezwykłym życiem. Jak sobie radzą? Czy są szczęśliwe? Czego im możemy życzyć?

PATRYCJA I JEJ 4 BROJE

Patrycję znam z Instagrama. Mam jednak wrażenie, że znamy się dużo dłużej. Ta niezwykle pomysłowa Mama 4 Brojów: Dobrawy, Krzesimira, Gniewosza i Jany bez lukru opisuje swoje małe i duże chwilki z czwórką maluchów. Dodatkowo, właśnie stoi przed nią wyzwanie: za chwilę wraca do pracy jako położna z intensywnej terapii noworodka. W wolnej chwili rysuje (tylko do szkicownika – ale ja czekam na więcej!), próbując nie zabić wszystkich kwiatków w domu i w ogródku.

Broje Pani Matki

Zawsze wiedziałaś, że chcesz mieć większą rodzinę?

Zawsze mówiłam, że jeśli już będę miała dzieci (bo nie było to dla mnie takie oczywiste), to chciała bym mieć przynajmniej 2, ewentualnie 3. O czwórce nigdy bym nie pomyślała. Jednak z każdym z naszych dzieci było nam na tyle dobrze i fajnie, że pojawiała się myśl o kolejnym. Tak to z planowanej kiedyś dwójki zrobiła się czwórka.

Jak wygląda Wasz normalny dzień?

Budzimy się o strasznej godzinie, około 6 rano. Strasznej dlatego, że chętnie pospalibyśmy dłużej wszyscy, oprócz 3-letniego Gniewka, który swoimi harcami budzi resztę domowników. Do 7 staramy się jeszcze polegiwać w łóżkach, Dobrawa czyta jakąś książkę, Jaśka dosypia przy piersi, Krzemek zazwyczaj dołącza do szaleństw Gniewka.

Około 7:30 Tata zawozi trójkę starszych dzieci do przedszkola, ja w tym czasie przygotowuje śniadanie. Po wspólnym posiłku Marek jedzie do pracy, a my z Janką spędzamy dzień razem. Czasem idziemy spotkać się z innymi dziećmi, czasem zostajemy w domu, bo trzeba ogarnąć tonę prania.

Po południu odbieram starszaki z przedszkola i mamy czas dla siebie. Plac zabaw, ogródek, gry planszowe i – nie oszukujmy się – czasem bajki. Po powrocie Taty z pracy około 18:00 siadamy wszyscy  do obiadokolacji.

To dla mnie ważne, żebyśmy posiłki jedli razem przy wspólnym stole. To czas kiedy możemy opowiedzieć co działo się w ciągu dnia, pogadać o planach, czy po prostu pobyć razem całą rodziną.

Zostaje nam około godziny, dwóch na wspólne zabawy. Kąpielą i usypianiem dzieci zajmuje się głównie Marek, Tak było od początku, czyli od kiedy pojawiła się Dobrawa. To taki ich czas. W weekend staramy się jak najwięcej czasu spędzać z dziećmi, gdzieś razem wyjść, pojeździć na rowerach, czy choćby poleżeć na trawie w ogródku.

Jak wyglądają Wasze podróże?

Do tej pory właściwie wszystkie nasze podróże odbywaliśmy własnym autem i organizowaliśmy wszystko we własnym zakresie. Bardzo mi ten system odpowiada. Nie jesteśmy od nikogo/niczego zależni, zawsze możemy pojechać gdzie indziej. W tym roku jednak po raz pierwszy pojechaliśmy do hotelu na all inclusive. Muszę przyznać, że nie jest to forma dla mnie.

Podczas wielu podróży jeździmy ze znajomymi, którzy mają dzieci w tym samym wieku co nasze. Z jednej strony ułatwia to całą wyprawę, bo dzieci mają znajomych z którymi dobrze się dogadują i świetnie bawią. Z drugiej jednak mocno ogranicza wybór miejsc, które mogą nas przyjąć.

Broje Pani Matki

Nasze podróże wyglądają chyba podobnie do podróży innych rodzin. Jeśli jedziemy autem, pakujemy ile się da. Jeśli lecimy samolotem, ograniczamy bagaże do minimum. Trójka starszych dzieci ma plecaki podróżne. W naszą ostatnią podróż na Maltę praktycznie wszystkie ich rzeczy zmieściły się do tych plecaków, które dzielnie nosili na plecach, bez zająknięcia.

Przy kontroli na lotnisku zawsze jest więcej zamieszania, bo mimo wszystko ogarnięcie wszystkich naszych rzeczy trochę trwa. Same podróże samochodem czy samolotem są już dość spokojne, nasze dzieciaki dobrze znoszą i jeden i drugi środek transportu.

W czasie samego pobytu na miejscu robimy to, na co mamy ochotę i siły. Nie mamy planu, że musimy wszystko obejrzeć. Uważam, że podróże mają być miłym doznaniem, a niekoniecznie zaliczeniem wszystkich atrakcji.

Co Ci dają dzieciaki?

Młodość! :) A na serio, to taką dziecięcą radość, szaleństwo i luz. Oczywiście też stress czy zmęczenie. Nie lubię kiedy ludzie mówią, że dzieci ich ograniczają. Czy bez dzieciaków szalałabym po domu do piosenek z filmów Disneya lecących z głośników? Chyba nie. Jestem typem kanapowca. To dzieciaki dają mi powera, żeby ruszyć się z domu, coś zobaczyć, coś przeżyć. Chcąc pokazać im, nauczyć ich jak najwięcej, sama się rozwijam.

Czy spotkałaś się z jakimiś niefajnymi komentarzami na temat liczby dzieci?

Mieszkamy w takiej okolicy, gdzie sporo jest rodzin 2+, 3 lub więcej. Na spacerach czy w sklepie nie wzbudzamy więc żadnych emocji. Kiedy ruszymy się „w miasto” słyszymy raczej pozytywne komentarze. Ostatnio po raz pierwszy usłyszałam przykry, a może raczej niestosowny komentarz skierowany bezpośrednio do mojej osoby. Niedługo wracam do pracy. Załatwiając formalności usłyszałam, że właściwie po co, przecież emeryturę mam zapewnioną. Myślę, że to słowa były po prostu nieprzemyślane.

Broje Pani Matki

Mama i Tata – kto się zajmuje dziećmi, a kto tylko pomaga?

