Tulimy się od lat! Być może w tym tkwi nasz sekret - Our Little Adventures

Tulimy się od lat! Być może w tym tkwi nasz sekret

Wykonajcie proste ćwiczenie. Zamknijcie oczy i zastanówcie się, ile razy w ciągu ostatniej doby kogoś przytuliliście. Ile razy to Wy byliście przytulani. Wyniki mogą być zaskakujące, prawda? A wiecie, że taki dotyk ma magiczną moc? Mówiła o tym, m.in. znana na całym świecie amerykańska terapeutka, Virginia Satir: By przeżyć, potrzebujemy 4 przytuleń dziennie, by zachować zdrowie – 8. By wzrastać – nawet 12 uścisków dziennie. Zobaczcie, dlaczego warto się przytulać!

Uwielbiam się przytulać. I mam to szczęście, że w moim bezpośrednim otoczeniu jest tych osób do przytulania co najmniej 5 (liczę tu też oczywiście psa!). Przytulam się, kiedy jest mi smutno i kiedy jestem wesoła. Przytulam się na dzień dobry i na do widzenia. Przed snem, w trakcie i tuż po nim. Do tej pory tulę nasze starsze dzieci do snu – kładę się obok, śpiewam albo coś czytam. To samo robi Mario. Po prostu widzimy, jaką siłę daje nam taki rodzaj dotyku. I od pierwszej chwili narodzin.

❥❥❥

Słynny eksperyment Harlowa

Na pewno znacie ten słynny eksperyment. Harry Harlow, amerykański psycholog rozwojowy w latach 50. XX wieku prowadził serię badań nad reakcjami naczelnych. Wyniki były na tyle zaskakujące, że do dzisiaj uczą się o tym wszyscy studenci psychologii. Badaniu poddano noworodki makaków. Obie małpki zamknięto w klatkach. Do jednej z nich włożono drucianą kukłę z butelką mleka, do drugiej taką samą kukłę z butelką, z tym że kukła była owinięta miękkim materiałem przypominającym w dotyku futerko małpy.

Badania prowadzono przez wiele lat. Za każdym razem małe makaki wybierały towarzystwo miękkiej kukły – przychodziły tam nie tylko, by napić się mleka, ale też by po prostu się do niej przytulić. Do drucianej kukły małpki przychodziły tylko napić się mleka. Nie spędzały z nią czasu. Maluchy podobnie zachowywały się w sytuacji stresowej – w sytuacji dużego stresu wybierały zawsze miękką kukłę, w którą wtulały się kurczowo. Do drucianej nie podchodziły wcale.

Co tak naprawdę odkrył prof. Harlow? Miłość i przywiązanie do opiekuna nie rodzi się dzięki zaspokajaniu podstawowych potrzeb życiowych. Ona powstaje dzięki dotykowi.

❥❥❥

Dlaczego warto się przytulać? Twarde wyniki badań

Od lat 50. XX wieku przeprowadzono tysiące podobnych badań na całym świecie. Badano nie tylko ssaki, ale prowadzono też obserwacje różnych grup ludzi. Wniosek jest jeden – żeby przeżyć, potrzebujemy pokarmu. Żeby prawidłowo się rozwijać, potrzebujemy dotyku.

Okazuje się, że przytulanie wzmacnia nasz układ odpornościowy i pozytywnie wpływa na nasz autonomiczny układ nerwowy. Co więcej, powoduje zwiększone wydzielanie serotoniny zwanej „hormonem szczęścia” oraz oksytocyny znanej jako „hormon miłości”. Co więcej, dzięki przytulaniu, wzrasta też poziom endorfin, które niwelują skutki stresu. Przytulanie zwiększa poczucie bezpieczeństwa, pomaga się nam odprężyć. Moim zdaniem, przytulanie to lek, który powinien być zapisywany przez każdego lekarza na początku każdej recepty.

❥❥❥

Dlaczego warto się przytulać? Tulone noworodki rozwijają się szybciej i lepiej

Wiecie dlaczego w rozwoju dziecka pierwsze 3 lata są najważniejsze? To wtedy w życiu dziecka zachodzi najwięcej zmian. To wtedy kształtują się więzi, przywiązanie, poczucie własnej wartości. Dlatego też na tym etapie rozwoju najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa i bliski, fizyczny kontakt z opiekunami. Celowo piszę z opiekunami, bo być blisko dziecka i przytulać go, mogą także dziadkowie, starsza siostra, dalsza rodzina, niania czy ciocia ze żłobka, kiedy my jesteśmy w pracy. Chodzi o postawę bycia w gotowości na reagowanie na potrzeby dziecka.

