Główna » Lecce – nasze małe rozczarowanie

Lecce – nasze małe rozczarowanie

by Karo
Nazywają to miasto Florencją południa. Nie będziemy ukrywać, że wyczekiwaliśmy momentu, kiedy będziemy mogli przekroczyć bramę starego miasta Lecce. Szczególnie, że po urokliwym Bari, które ma „takie sobie” opinie w sieci, a nas jednak oczarowało, nasze oczekiwania były duże.
 
Niestety po raz kolejny okazuje się, że im większe oczekiwania, tym większe rozczarowanie. Miasto jest piękne, to nie podlega dyskusji. Często jednak jest tak, że brakuje tego „czegoś”, żeby poczuć, że się chciałoby tam zostać na dłużej. Być może nasz pierwszy raz z Lecce wpłynął na postrzeganie tego miasta w taki a nie inny sposób. Dotarliśmy tam przed południem, gdzie żar lał się z nieba, a w wąskich uliczkach miasta było przeraźliwie gorąco i duszno. Mieliśmy wrażenie, że poziom wilgotności przekroczył 100%. Być może mieliśmy połówkowy kryzys wyjazdowy, czyli brak sił na cokolwiek. Generalnie nie zakochaliśmy się w tym mieście ani trochę, choć z racji bliskości naszego noclegu robiliśmy do niego aż trzy podejścia.
 
 
Lecce zapamiętamy głównie z kulinarnej strony. Udało się nam znaleźć obłędnie dobre lody (Baldo Gelato). Za każdym razem, gdy byliśmy na starym mieście zahaczaliśmy o tę lodziarnię. Oczywiście gdyby nie nasza asertywność Mania i Jasio mogliby spędzić w niej cały dzień. Doszliśmy już do takiego etapu znajomości ze sprzedającymi, że nas rozpoznawali. To w Lecce, dzięki rekomendacji naszych gospodarzy, jedliśmy bardzo świeże i znakomite owoce morza. Zawsze jak nasze dzieci zasiadają przed jakąś ośmiornicą, krewetkami czy kalmarami przychodzi mi myśl do głowy, że ja sam spróbowałem takich rzeczy dopiero w dorosłym życiu, a dla Mani i Jasia jest to tak samo normalne jedzenie jak pomidorowa z makaronem serwowana w domu babci.
 

Dzięki naszej instagramowej znajomej Natalii (mamma multilingue – raz jeszcze wielkie, wielkie dzięki!) mieliśmy namiar na nocleg B&B 5km od Lecce, w miejscowości Cavallino. Spodobało się nam tam na tyle, że z początkowo ustalonej jednej nocy zostaliśmy tam aż trzy. Wszystko nam się w tym pensjonacie zgadzało. Obsługa, pokoje i śniadania – najlepsze ze wszystkich naszych śniadań w Apulii. Jakbyśmy mieli komuś rekomendować miejsce, gdzie się zatrzymać żeby obejrzeć sobie półwysep Salento to właśnie byłoby to Cavallino i B&B Culummi. Wszędzie blisko – Lecce, plaże na wschodzie, plaże na zachodzie. Miejsce idealne.

 
Mieszkając w Cavallino mieliśmy też okazje uczestniczyć w „Święcie siana”, w sąsiedniej miejscowości Merine. Święto można nazwać spokojnie naszymi dożynkami, ale mimo wszystko różni się od rodzimych obchodów zakończenia żniw znacznie. Całe miasteczko żyje – impreza jest rozciągnięta na kilka ulic. Mieliśmy wrażenie, że wszyscy mieszkańcy są zaangażowani w przygotowanie tego wydarzenia, co dawało poczucie pewnej wspólnoty.
 
Druga istotną rzeczą było to, że na tego typu imprezach jest serwowane lokalne jedzenie. To tu można było spróbować zupy z fasolki/cieciorki z dzikimi trawami albo przekładanych lodów – spumoni. To tu Karolina postanowiła zaspokoić moje pragnienie zjedzenia jakiegoś mięsa (ciągle tylko owoce morza) i muszę przyznać, że zaczęła z „wysokiego C”. Dostałem bowiem kanapkę z koniną, o czym ani ona, ani ja nie wiedzieliśmy. Ten rodzaj mięsa w Salento jest bardzo popularny, ale jak to mi radził Włoch siedzący obok, trzeba jeść i nie myśleć. Przyznam, że przychodziło mi to dość ciężko, bo już wcześniej omijałem koninę szerokim łukiem. Z koeli Mania i Jasio z uwagi na wiele atrakcji dla dzieciaków i mnóstwo ludzi, wpadli w swój nadreaktywny szał. Ciężko było za nimi nadążyć i tylko wspomniane wyżej spumoni było w stanie na chwilę ich zatrzymać.
 
 
 

********************************************************

Dołącz do nas!

Zapraszamy Cię do naszej grupy na Facebooku Aktywni Rodzice – co fajnego można robić z dziećmi, w której zarażamy energią do rodzinnego podróżowania i aktywnego spędzania czasu z dzieciakami. 

Możesz także polubić profil Our Little Adventures na Facebooku i obserwować nas na Instagramie

Bądźmy w kontakcie! smiley

 

2 komentarze

Anonim 25 sierpnia, 2018 - 19:01

Wszystko skrupulatnie spisujemy – co omijać i gdzie być. Prędzej czy później ruszymy w Wasze ślady!

Odpowiedz
Anonim 24 sierpnia, 2018 - 14:30

Na zdjęciach wygląda miło i zachęcająco. Musimy do tej Apulii w końcu ruszyć.

Odpowiedz

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.