Dwór Dawidy powoli wyłaniał nam się z mroku, kiedy późnym wieczoru dotarliśmy do niego z Warszawy. Po ciemku przejechaliśmy przez ogromny park otaczający dwór. Najpierw dostrzegliśmy zarys ogromnego budynku, podświetlony przez stojące przed nim lampiony. Potem otwarte na oścież duże drzwi. Mario został przy samochodzie ze śpiącymi dziećmi. Ja weszłam do środka.
Uderzył mnie słodki, korzenny zapach. Pachniało domem. Zobaczyłam wielkie schody, kamienną posadzkę i meble, które pamiętam z albumów taty o XIX-wiecznym malarstwie. Pan Jan, właściciel Dworu Dawidy, siedział w ogromnej kuchni i pracował w skupieniu. Szybko wstał, krótko się przywitał i zaprowadził po skrzypiących krętych schodach do czekającego na nas pokoju.
W ciszy szliśmy ze śpiącymi na rękach dziećmi. Po drodze mijaliśmy inkrustowane lustra, ogromne zdobione kufry i skrzynie, drewniane szafy pamiętające czasy naszych pradziadków. Ze ścian spoglądały na nas poroża dzikich zwierząt, nazwane potem przez Manię i Jasia zombiakami. Wokół panowała cisza przerywana od czasu do czasu odgłosami żab za oknem i tajemniczymi dźwiękami skrzypnięć podłogi.
Tak oto zaczęła się nasza niesamowita przygoda z XVIII-wiecznym pruskim Dworem Dawidy.
O tym przeczytasz
Dwór Dawidy – barokowa perełka Prus Wschodnich
Są takie domy na świecie, do których wchodzisz i wiesz, że będzie Ci tam po prostu dobrze. Taki też jest Dwór Dawidy. Mimo tego, że na początku może onieśmielać swoją wielkością i niesamowitą historią za nim stojącą, to tuż po przekroczeniu progu tego miejsca, wiesz, że trafiłeś do miejsca niezwykłego.
Dwór Dawidy, położony w malutkiej miejscowości Dawidy pod Pasłękiem, to prawdziwa barokowa perełka dawnych Prus Wschodnich. Budynek został zaprojektowany w 1720 roku przez Johanna Caspara Hindersina, architekta rodu Dohnów, ówczesnych właścicieli całego majątku. W tamtym czasie pełnił funkcję pałacyku myśliwskiego – do dzisiaj na parterze dworu istnieje wielka kuchnia i dwie wędzarnie, umożliwiające zagospodarowanie upolowanej zwierzyny.
Budynek, uratowany przed całkowitą ruiną, kilka lat temu został pieczołowicie odrestaurowany. Odnowiono także otoczenie – przeogromny park wyglądający niczym zaczarowany Stumilowy Las z Kubusia Puchatka. Z kolei obecny właściciel, Jan Kozłowski, zadbał o konserwację całości i każdy najdrobniejszy detal, przygotowując Dwór na przyjmowanie gości.
Zaczarowany las i drzwi pełne tajemnic – recepta na rodzinny wypad za miasto
Dwór Dawidy to idealne miejsce na rodzinny wypad za miasto. We Dworze mieści się kilka przestronnych apartamentów, w jadalni jest długi pojemny stół, sprzyjający budowaniu relacji pomiędzy gośćmi. Do historii przeszły już podobno przeciągające się do późnej nocy biesiady przy regionalnych specjałach (a tych na Warmii – jak sami wiecie – nie brakuje!) i opowieściach z afrykańskich podróży Pana Jana. Bo właściciel Dworu, Pan Jan, jest podróżnikiem – jego miłością jest Maroko, do którego wraca od wielu już lat.
Ogromny Dwór to jedna wielka kryjówka pełna niezliczonych tajemnic. Na ścianach wiszą przedziwne pamiątki, szafy pełne są zagadkowych książek. Mania z Jasiem sami wędrowali pomiędzy piętrami, próbując zgadywać co kryje się za kolejnymi drzwiami i drewnianymi skrzypiącymi szafami. Co chwilę zbiegali też na parter, zaczepiając Panią Kucharkę albo Pana Jana i wykradając kolejne smakołyki. Karmili królika, jeździli na rowerkach, ganiali się między majestatycznymi drzewami w parku wokół domu.
A sam Park… No cóż, chyba każdy z nas marzy o właśnie takim ogrodzie. Drzewa tak stare i ogromne, że część z nich zostało Pomnikiem Przyrody, stawy pełne żab i fruwających ważek. Łąki, na których co rano można spotkać bociany. I Rezerwat Przyrody Lenki tuż pod domem. Jak dla nas, miejsce po prostu idealne na ucieczkę z miasta. Czy to na weekend, czy to na całe wakacje.