Dowodzą tego badania prowadzone na całym świecie od co najmniej 70 lat. Noworodki i małe dzieci, które nie są przytulane, rozwijają się dużo wolniej, częściej chorują, wolniej rosną a także dużo częściej cierpią na różnego rodzaju zaburzenia. I przeciwnie – dzieci, które są często dotykane, szybciej przybierają na wadze i szybciej rosną. Dlatego też szpitale z oddziałami neonatologicznymi prowadzoną programy tulenia noworodków (można się tam zgłosić jako wolontariusz/ka!) a zdań typu „nie noś, bo się przyzwyczai” nikt już nie traktuje poważnie.

❥❥❥

Mamusiu, na rączki!

Nasze dzieci wiedzą, że w każdej chwili mogą się do nas przytulić. Powód nie ma znaczenia. Ba! Powodu w ogóle nie musi być. Przytulanie jest jak oddychanie. Po prostu się to robi i już. Nie trzeba tłumaczyć, co się stało, po co to robić. I to jest w nim najpiękniejsze.

❥❥❥

Tulenie zmieniło nasz rodzicielski świat

Kiedy urodziła się nasza najstarsza córeczka, słyszeliśmy, że skończą się nasze podróże (a przed pojawieniem się dzieci jeździliśmy naprawdę sporo). Przestaniemy być mobilni, utkniemy w domu z tysiącem obowiązków, rutyną i schematami nie do przeskoczenia. Czy tak się stało? Jeśli czytasz naszego bloga od dłuższego czasu, to wiesz, że nie :). Pierwsze tygodnie były bardzo stresujące – wszystko było nowe, nieznane, wszystkiego musieliśmy się nauczyć. Jednak pragnienie pokazania świata naszej córce było na tyle duże, że pół roku po narodzinach Marianki postanowiliśmy ruszyć w podróż.

Szukaliśmy tylko sposobu na połączenie naszej ogromnej miłości do podróży z równie ogromną potrzebą zaspokojenia potrzeb naszego dziecka. Wózek odpadł od razu na starcie. Wiedzieliśmy, że chcemy, by nasze dziecko było blisko nas, żeby w każdej chwili móc reagować na jego potrzeby – żeby przytulać się cały czas :).

W ten oto sposób odkryliśmy świat chust i nosidełek dla dzieci. A wraz z tym odkryciem nasze życie (serio!) zmieniło się nie do poznania. Mania była cały czas blisko nas (niemal jak po porodzie – skóra do skóry) a my mogliśmy robić dokładnie to, co wcześniej – wędrować po górach, chodzić po zatłoczonych azjatyckich uliczkach, szwędać się do późnej nocy po włoskich miasteczkach, nie zważając na nierówne chodniki, bruk czy drzemki malucha. Dziecko, miękko wtulone w naszą klatkę piersiową, cały czas czuło się zaopiekowane. Pisaliśmy o tym nie raz!

Zresztą, zobaczcie sami!

❥❥❥

Nosidełko zawsze mamy ze sobą

Obecnie nasze dzieci mają 7 (Mania), 5 (Jasiek) i 2 lata (Basia). Starszaki oczywiście chodzą już wszędzie same (chyba że odczują przeogromną potrzebę pobycia przez chwilę na rączkach :), Basia natomiast stara się dorównać im kroku. Jednak nie zawsze wystarcza jej siły i determinacji. Dlatego też, gdziekolwiek się wybieramy, mamy ze sobą nosidełko.

Od lat jesteśmy wierni jednej marce – polskiej Tuli. Używaliśmy chyba wszystkich dostępnych na rynku modeli nosidełek dla dzieci tej marki – na blogu znajdziecie nasz wielki test nosidełek Tuli. Jeśli jedziemy gdzieś autem albo rowerem z przyczepką, bierzemy standardową Tulę. Ostatnio jednak, jeśli mamy ze sobą tylko plecak/torbę i po prostu idziemy na spacer po mieście albo do knajpki (tu poczytacie o naszych ulubionych miejscach dla rodzin), wybieramy lżejszy model, Tulę Lite. Patent tej ostatniej polega na tym, że w całości mieści się w niewielkiej nerce, mającej dodatkowo przestronną kieszeń na drobiazgi takie jak telefon, portfel, klucze czy mokre chusteczki. Ja traktuję ją po prostu jako torebkę.

W Tuli Lite fajne jest to, że można ją mieć cały czas pod ręką, nie trzeba przeznaczać dodatkowego miejsca w plecaku, czy torbie. Zmieści się też w każdym schowku w samochodzie, w podręcznym bagażu przy lotach samolotem. My traktujemy ją jako takie nasze zapasowe ręce. To ważne, jak się ma więcej niż jedno dziecko a potrzeba przytulania i bycia blisko mamy czy taty jest ogromna ❥.

A teraz jeszcze raz. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie, że się do kogoś przytulacie. Może to być dziecko, partner, mama czy przyjaciel/przyjaciółka. Od razu lepiej, prawda? ❥

❥❥❥

Tekst powstał w ramach naszej wieloletniej (to już ponad 5 lat!) współpracy ambasadorskiej z marką Tula.