Generalnie, to oboje pomagamy sobie wzajemnie. Zajmujemy się dziećmi (jak i zresztą domem) oboje. Nie wyobrażam sobie, że jedno z nas zajmuje się dziećmi. One są nasze wspólne, wspólnie podjęliśmy takie, a nie inne decyzje, wspólnie się z pewnych założeń wywiązujemy.

Jest takie powiedzenie, że do wychowania dzieci potrzebna jest cała wioska. Jak to jest u Was?

Naszą wioską jest moja siostra i rodzice Marka, a także grupa naszych bliskich znajomych. Jednak wychodzę z założenia, że to my zdecydowaliśmy się na dzieci i to nasz „obowiązek” się nimi zająć. Dziadkowie swoje dzieci już mieli i odchowali. Nie maja obowiązku zajmować się wnukami, to ich dobra wola. Staramy się jak najmniej obarczać ich naszymi „obowiązkami”. Co nie znaczy, że nam nie pomagają, czy że nie mają dobrego kontaktu z dziećmi. Chodzi o to, że staram się poustawiać wszystko tak, żebyśmy na spokojnie sami ogarnęli sytuację, bez angażowania osób „trzecich”.

Jednak kiedy tylko dziadkowie czy moja siostra wyrażą chęć opieki nad dziećmi, korzystamy z tej możliwości. Dzieciaki raz na jakiś czas spędzają noc u dziadków czy cioci. Ciesze się również, że mamy grupę bliskich znajomych, którzy co prawda nie sprawują opieki nad dzieciakami, ale często spędzają z nami czas na wspólnych grach, spacerach czy zabawach, dzięki czemu dzieci mogą sporo się od nich nauczyć.

Na pewno nie zawsze jest różowo. Są też trudne momenty. Z czym masz największy problem?

Z niewyspaniem. Poza tym, większych trudnych momentów nie mamy, jakoś się wszystko toczy swoim rytmem. Czasem jest lepiej, czasem gorzej. Czasem zatuliłabym każdego z osobna, a czasem wystawiła za drzwi.

Jasne, czasem mam dość. Hałasu, bałaganu, czasem mam dość, kiedy chłopaki zaczynają ze zwykłej zabawy urządzać niemalże wojnę. Albo kiedy Dobrawa zaczyna marudzić, kiedy Janka budzi się po raz enty w nocy… Wiem jednak, że za chwilę będzie spokój, zaraz się przytulą, zaraz będzie lepiej. Są zdrowi, weseli, całkiem fajni. Nie mogę narzekać.

Praca i dom. Dom i praca. Masz jakąś receptę na tzw. work-life balance?

Luz, luz i jeszcze raz luz… Naprawdę nie trzeba być perfekcyjną panią domu. Czasem mamy porządny obiad, czasem mamy jakieś gotowce. Raz mamy posprzątane, czasem potykam się o zabawki.

Niedługo wracam do pracy. Trzymajcie kciuki! Na pewno łatwiej jest pogodzić pracę z domem, kiedy robisz to co lubisz i daje Ci to satysfakcję. Praca położnej, dzięki swojej zmianowości, daje mi sporą możliwość bycia w domu, bycia z dziećmi. Liczę na to, że jakoś to wszystko ogarniemy.

Ważne jest jeszcze, żeby mimo wszystko wygospodarować też czas dla siebie i dla związku. Nawet nie chodzi o wielkie randki, wielkie wyjścia, ale o bycie razem. Choćby wspólną herbatę przed snem, chwilę rozmowy. Chwilę na nasze zainteresowania, chwilę na samotne posiedzenie w wannie, chwilę na nałożenie maseczki, obejrzenie serialu czy przeczytanie kilku stron książki.

Czego możemy Wam życzyć?

Chyba tylko zdrowia. Resztę ogarniemy :)Więcej o Patrycji: BROJE PANI MATKI


❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥

ANJA MARI. POZDROWIENIA Z BOSTONU

Ania to dla mnie nieustanne źródło inspiracji: modowych, fotograficznych i najzwyczajniej w świecie życiowych. Po studiach w Warszawie wyjechała do Stanów, gdzie mieszka do dziś. Tam pracuje, tam poznała swojego męża. Wreszcie tam urodziła trójkę maluchów. Uwielbiam obserwować jest zdjęcia (zobaczcie jaki ma styl!) i czytać rodzinne mikroopowieści z Bostonu na Instagramie. Jak wygląda życie w Stanach? Za czym tęskni? A co sprawia jej największą radość?

anjamari.com

Zawsze chciałaś mieć większą rodzinę?

Jestem jedną z trojga, wiec dla mnie był to naturalny model. Mój mąż ma z kolei trójkę rodzeństwa. On zawsze mi mówił, ze jak ja chcę troje, to on czworo :). Ale chyba na trójce poprzestaniemy. Ja bym nawet chciała i więcej, ale bez pomocy rodziny, której tutaj nie mam, jest to bardzo trudne. Zresztą zbankrutowałabym na biletach lotniczych do Polski :).

Jak wygląda Wasz zwyczajny dzień?

Teraz każdy dzień to żonglerka. Każdy wygląda trochę inaczej, ale składa się z podobnych części. Wstajemy między 6 a 6:30, najmłodsza Zoe dosypia do 8, wiec daje mi to trochę czasu na spędzenie kilku chwil ze starszakami. Mam też czas na wypicie jeszcze ciepłej (no prawie ciepłej!) kawy.

Mój najstarszy syn, Szymek, jest w pierwszej klasie podstawówki. Mój mąż odwozi go codziennie do szkoły, zanim sam złapie pociąg do Bostonu. Potem ja już żongluję pomiędzy karmieniem i przewijaniem, wyjmowaniem ze zmywarki, prośbami Leo o to czy tamto (mój trzylatek), wstawieniem prania, usypianiem, utrzymywaniem ciszy na tyle, żeby nie obudzić Zoe.

Leo zaczął komunalną zerówkę-zerówkę. Do prawdziwej zerówki pójdzie dopiero jak skończy cztery lata. W Stanach nie ma przedszkoli publicznych, wiec nawet ten program przy szkole publicznej jest płatny i tylko dwugodzinny. Wiem jednak, że w tym wieku Leo potrzebuje kontaktu z innymi, zwłaszcza po tym jak większość czasu spędzał w żłobku, kiedy pracowałam na pełen etat.

