Kanchanaburi - żywa lekcja historii - Our Little Adventures

Kanchanaburi – żywa lekcja historii

125 kilometrów. Tyle Was dzieli z Bangkoku od żywej lekcji historii. Kanchanaburi to małe miasto w zachodniej Tajlandii. Jeśli nie kojarzycie tej nazwy, to na 100% kojarzycie most na rzece Kwai. Świetny film Davida Leana z 1957 r. pod tym samym tytułem rozsławił to miejsce. Kanchanaburi to azjatycki obóz śmierci dla Australijczyków oraz Amerykanów. Miejsce owiane tragiczną historią więźniów wojennych.

Kanchanaburi – miasto

Miasto samo w sobie nie jest jakoś szczególnie interesujące. W zasadzie są to dwie równoległe ulice ze sklepami z pamiątkami rozsianymi po obu stronach. To, co jednak według nas warto zobaczyć w samym miasteczku, to Muzeum Kolei Tajsko-Birmańskiej. To właśnie wokół kolei „kręci się” cała historia Kanchanaburi.

To tutaj w czasie II wojny światowej Japończycy okupujący Tajlandię (król nie do końca mógł się określić po której jest stronie, ale bardziej sprzyjał państwom osi) wpadli na pomysł, by zwiększyć ekspansję militarną na zachód – chcieli zająć brytyjskie Indie. Jednak żeby to zrobić, musieli zbudować sieć zaopatrzenia. Najkrótszą droga biegła przez Tajlandię i Birmę. Problem polegał na tym, że oba te kraje są wyjątkowo górzyste. Do budowy linii kolejowej Japończycy postanowili więc wykorzystać więźniów wojennych (POW – Prisoners Of War) a także tanią birmańską i tajską siłę roboczą. Narzędzia? Młotki, kilofy, dynamit i własne ręce. Długość trasy do zbudowania: 415 km. Czas: niespełna rok. Jednym słowem, koszmarne warunki, cel niemal niemożliwy do osiągnięcia.

Kolej Śmierci stała się jednym z najbardziej brutalnych i tragicznych symboli okrucieństwa wojennego w czasie II wojny światowej we Wschodniej Azji. Przy jej budowie zginęło ponad sto tysięcy ludzi – jeńców wojennych i przymusowych robotników z Azji.

Po wojnie wielu japońskich dowódców zostało osądzonych za zbrodnie wojenne związane z budową linii kolejowej, a sama trasa została opuszczona i zastąpiona nowymi trasami.

Tym elementem, który jest najbardziej rozpoznawalny i znany w Kanchanburi i w całej tej historii jest właśnie most na rzece Kwai. Most, który jest nadal używany przez tajską kolei. Jest to swego rodzaju – paradoksalnie – radosna atrakcja turystyczna. Po pierwsze można wybrać się w podróż przez historię lub poczekać na przejazd pociągu przez most.

Piekielne Wrota, czyli Hellfire Pass Interpretive Centre and Memorial Walking Trail

Jedenak miejscem, które w niezwykle wymowny sposób uświadamia, jak bardzo europocentrycznie patrzymy na II wojnę światową jest oddalone o 80 km – Hellfire Pass Interpretive Centre and Memorial Walking Trailpass – Piekielne Wrota, zwane także jako Chong Khao Kad. Miejsce to pokazuje skalę budowli kolei i wysiłek, jaki musieli podjąć ludzie, żeby przeprawić się przez tajskie góry.

Wystawa w Muzeum, a także ścieżki zwiedzania (można wypożyczyć audioprzewodnik – warto!) wokół Muzuem, naprawdę robi ogromne wrażenie. Koniecznie się tam wybierzcie, zwłaszcza z dziećmi. Instalacje są przygotowane w fantastyczny sposób, nagrane fragmenty historii w audioprzewodniku też przyciągają uwagę. Nasze dzieciaki były cały czas zaciekawione i poruszone historiami żołnierzy.

Cały kompleks Muzeum został ufundowany przez rząd Australii. Dzięki temu wstęp jest bezpłatny.

Drewniany wiadukt – Krasae cave

Ten wiadukt to, zaraz po moście w samym miasteczku, drugi bardzo rozpoznawalny punkt wycieczek z Kanchanburi. Można tam dotrzeć na trzy sposoby. Po pierwsze, można przejechać tym pociągiem, który jedzie po tych słynnych torach. Po drugiem możecie też złapać zorganizowaną wycieczkę z Kanchanburi. Po trzecie wreszcie, jeśli macie własne cztery kółka to ustawiacie w nawigacji stację kolejową Thamkra Sae i podążacie za ludźmi wzdłuż torów.

Ten pociąg przeważnie się spóźnia, ale powinniście być tam przed godziną 11:00. Przed samym wiaduktem są punkty, gdzie można spokojnie stanąć, w bliskiej ale bezpiecznej odległości od pociągu. Basia jednak nie chciała dać wiary, że odległość jest bezpieczna i autentycznie wpadła w panikę i spazmy płaczu. To nawet nie chodziło o nią. Ona panicznie zaczynała płakać jak któreś z nas lub jej rodzeństwo stanęło na torach. Spędziliśmy dobre kilkanaście minut, żeby ją uspokoić.

Park Narodowy Erwan

Będąc w Kanchanaburi punktem must see, nawet jeśli nie macie zamiaru spać w mieście (można wziąć wycieczkę z Bangkoku) – jest Park Narodowy Erawan i siedmiokaskadowy wodospad. Ale ta historia zasługuje na odrębną historię.

Zostań z nami na dłużej!