Pasłęk – Bursztynowa Komnata i… świetny plac zabaw
Z Dworu Dawidy bardzo blisko (10 minut samochodem, 30 minut rowerem) jest do Pasłęka, małej, uroczej miejscowości założonej w XIII wieku przez holenderskich osadników. To właśnie w tym miasteczku – według legendy – została ukryta słynna Bursztynowa Komnata. Nas zachwyciła niespieszna atmosfera tego miejsca, liczba lodziarni na metr kwadratowy (serio, chyba wszyscy w Pasłęku mają hopla na punkcie lodów!) i niedawno wybudowany plac zabaw dla dzieciaków. Dodatkowo, władze miasta zaprojektowały bardzo fajną mapkę obrazkową starówki. Dzięki temu zwiedzanie miasta z dziećmi można zamienić w prawdziwą przygodę dla całej rodziny.
Stadnina Koni w Rzecznej
Odkąd Marianka zaczęła chodzić na zajęcia z kucami, wszystkie nasze wyjazdy muszą mieć chociaż mały element związany z końmi. Właściwie każdą naszą mniejszą i większą podróż sprawdzamy teraz także pod tym kątem :).
Rzut beretem z Dworu Dawidy (ok. 10 minut samochodem) znajduje się miejsce, które spodoba się chyba każdemu małemu i dużemu fanowi koni. Stadnina Koni w Rzecznej to miejsce jak z obrazka. Nie dość, że znajduje się tam kilkadziesiąt przepięknych koni, same zabudowania są przepiękne, to jeszcze ludzie pracujący na miejscu są niezwykle uprzejmi i serdeczni.
Mania, mimo że za mała na standardową lekcję jazdy konnej, miała okazję przejechać się na pięknej Wacławie. Przejażdżce asystowały dwie dziewczyny, które zrobiły to zupełnie bezinteresownie. Instruktorka po prostu zobaczyła, że Mani naprawdę bardzo mocno zależy – wzięła nawet z domu swój kask do jazdy! :) Uczciwie przyznam, że w Warszawie wielokrotnie spotykaliśmy się z zupełnie odwrotnymi reakcjami.
Jeśli więc będziecie kiedyś w pobliżu Pasłęka, a na koniach nie jeździcie, to polecamy gorąco podjechanie do Rzecznej, żeby chociażby zobaczyć samą stadninę. Naprawdę robi ogromne wrażenie.
Statkiem po trawie? Pochylnia Buczyniec
Na pewno słyszeliście o tym niesamowitym miejscu w Polsce, w którym statki jeżdżą (tak, tak, jeżdżą, nie pływają!) po trawie, prawda? Pochylnia Buczyniec to taki wózek pochylniowy na Kanale Elbląskim, na który wpływa statek. Następnie, za pomocą urządzeń hydrotechnicznych statek na wózku wyciągany jest po szynach kolejowych z wody i jest ciągnięty po szynach na trawie. Pochylnie należą do tzw. Polskich 7 Cudów Świata. Fajnie było je zatem pokazać dzieciom, prawda?
Dzień wcześniej zrobiliśmy więc telefoniczną rezerwację u jednego z przewoźników – w firmie Statkiem po trawie. Bardzo uprzejma pani odesłała nam potwierdzenie SMS-em. My, zgodnie z instrukcjami, na ten SMS odpowiedzieliśmy. Co więcej, kilka minut przed planowanym rejsem dzwoniliśmy jeszcze do pani, by potwierdzić, że na pewno jesteśmy. Pani po raz kolejny potwierdziła.
Jakież było nasze zdziwienie, kiedy po przybyciu na miejsce (a w zasadzie szalonym biegu z trójką dzieci i psem) okazało się, że… nie ma dla nas miejsc! Owa „uprzejma’ pani nie przekazała rezerwacji kapitanowi. Ten z kolei sprzedał wszystkie miejsca. Nie musimy Wam chyba opisywać, jak się czuły nasze dzieci. I jak się czuliśmy my, opowiadając im przez kilka dni wcześniej o czekającej ich fantastycznej przygodzie.
Dodatkowo, pan sternik zaś uczciwie przyznał, że taka sytuacja zdarza mu się nie pierwszy raz. Dlatego też uczciwie odradzamy Wam tę firmę. Na szczęście jest jeszcze inna, z której usług można skorzystać. Nie mogąc czekać na kolejny rejs (wycieczki trwają 2 lub 4 godziny), statki obejrzeliśmy sobie z brzegu, próbując wytłumaczyć Mani i Jasiowi, dlaczego naszą przygodę musimy odłożyć na kiedy indziej.
❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥
Dołącz do nas!
❥ Będzie nam super miło, jeśli polubisz nasz profil na Facebooku i zaobserwujesz nas na Instagramie.
❥ Zapraszamy też do naszej grupy na Facebooku Aktywni Rodzice – co fajnego można robić z dziećmi. Zarażamy w niej energią do rodzinnego podróżowania i aktywnego spędzania czasu z dzieciakami.
❥ Zainteresował Cię się nasz tekst? Będziemy wdzięczni, jak go udostępnisz. Niech dobre rzeczy idą w świat!
❥ A może marzysz o podróżach ale nie wiesz od czego zacząć? Wejdź na nasz księżyc – moonandback.pl. Zabierzemy Cię w podróż życia! #robniemozliwe