Jak odwiozę Leo do zerówki, zazwyczaj nie wracam do domu. Zoe zasypia w samochodzie, wiec ja mam czas na Instagram albo pisanie maili. Ostatnio znów zaczęłam pisać na bloga, wiec wożę ze sobą komputer. Czasem mam milion małych rzeczy do załatwienia w urzędach, na poczcie, itd.

anjamari.com

Potem nadchodzi wyścig, żeby odebrać Leo i zdążyć dojechać do drugiej szkoły po Szymka. Jak mam wszystkie dzieci ze sobą, zazwyczaj jedziemy do biblioteki albo do parku, żeby ich jakoś zająć i wybiegać zanim wrócimy do domu. Potem gotowana w biegu obiadokolacja i czekanie na wsparcie męża.

Jak mamy szczęście, wszyscy zasypiają przed 9. Wtedy mamy czas na jakieś dorosłe rozmowy. Robimy lekką kolację i siadamy razem w ciszy. Czasem uda nam się obejrzeć jakiś serial. Muszę jednak przyznać, że nie zawsze – ostatnio jakoś szybko zasypiam… :).

Wasze podróże – masz na nie jakiś przepis?

Niestety rzadko podróżujemy wszyscy razem. Ja się staram być z dziećmi w Polsce co najmniej raz w roku. W Stanach to spore przedsięwzięcie, bo urlopu jest tu bardzo mało (standardowo 15 dni), więc zawsze muszę brać dodatkowy bezpłatny urlop.

Z Szymkiem latam już od siedmiu lat, wiec lot międzykontynentalny z przesiadką z jednym dzieckiem to dla mnie małe piwo. Zaliczyłam już też różne konfiguracje: jedno dziecko + ciąża, dwójka, jedno + ciąża, dwójka + ciąża. Zawsze jakoś daje radę, choć – muszę uczciwie przyznać, że jest to spory wysiłek. Wszystko jednak rekompensuje widok rodziców, kiedy wpadam w ich ramiona z całym moim dobytkiem :).

W USA nie mam nikogo do pomocy, więc już się przyzwyczaiłam, że dzieci jeżdżą ze mną wszędzie i zawsze. Natomiast nasze rodzinne wakacje to zazwyczaj lokalnie, samochodem do okolicznych stanów. Uwielbiamy New Hampshire i Nowy Jork. Noce w hotelach zawsze są chaotyczne ale zawsze jakoś się udaje wszystkich położyć spać! :)

Co Ci dają dzieciaki?

Sens. Takie to niby oczywiste, może wręcz banalne, ale ja jestem osobą, która ciągle wyznacza sobie jakieś cele, ciągle mi mało. Co więcej, w pracy i karierze nigdy nie mogłam się spełnić do końca. Inaczej jest z dziećmi. One dają mi taką przystań, ostoję, poczucie, że mam to, co naprawdę się w życiu liczy. Tu nie da się niczego przesunąć w górę, więcej i więcej, tu jest pełnia, tu jest wszystko.

Czy spotkałaś się z jakimiś niefajnymi komentarzami na temat liczby dzieci?

Czasem usłyszę, że „to dużo”, że dzieci to ciągłe koszty. Jednak większość komentarzy jest raczej życzliwa. W Stanach jest sporo rodzin wielodzietnych, ponieważ wiele matek nie może wrócić do pracy, więc ten model się rozprzestrzenia. Trójka dzieci jest dość często spotykana, a w niektórych rejonach trójka to nawet mało! Na Południu czy Zachodzie są rodziny z 4-5 a nawet 6-tką dzieci. Nikogo to nie dziwi.

Mama i Tata – kto się zajmuje dziećmi, a kto tylko pomaga?

Oczywiście oboje się zajmujemy dziećmi. Cass i ja to jak dobrze naoliwiona maszyna, wkraczamy w role wymiennie i jakby bezszelestnie, przy trójce dzieciaków i braku wsparcia rodziny po prostu musimy. Nie ma innej opcji.

Jest takie powiedzenie, że do wychowania dzieci potrzebna jest cała wioska. Jak to jest u Was?

Jest takie powiedzenie, fakt. Ale ja tej wioski tutaj nie mam. Są co prawda znajomi, którzy w razie czego pomogą. To jednak zupełnie inna relacja, niż ta z rodziną, do której można przywieść dziecko na weekend, żeby samemu się wyspać czy chorować.

Często zazdroszczę koleżankom z Polski, którym mama gotuje obiad albo zostanie z dziećmi, żeby one mogły pójść do fryzjera czy dentysty… Ja chodzę do dentysty z jednym a nawet z dwoma. Pamiętam nawet, kiedy byłam w ciąży z Leo i dostałam przedwczesnych skurczy, Szymek pojechał ze mną do szpitala na ostry dyżur. No więc ta wioska by się czasem naprawdę przydała…

Czy w USA można w ogóle mówić o work-life balance?

W Stanach nie ma czegoś takiego jak work-life balance. Po około 12 tygodniach po urodzeniu dziecka kobiety są zmuszone wrócić do pracy. Dlatego teraz, mając małą Zoe, nasze prawdopodobnie ostatnie dziecko, chyba po prostu z tej pracy zrezygnuję. Nie oddam jej do żłobkam żeby stać w korkach i stresować się powerpointem czy excelem. Te rzeczy będą musiały poczekać, aż Zoe skończy co najmniej rok. Na szczęście mój mąż pracuje w międzynarodowej firmie, w której jest trochę inne, bardziej elastyczne podejście, więc możemy sobie na to pozwolić.

Czego możemy Wam życzyć?

Zdrowia! Tylko tego nam tak naprawdę potrzeba. Resztę jakoś zorganizujemy.


❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥

OLA FASOLA I JEJ KAJTOSTANY

Olę 'Fasolę’ z bloga Kajtostany najpierw znałam tylko z Internetu. Zachwycałam się ich rowerowymi podróżami po Afryce (razem z mężem Zbychem zdobyli Travelera National Geographic za rodzinne turlanie się po Maroku – Podróż Roku 2015!), spaniem pod namiotem z trójką maluchów (Kajtkiem, Rutką i Wandą) i niespiesznym celebrowaniem wspólnego życia. Potem poznałyśmy się osobiście. Przekonałam się, że dla Oli nie ma rzeczy niemożliwych – zarówno jeśli chodzi o podróże, jak i codzienną walkę o zdrowie córeczki. Ola to dla mnie prawdziwa bohaterka. Pełna niegasnącej nadziei, uśmiechu i ciepła.

