Nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak bardzo historia Kambodży jest krwawa i burzliwa. Przez wieki nękana przez różne konflikty, długo była kolonią francuską, podczas II Wojny Światowej okupowana przez Japończyków, w latach 70. XX wieku przeżyła masową rzeź ludności. Szacuje się, że Czerwoni Khmerzy wymordowali przez dekadę blisko ¼ ówczesnej ludności Demokratycznej Kampuczy (dawna nazwa Kambodży). Jednak, jeśli cofniemy się o ponad tysiąc lat, do IX wieku, to okaże się, że Kambodża nie miała sobie równych w całej Azji. Najpiękniejszym zwieńczeniem tego okresu jest ogromny kompleks świątyń Angkor nieopodal miejscowości Siem Reap. Jest to chyba najbardziej rozpoznawalna atrakcja turystyczna na świecie, która niestety właśnie przez swoją „atrakcyjność” jest dosłownie i w przenośni zadeptywana. Mamy w planach spędzić w dwa pełnie dni w Siem Reap.
O tym przeczytasz
Plan na dwa dni w Siem Reap
Jakoś tak wyszło, że jedyną rzeczą, jaką zrobiliśmy w ramach przygotowań do podróży do Kambodży było dowiedzenie się, w jaki sposób powinniśmy przekroczyć granicę tajsko-kambodżańską. O tym, że pojechaliśmy tam kompletnie nieprzygotowani, przekonaliśmy się bardzo szybko. Pierwsze, co nas zaskoczyło to, to że popularniejszą niż riel kambodżański walutą płatniczą jest dolar amerykański. Drugą niespodzianką okazała się opłata za wstęp do kompleksu Angkor Wat: 40 dolarów od osoby za 3 dni zwiedzania. Byliśmy przekonani, że jest za darmo :-). Obecnie trzydniowy bilet wstępu kosztuje już 62 dolary, a cena ma jeszcze wzrosnąć.
Wschód i zachód słońca w Angkor Wat
Pierwsze promienie słońca witają w Angkor tłum ludzi. Każdy chce mieć zdjęcie odbijającej się w tafli wody jeziorka najsłynniejszej świątyni. W ciągu dnia, mimo lejącego się żaru z nieba, tłum nie ustępuje. W głównych świątyniach ciężko znaleźć kamień wolny od turystów.
Mania była jednak w swoim żywiole. Każdy kamień to dobry powód do tego, żeby z niego zeskoczyć odliczając przed skokiem „raz, trzy, siedem”. Każdy murek jest idealny, żeby się na niego wspiąć, a ostatecznie i tak okazały widok świątyni Angkor Wat przegrywa z piaskiem, na którym można rysować. Prawdziwy Angkor dla nas zaczął się dopiero tam, gdzie nie było już prawie nikogo. Prawdziwy, czyli z niepowtarzalną atmosferą majestatyczności i ciszy. Dotykając starożytnych murów, w które wrosły korzenie drzew, chodząc po kamiennych podłogach, po których chodziło tylu ludzi przed nami, rzeczywiście czuliśmy tysiącletnią historię tego miejsca.
Jednak tej szczególnej atmosfery doświadczyć można dopiero w najdalszych zakątkach 35-kilometrowej dużej pętli wokół świątyń. Żałujemy tylko, że nie wystarczyło nam czasu ani sił na to, żeby wejść do części praktycznie pustych świątyń. Za namową Mani udało nam się za to powrzucać trochę kamieni do malowniczego jeziorka Baraju Dżajatataka :-).
Angkor Wat tuk-tukiem czy rowerem?
Początkowo mieliśmy pomysł, żeby – podobnie jak w tajskiej Ayutthai, zwiedzić Angkor Wat na rowerach. Niestety nasz entuzjazm szybko opadł, jak zdaliśmy sobie sprawę, że pełna trasa wokół świątyń ma około 35 km (to byłoby jeszcze do zrobienia w 3 dni), a z Siem Reap do Angkor w jedną stronę jest 8 km (+ dodatkowe 6, żeby kupić bilet, ponieważ kasa biletowa jest zupełnie w innym miejscu, niż cały kompleks). Kusząca wobec tego okazała się propozycja wynajęcia na cały dzień tuk tuka, który kosztuje tyle, ile uda się wam wynegocjować. Poza tym odpowiedź Mani na pytanie, czy bierzemy tuk tuka, czy nie, była jednoznaczna. Marianka do tego stopnia polubiła te śmieszne pojazdy (zupełnie inne niż w Tajlandii), że potrafiła w nich nawet usnąć.
Zwiedzanie Siem Reap
Samo miasteczko Siem Reap, mimo dość dobrych opinii, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jednak pobyt w nim na pewno zapadnie nam w pamięci na długo.
Dwa tygodnie podróży za nami i zdawałoby się, że już przyzwyczailiśmy się, że pieszy jest ostatnim ogniwem w azjatyckim łańcuchu pokarmowym ruchu ulicznego, a zasada ograniczonego zaufania jest zasadą naczelną. Czasami jednak chwila nieuwagi może się źle skończyć. Tak też było i tym razem, choć bez poważnych konsekwencji. Karola weszła pod tuk tuka albo tuk tuk wjechał na nią. W zasadzie w Azji to zawsze turysta jest winien, choćby nie wiem jak oczywista była wina miejscowego. Mimo dość groźnie wyglądającego potrącenia i krzyków pasażerów tuk tuka, kierowca niespecjalnie przejął się zaistniałą sytuacją i oddalił się równie szybko, jak nadjechał. Na szczęście poza kilkoma siniakami i otarciami nic się nie stało.
Świetny hotel w Siem Reap
Nasza krótka podróż do Kambodży nie byłaby taka wyjątkowa, gdyby nie nasz nocleg. Nocowaliśmy w Hak’s House, czyli jak się można łatwo domyślić, w domu Haka, który prowadzi mały guesthouse na obrzeżach Siem Reap. Jest to typowy interes rodzinny, czyli taki który najbardziej lubimy. Można poznać całą rodzinę, wszyscy są mili i otwarci i traktują Cię trochę jak gościa we własnym domu.
Pomijając położony wśród bujnej roślinności w ogrodzie basen, z którego Mania mogłaby nie wychodzić, miejsce to było dla nas szczególne, ponieważ nasza córka dość szybko zaprzyjaźniła się z córką Haka – Ju In. To dzięki niej Mania nauczyła się kilku słów po khmersku. Mani przytulanka podróżna, mimo że to Miś Szumiś, została ochrzczona krową (moo), a sama Mania nazywana była bangosrei, co oznaczało starszą siostrę. Dziewczynki razem się bawiły, wymieniały zabawkami i książeczkami. Po kilku dniach żegnaliśmy się z nimi jak z dobrymi znajomymi.
5 komentarzy
W jakim wieku byly dzieci podczas podrozy do tajlandii i kambodzy?
Mania miała 2 lata i 8 mscy, Jasiek 10 mscy.
Dzieki za odpowiedz :) wlasnie zastanawiamy sie nad podobno podroza i dzieciaki beda w podobnym wieku :)
Agata, to nie ma co się zastanawiać, tylko kupować bilety i lecieć :). Azja to najlepszy chyba możliwy kierunek na podróż z dzieciakami: ciepło, dobre świeże jedzenie, owoce, warzywa, lody (!), świeże soki, itd. My już rozkminiamy, gdzie tym razem :).
Dopiero przyszly rok :) drugie jeszcze w brzuchu :) ale w planach jest dluga podroz zaliczajac jeszcze wietnam