Ola Fasola, Kajtostany.pl

Zawsze chciałaś mieć większą rodzinę?

Zawsze chciałam mieć trójkę dzieci. Sama mam dwójkę braci, Zbych też ma dwójkę rodzeństwa, mamy z nimi fajne kontakty i tego samego chcieliśmy dla naszych dzieci.

Wasz zwyczajny dzień – jak wygląda?

Hmmm… zwyczajny dzień. Cóż to takiego?;) Wydaje mi się, że nie mamy zwyczajnych dni. Codziennie coś nowego, codziennie nowe wyzwania i atrakcje. Ale na nudę na pewno nie możemy narzekać.

Kiedy jesteśmy „w domu” w ciągu roku szkolnego, mamy logistyczną układankę. Kto o której zaczyna, kto kończy, co po lekcjach, jaki lekarz, co załatwić. I to wydaje mi się najtrudniejsze przy większej rodzinie. Liczę jednak na to, że niebawem najstarszy syn, Kajtek (8 lat) zacznie sam chodzić na zajęcia i odpadnie wspólne odprowadzanie (choć może szkoda trochę będzie tego wspólnego czasu).

Dodatkowo, w naszej rodzinie mamy jeszcze jedno wyzwanie. Ruta (5 lat) ma mózgowe porażenie dziecięce i masę dodatkowych zajęć logopedycznych, fizjoterapeutycznych w ciągu tygodnia plus wizyty lekarskie u specjalistów, turnusy rehabilitacyjne, zaopatrzenie ortopedyczne. Chyba z tego powodu ta układanka czasem jest tak trudna do ułożenia;)

A Wasze podróże? Ja uczę się od Was bardzo dużo.

Nasze podróże wciąż i wciąż ewoluują. Po prostu wciągaliśmy do nich po kolei kolejne dzieci. Najpierw Kajtka, Rutkę, a ostatnio Wandzię. Zdecydowanie najbardziej lubimy wycieczki rowerowe, biwakowanie, bycie w naturze. I tak nasze podróże najczęściej wyglądają.

Najpierw w przyczepce rowerowej siedział sam Kajtek. Później dołączyła do niego Rutka. Następnie Kajtek przeskoczył na swój rower, a na jego miejsce wskoczyła Wandzia. Zawsze chcieliśmy być w piątkę, więc namiot wymieniliśmy od razu na większy.

Modyfikujemy formy spania, czasem coś dokładamy ze sprzętów (hulajnogi), a część odpada (pieluchy). Dzienne dystanse nam się zmieniają, ale nigdy nie byliśmy z tych szybkich i muszących coś zaliczyć czy koniecznie zwiedzić. Zawsze nasze wyjazdy były powolnym turlaniem się i tego też staramy się przestrzegać. Pilnujemy potrzeb każdego z nas, żeby każdy czerpał frajdę z wyjazdu. Choć rzecz jasna czasem bywa marudzenie, czasem dzieciaki jęczą, a po co znowu na rower, a po co znowu gdzieś tam. Kiedy jednak wieczorem, gdy zasypiamy, maluchy wtulają się i mówią dziękuję, wszystko na nowo nabiera kolorów. 

Co Ci dają dzieciaki?

Brak nudy! Ogromną dawkę energii, czasem o ładunku dodatnim, ale czasem ujemnym. Ostatnio na warsztatach z psychologiem rozmawialiśmy o potrzebach i mieliśmy wyznaczyć potrzeby, które są w naszym życiu zaspokojone. Wybrałam uczenie się, bo każdy dzień jest jakimś odkryciem, jeśli nie umiejętności, to spojrzenia na świat. Uczę się od nich bardzo dużo. Uczę się ich i uczę się siebie, patrząc na siebie ich oczami.

Czy spotkałaś się z jakimiś niefajnymi komentarzami na temat liczby dzieci?

Tak, mój mąż wciąż narzeka ;). I wszystkim odradza trójkę. Ale ten typ tak ma, a tak to chyba szczęśliwie nie. Choć chyba z automatu, kiedy mówię o tym, że mam trójkę dzieci, dodaję że jest wesoło! ;)

Podział obowiązków w domu – jak to organizujecie?

Zajmujemy się dziećmi zdecydowanie razem. Choć syn jest mamusi, a córeczki tatusia ;). Mam to szczęście, że razem jesteśmy w domu. Pracę mamy w domu, dzięki czemu wszystko wychodzi jakoś naturalniej.

Jak muszę gdzieś wyjść coś załatwić, to wiem, że Zbych ugotuje obiad czy odbierze dzieciaki. Absolutnie nie mamy podziałów, że ja tylko piorę i zajmuję się dziećmi, a Zbych coś tam. Uzupełniamy się i wychodzi to płynnie, elastycznie i naturalnie.

Rodziny wielodzietne to też trudne momenty.

Ja zdecydowanie najwięcej problemów mam z czasem. Chyba dlatego tak lubię wyjeżdżać, w podróży się nie spieszę, nie muszę być nigdzie na czas, nie mam „obowiązków”. W codzienności czasem brakuje tego zatrzymania się, spojrzenia na siebie i rodzinę z boku, w oderwaniu od „obowiązków”. Zastanawiam się tylko, czy to kwestia ilości dzieci, czy jednak specyficznej sytuacji, kiedy nie możemy odpuścić, bo od tych obowiązków zależy przyszłość, samodzielność i możliwości naszej córki w przyszłości.

Istnieje u Was coś takiego jak work-life balance?

Nigdy nie miałam ciśnienia na robienie kariery zawodowej. Nigdy nie miałam takiej potrzeby i nadal jej nie odczuwam, choć czasem myślę sobie, że wyjście do ludzi by mi się przydało. Ale u nas ten work-life balance chyba jest zaburzony w drugą stronę.

Pracy tyle, by zarobić na godne życie. Reszta to czas wspólny. Miłości i przytulania dzieciom nie kupię, a uważam że to jedno z podstawowych warunków zdrowego bycia.

Czego możemy Wam życzyć?

Czasem świętego spokoju :). Ale chyba najbardziej zdrowia. Najbardziej czego bym sobie życzyła, to nie muszenia ciągania córki po rehabilitacjach…


❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥

JAK LUBIMY, CZYLI 5 CHŁOPAKÓW I ONA

Ola i jej 5 chłopców. Jej kurki. Jej świat. Jest tak, Jak lubimy, czyli dużo miłości, zamieszania, chaosu i porządku w jednym. Ola pisze o codzienności z bandą maluchów, życiu na wsi, świadomych wyborach i tym, co dla niej najważniejsze. Nie ściemnia, że jest różowo. Nie narzeka. Po prostu pisze, jak jest (dodając do tego TAAAAKIE zdjęcia). I wiecie co? Tym daje mi największe wsparcie. Bo życie jest tu i teraz, takie jakie sobie wypracujemy. Co więcej, właśnie to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.

Ola, Jak lubimy

Zawsze marzyłaś o dużej rodzinie?

Tak! Nawet jako zbuntowana 16-latka, gdy siedziałam ze znajomymi na tyłach naszej szkoły i po kryjomu paliłam papierosy. Już wtedy wiedziałam, że kiedyś będę mamą i będę miała dużo dzieci. Nie wiem skąd, ale byłam tego pewna. Moją inspiracją był Lutza z żoną i ich wesoła gromada. (Arka Noego, Luxtorpeda).

Jak wygląda codzienność rodziny 5+?

Wstajemy rano około 6:00 i ogarniamy przedszkolaków i szkolniaków. Nie jest to ciężka praca, bo chłopcy są bardzo samodzielni. Głównie wygląda to tak, że ja robię kawę a Piotrek zanosi ich jeszcze trochę śpiących do salonu. Wszystkich musimy popędzać i wciąż przypominać, że muszą się ubrać i zjeść. Wszystkich, oprócz Staszka. Ten ośmiolatek wstaje czasami przed nami, ubiera się, ogarnia sobie śniadanie i jest gotowy do wyjścia w pięć minut.

Później Piotrek zawozi chłopaków do szkół a ja idę do kurek. Otwieram kurnik, zbieram jajeczka, trochę pogadam z dziewczynami i zrobię kilka zdjęć. Gdy Piotrek wróci staramy się pomodlić, zjeść jakieś śniadanie… Później przeważnie Piotruś idzie do pracy lub zajmuje się domem czyli remontem. Ja spędzam czas z rodziną, ugotuję obiad idziemy na spacer…

Ola i jej rodzina, Jak lubimy

Staram się też bardzo często wychodzić na kawę do sąsiadek albo do Ikei albo gdziekolwiek. Byle tylko wziąć Rysia i iść poza dom. Dzięki temu lepiej się czuję i mam poczucie, że nie tylko Rysiu jest zaopiekowany, ale i ja spędzam czas przyjemnie.

Popołudniami odrabiamy wspólnie lekcje. Przeważnie wszyscy razem przy jednym dużym stole siedzimy i meczymy te zadania. W międzyczasie oczywiście chłopcy gonią się, biegają i skaczą, krzyczą, puszczają piosenki. Robią wszystko to, czego nie mogli robić w szkole lub w przedszkolu.

Około 20:00 zaczynamy kłaść ich spać. Chłopcy są bardzo samodzielni, więc sami idą pod prysznic. Przy okazji wykąpię jeszcze Ryśka. OKoło 21:00 chłopcy bezwzględnie leżą już w łóżkach a my mamy chwilę dla siebie.

Podróże z 5 chłopaków to chyba logistyczna układanka.

Kochamy podróże! Co 2 lata staramy się jechać gdzieś za granicę. Najbardziej lubimy Chorwację. Mamy swoich ukochanych przyjaciół, z którymi podróżujemy i którzy też mają piątkę dzieci.

Wakacje z taką ilością maluchów wiążą się z tym, że nie zwiedzamy muzeów, nie silimy się na ambitne poznawanie kultury. Ograniczamy się do plażowania, spacerowania, grania w piłkę i jedzenia lodów. Co do praktycznych porad – u nas sprawdza się podróżowanie nocą, gdy wszyscy smacznie śpią. Lubimy też jeździć w miejsca mało popularne a noclegi wybieramy tak, by dzieci miały jak najmniej możliwości do brojenia.

Bycie rodziną wielodzietną nie ogranicza. Jedyne, co nas ogranicza, to wyobrażenia o tym, jak powinny wyglądać idealne wakacje. My wracamy zmordowani, niewyspani ale szczęśliwi. Już dawno przestaliśmy oczekiwać, że w czasie wakacji będzie tak jak planujemy.

Co Ci dają dzieciaki?

Dzieciaki dają mi przede wszystkim dużo wrażeń. Sprawiają, że mamy sens życia. A ponieważ jestem osobą wierzącą, mam nadzieję że otwarcie się na życie to coś więcej, niż tylko hardkorowy sposób na spędzenie młodości. Dzieci uczą mnie pokory, kreatywności i cierpliwości. Dają mi wiele wiele radości.

Czy spotkałaś się z jakimiś niefajnymi komentarzami na temat rodzin wielodzietnych?

Przyznam szczerze, że chyba nigdy nie spotkałam się tak naprawdę z negatywnym stosunkiem do ilości naszych dzieci. Częściej spotykam się z opinią, że są po prostu głośni, bo jest ich dużo. Wiem też, że nie należą do spokojnych dzieci i robią wokół siebie dużo zamieszania. A że mieszkają na wsi i większość czasu spędzają na podwórku lub na polach (i to najlepiej boso), to w mieście słychać i widać z nas z daleka.

Istnieje u Was coś takiego jak podział rodzicielski obowiązków?

Był czas w naszym życiu, że Piotrek dużo pracował i wtedy rzeczywiście dzieciom zapewniał głównie atrakcje i spędzał z nimi czas na przykład na piłce czy na wspólnym wyjściu. Ja natomiast byłam tą od brudnej roboty: od gotowania, sprzątania i wycierania tyłków. Teraz to się zmieniło. Myślę, że wspólnie dzielimy się obowiązkami i przyjemnościami związanymi z byciem rodzicem.

Jest takie powiedzenie, że do wychowania dzieci potrzebna jest cała wioska. Jak to jest u Was?

Korzystamy z pomocy. Oczywiście, że nie da się ogarnąć piątki dzieci bez przyjaciół albo dziadków. Nam bardzo pomagają szczególnie w kwestiach logistycznych. Mamy też oparcie w moim bracie i jego żonie, którzy realnie wspierają nas i pomagają wozić Stasia do szkoły muzycznej.

Co jest najtrudniejsze w byciu wielodzietną Mamą?

Dla mnie najtrudniejsze w macierzyństwie jest po prostu to, że jestem mamą pięciu synów. To jest bardzo specyficzna mieszanka, dość wybuchowa. Chłopcy, jak to chłopcy, kochają biegać, grać w piłkę na żarty a czasem i nie na żarty, nie cierpią sprzątać. Uwielbiają chodzić 3 dni w tych samych skarpetkach. Potrafią się tak nakręcić w szaleństwie, że nie jestem w stanie ich ogarnąć. Siadam wtedy na sofie i czekam, aż szału po prostu się skończy.

Czasem mam takie myśli: po co ja sobie to w ogóle zrobiłam? Trwają tylko chwilkę, bo zaraz ktoś zrobi coś śmiesznego i już się na nikogo nie mogę gniewać.

Gdzie w takim razie szukać balansu?

Przede wszystkim dużo spacerów, dużo wychodzenia z domu. Mnie bardzo pomogło założenie instagramowego konta. Poznałam tam dziewczyny, które są w takiej samej sytuacji jak ja. Poznałam też dużo wspaniałych artystek i dużo osób, które wsparły mnie podczas urządzania naszego domu.

Jeszcze kilka lat temu pracowałam wraz z moim mężem w naszej wspólnej firmie. Mimo że było to tylko kilka godzin dziennie, a czasami zdarzały się dni że w ogóle nie pracowałam, bardzo sobie to chwaliłam. Obecnie też pracuję z Piotrkiem. Jeździmy na wspólne warsztaty stolarskie i jestem strasznie szczęśliwa, że mogę rozwijać się też zawodowo. To bardzo pomaga i ułatwia bycie mamą.  Pilnuję tylko odpowiednich proporcji – 80% domu i 20% pracy :).

Czego możemy Wam życzyć?

Żeby zawsze było tak jak teraz. Naprawdę mamy wszystko i jesteśmy szczęściarzami.


❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥

KAMILA I JEJ CYRKOWY ŚWIAT

Kamila to kobieta petarda. Głośno mówi, to co myśli. Twardo stąpa po ziemi, jednocześnie nie bojąc się być gdzieś wysoko, w kolorowym, wymarzonym idealnym świecie. Aktywna zawodowo mama 3 maluchów, od wielu lat prowadzi razem z mężem cyrkową agencję artystyczną Mimello. Niedawno spełniła jedno ze swoich marzeń: na świat przyszło jej czwarte dziecko: marka niezwykłych ubrań My life is a circus, inspirowanych światem cyrku, cyrku pełnego kolorowych artystów, emocji, a nie zwierząt. 

Kamila Niewiadomska z rodziną

Zawsze chciałaś mieć rodzinę 3+?

Tak zawsze chciałam mieć 3 szkrabów albo i więcej ;). A co najpiękniejsze, mąż również, więc tu byliśmy bardzo zgodni.

Istnieje u Was coś takiego jak zwyczajny dzień?

Zwyczajny dzień? Dla nas każdy dzień jest wyjątkowy!

Zazwyczaj pobudka jest koło 7.00, albo i wcześniej. Dzieci po kolei przychodzą do naszego łóżka i zaczyna się poranne tulenie. Kocham ten moment.

W ciągu tygodnia zbiórka do przedszkola z dwoma szkrabami. Najmłodsza, Malinka zostaje ze mną w domu. A jeśli mamy weekend, to zaczynamy powolne zbieranie na śniadanie.

U nas każdy dzień wygląda trochę inaczej. Z mężem podzieliliśmy sobie dni tygodnia na pracę i zajmowanie się domem. Ja pracuję we wtorek i piątek, Michał w poniedziałek i czwartek. Środę mamy wspólną. To czas, gdy razem załatwiamy sprawy, mamy firmową naradę z nasza asystentką, idziemy na wspólny lunchu w miasto i – jeśli jest to możliwe – zostawiamy Malinkę na 5 godz. pod opieką naszej cioci. Dzięki temu możemy pierwszy raz od 5 lat spędzić czas tylko we dwoje.

Niemniej jednak ze względu na pracę jaką mamy, często trudno zachować nam taki rytm w 100%. Michał dużo wyjeżdża i najczęściej ja jestem sama z trójką dzieci. Staramy się, mimo wszystko, zachować stały rytm.

Podróże z trójką dzieci. Macie na to jakiś przepis?

Nasze podróże są z pewnością pełne wolności :). Raz do roku, zimą, staramy się wyjechać
z biurem podróży gdzieś, gdzie jest ciepło, co kwartał staramy się uciekać gdzieś na kilka nocy zupełnie na spontanie.

Kilka dni temu wróciliśmy z Aten. Nocleg wykupiliśmy dzień przed wylotem z bookingu. Pakowaliśmy się w dzień wylotu. I tak jak zawsze, pełni entuzjazmu i radości, po prostu wiedzieliśmy, że damy radę.

W podróży poruszamy się swoim rytmem. Słuchamy siebie wzajemnie i swoich potrzeb. Wiadomo, że podróżowanie z 3 dzieci to nie jest wielka kolekcja historycznych zabytków czy eksponatów muzealnych. To raczej rzucanie kamieniami, zrywanie kwiatów, ganianie się, ale tez umiejętność radzenia sobie w nowym miejscu, poznawania języków, ludzi. My to prostu lubimy! A nasze dzieci nie mają innego wyjścia, jak podróżować z nami :). Nie jest jednak tak, że płaczą nam podczas podróży, że tęsknią za domem. Zawsze z ciekawością pytają, gdzie ruszamy dalej ;).

Co Ci dają maluchy?

Dostrzeganie małych rzeczy. Uczą cierpliwości i jeszcze lepszego planowania. A co najważniejsze, to one mi pokazują świat i inspirują do kolejnych podróży.

Czy spotkałaś się z jakimiś niefajnymi komentarzami na temat liczby dzieci?

Oooo tak, słyszę je co najmniej kilka razy w tygodniu. Koronny argument to dzieci z 500+, czasem skierowany wprost do moich dzieci. Staram się je ignorować. Częściej jednak dostaję słowa wsparcia i komentarze, że swoim zachowaniem pokazuję, że jednak da się fajnie żyć, spełniać swoje marzenia i realizować się zawodowo. Nawet mając trójkę dzieci :).

Macie wypracowany jakiś stały podział obowiązków?

U nas naprawdę staramy się być oboje rodzicami. Statystycznie z pewnością ja jestem więcej z dziećmi ze względu na naszą pracę, ale nigdy nie powiedziałabym, żebym to tylko ja się zajmowała nimi a mąż jedynie pomagał.

Na pewno nie zawsze jest różowo. Są też trudne momenty. Z czym masz największy problem?

Dla mnie największym problemem, który dostrzegam na co dzień, jest brak babci lub cioci. Kogoś, kto jest blisko i mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Kiedy Michał jest gdzieś w trasie, a mi akurat 2 dzieci gorączkuje a ja sama też jestem chora. Wiem jednak, że trudne momenty mijają, a kobieta jest jak rakieta, zawsze znajdzie siłę.

Praca, dom, pasja. Masz jakąś receptę na tzw. work-life balance?

Podział. Jeśli jestem w pracy, to działam na maxa. Jeśli jestem z dziećmi, to jestem z nimi na maxa. Oczywiście są momenty, że to się przenika. Staram się jednak pamiętać, że czas w pracy to czas w pracy a czas z dziećmi to czas dla nich.

Podobnie z czasem dla siebie. Piątkowa joga czy wieczorny 20-minutowy spacer przed snem to mój czas, moja chwila na oddech, na zebranie myśli. Czy to właśnie jest recepta? Nie wiem. Okaże się za 30-40 lat :).

Czego możemy Wam życzyć?

Zdrowia ! Wierze, żee jeśli jest zdrowie, to resztę już ogarniemy ;).

PS. A tak poza tym, to tańszych biletów lotniczych dla wielodzietnych rodzin! :)


❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥

SZCZĘŚCIE JOANNY

Asię, szczęśliwą żonę i mamę rozbrykanej czwórki, poznałam kilka lat temu, gdzieś między drugim a trzecim maluchem. Zawsze mi imponowało jej podejście do życia – kierowanie się przede wszystkim intuicją i sercem. To kobieta, która żadnej pracy się nie boi: jedną ma na tzw. etacie, w drugiej rozkręca społeczność mam, w trzeciej zajmuje się całą swoją codziennością, zarówno tą kolorową, jak i tą szarą.

Rodziny wielodzietne. Zawsze marzyłaś, by taką mieć?

Odkąd pamiętam, zawsze chciałam mieć dużą rodzinę. Mam w sobie niewyczerpalne pokłady miłości do dzieci. Moje marzenie miało szansę się spełnić, po tym jak poznałam mojego męża, który podobnie jak ja też chciał mieć dużą rodzinę.

Jak wygląda Wasza codzienność?

Nasz zwyczajny dzień to przede wszystkim mega wyzwanie logistyczne. Dzieciaki mają swoje zainteresowania a my staramy się za nimi nadążyć. Ale takie codzienne dni to również zabawa – tarzanie się na dywanie, taniec, śpiewanie. Granie w gry zostawiamy sobie na weekend.

Wasze podróże – co zrobić, by każdy był szczęśliwy?

Planując podróże, zawsze bierzemy pod uwagę możliwości i zainteresowania naszych dzieciaczków. Potrafię spakować czwórkę naszych maluchów w godzinę. Sama logistyka zajmuje nam mało czasu. Najwięcej czasu poświęcamy na znalezienie odpowiedniego lokum – takiego, które da radę pomieścić naszą szóstkę. Często jest to bardzo trudne lub wręcz niemożliwe i musimy zmieniać kierunek naszych wypraw.

Uwielbiamy jeździć w góry. Dzieciaki godzinami mogłyby wrzucać kamyki do strumyków. Czasami przejście najkrótszej dolinki bywa dla nas mega wyzwaniem. Kochamy również morze. Do kąpieli wybieramy raczej cieplejsze kierunki a jedzenie świeżych rybek jest zawsze nieodłącznym atrybutem naszych wypraw nadmorskich.

W weekendy często robimy sobie takie jednodniowe, dwudniowe wycieczki. Wrocław, Kazimierz Dolny, Toruń, Julinek etc. Lubimy jak jest wesoło, gwarno (ale nie tłoczno ;), niezobowiązująco. Nie planujemy na sztywno, co chcemy zobaczyć. Zazwyczaj nasze plany weryfikuje pogoda, chęci, nastrój.

Co Ci dają maluchy?

Dzieci dają mi absolutną pełnię spełnienia. I do tego wystarczy sam fakt, że są. Jeżeli czegoś pragnę, to pragnę tego nie dla siebie, a dla nich. Nie mam oczekiwań odnośnie wyników w nauce, tego jaki mają mieć zawód, etc. Uczę ich akceptacji siebie i umiejętności wyrażania swojego zdania w poszanowaniu dla odmiennych poglądów innych dzieci.

To jest piękne, bo sama dzięki temu odświeżam sobie te wartości, które chcę wpoić moim dzieciom. Staram się wesprzeć moje dzieci w nazwaniu ich pasji. Tego, co tak naprawdę kochają i odsianie tego, co jest dla niż ważne tylko ze względu na panujące trendy.

To dzięki dzieciom zaczęłam biegać – coś co zawsze kochałam i w czym byłam kiedyś dawno, dawno temu dobra. Dzieci pomogły mi odkryć nieodkryte dotąd pokłady nowych zachowań – cierpliwości, nie przejmowania się, bezkompromisowości w słusznej sprawie.

Czy spotkałaś się z jakimiś niefajnymi komentarzami na temat liczby dzieci?

Jestem dumna z mojej rodziny i liczby dzieci jaką mamy – wszystkich czterech wyczekanych, zaplanowanych. Jednak w pewnym momencie zaczęto postrzegać naszą rodzinę jako beneficjenta programów rządowych. Kiedyś u syna na wywiadówce usłyszałam od innej mamy z pogardą w głosie, że mam czwórkę dzieci i biorę 500+ to mi dobrze, a inni tak dobrze nie mają. Wtedy namacalnie zetknęłam się z zawiścią, pogardą.

Nagle moja świadoma decyzja życiowa o posiadaniu wielodzietnej rodziny została odarta z romantyzmu i ubrana w aspekty finansowe – pomimo, iż trójkę z moich dzieci urodziłam zanim pojawił się roczny urlop rodzicielski a tym bardziej nie było mowy o jakiś dodatkach z tytułu posiadania dzieci. Cóż biorę to na klatę i współczuję tym, którzy żyją z oglądania się na innych.

Partnerstwo czy sztywny podział ról? Jak to jest u Was?

Myślę ,że moje podejście do rodzicielstwa, partnerstwa wynika z mojego dzieciństwa. Moja mama zawsze była niezależna. Ja tę niezależność przejęłam i dodatkowo wzbogaciłam o niezależność w myśleniu, dotyczącą podjęcia decyzji o posiadaniu i wychowywaniu dzieci.

Nie wyobrażam sobie mieć nawet jednego dziecka bo zegar tyka, bo wypada, bo chcę, gdybym nie miała odpowiedniego kandydata na tatę. My razem wychowujemy nasze dzieci. Nie ma jakiegoś sztywnego podziału ról. Wszystko jest płynne.

Nie jest tak, że tata jest od zabawy a mama od całej reszty. Razem dbamy o dzieci. Naprzemiennie przewijamy, gotujemy, pierzemy, czytamy bajki, jeździmy na łyżwach, chodzimy na teatrzyki, odrabiamy lekcje. Nikt tutaj nikomu nie pomaga! Każdy robi to co do niego należy.

Jest takie powiedzenie, że do wychowania dzieci potrzebna jest cała wioska. Jak to jest u Was?

Mamy to szczęście, że moja mama od zawsze pomagała nam w opiece nad dziećmi. Myślę, że pomoc osób bliskich jest niezbędna aby móc w mniejszym stresie wychowywać dzieci. Dzieci chorują a rodzice muszą pracować. Wtedy taka babcia jest błogosławieństwem.

Oczywiście czasami z mężem chcemy również gdzieś wybrać się na randkę, tylko we dwoje i wtedy opieka do dziecka daje wytchnienie od codzienności. Taka  pomoc przyjaciół, rodziny jest nie do przecenienia.

Na pewno nie zawsze jest różowo. Są też trudne momenty. Z czym masz największy problem?

Aktualnie mierzymy się z wiecznymi utarczkami słownymi i przepychankami naszych dzieci. Każda sytuacja może być zapalnikiem do większej historii ;). Mamy trójkę dzieciaków w zbliżonym wieku a zatem i o zbliżonych emocjach, stąd mnogość przeróżnych zachowań i sytuacji wpływających na ich dobrostan jest wiele.

Poza tym jest cukrowo i lukrowo ;). Potrafią się tulić jak nikt inny, martwić o siebie i tęsknić za sobą. Dodatkowo wyzwaniem – nie tylko logistycznym ale również finansowym – jest zabezpieczenie potrzeb edukacyjnych dzieci. I nie chodzi mi o dodatkowe lekcje mające zadowolić rodzicielskie ambicje, ale te wynikające z zainteresowań naszych dzieci jak np. ceramika, piłka nożna, akrobatyka, taniec, zajęcia teatralne.

A co z tzw. work-life balance? Da się to jakoś uporządkować?

Recepty brak. Nigdy nie wychodzi tak jak się zakładało, że ma być. Ale przynajmniej postanowiliśmy z mężem kończyć pracę o określonym czasie – i tego staramy się trzymać.

Jest coś, o czym marzycie?

Marzymy, by zawsze w naszych sercach grała muzyka – u mnie pop, u taty klasyczna (powaga i zaduma), u Niki hip hop (joł joł – zgadza się Nika jest nastolatką), u Matiego rap (podobno muzyka motywacyjna), u Kasi każda muzyka świata (to nasza rodzinna artystka i każda muzyka jest dobra, aby wyrazić siebie). U najmłodszej Gabi muzyka urwiska (pupa hop do góry, zwłaszcza na rękach taty ponad chmury)! I to oznaczać będzie, że jesteśmy radośni, świat nas nakręca a każdy jest sobą niezależnie od sytuacji.

❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥

Dołącz do nas!

❥ Zapraszamy do naszej grupy na Facebooku Aktywni Rodzice – co fajnego można robić z dziećmi. Zarażamy w niej energią do rodzinnego podróżowania i aktywnego spędzania czasu z dzieciakami.

❥ Jeśli sam/a chcesz się zarazić podróżowaniem, zapraszamy Cię na nasz księżyc – moonandback.pl

❥ Bardzo dziękujemy za polubienie profilu Our Little Adventures na Facebooku i obserwowanie nas na Instagramie.

❥ Spodobał Ci się nasz tekst? Będzie nam bardzo miło, jak go udostępnisz. Niech dobre rzeczy idą w świat!

4 komentarze

Elżbieta 9 października, 2023 - 18:39
Czytam i płacze z zadrosci. Ja żałuję że zostałam w ogóle mama. Ciągnie to wszystko ale żadnej radości. Ale tutaj jest rodzina która chce pomóc. U mnie wszyscy się odsuwają, o komentarzach na mieście nie wspomnę. Cóż jeszcze teraz czas wyborów.
_nie_tylko_mama_ 2 kwietnia, 2019 - 18:10
Super wywiady, ja sama jestem mamą 3. Mam 3 dziewczyny w wieku 12, 11, 5 lat, za 4 miesiące wracamy z UK do Polski, za jakieś niecałe 2 lata planujemy z mężem jeszcze jednego potomka może tym razem wyjdzie syn ? wracamy na wieś do moich rodziców i tam będziemy z nimi mieszkać do czasu skończenia budowy naszego domu co zajmie nam jakieś 2 lata.
Ania 2 kwietnia, 2019 - 11:48
Bardzo fajne wywiady :) Sama jestem mamą trójki, niestety nie dane mi było przygotować się do bycia mamą wielodzietną :) jestem mamą 16-letnich trojaków :)
Karo 2 kwietnia, 2019 - 11:55
Pięknie dziękujemy! Rzeczywiście, będąc w ciąży z trojaczkami, ciężko jest się przygotować na bycie rodziną wielodzietną :). Na pewno jest to też większe wyzwanie, niż w przypadku pojawiania się dzieci po kolei. Ciepłe pozdrowienia!
Add Comment