Uciekajmy już od tego zimna. To były nasze pierwsze myśli po tym jak obudziliśmy się w hotelu w Wadi Musa tuż przy starożytnej Petrze. W nocy szalała burza piaskowa a poranek przywitał nas temperaturą bliską 0 stopni. Opuszczamy „sypialnię” Petry i udajemy się w podróż wzdłuż Morza Martwego, aż do Madaby, gdzie czeka na nas najstarsza mozaikowa mapa Ziemi Świętej.
ŚLADAMI KRZYŻOWCÓW
Zanim jednak dotrzemy do Madaby, chcemy przenieść się w czasie do początków XII w. i odwiedzić twierdzę krzyżowców w Al Karak. Prowadzi tam jedyna słuszna droga – Kings Highway. Właśnie tę trasę pokonywali kiedyś muzułmanie w drodze do Mekki, pokonywali chrześcijanie w drodze na górę Nebo i wreszcie pokonywali kupcy, którzy chcieli dotrzeć do Petry. A teraz pokonujemy my.
Do zamku docieramy niestety w momencie, w którym oboje naszych dzieci smacznie śpi, a temperatura na zewnątrz auta oscyluje w granicach trzech stopni. Na dodatek Marianna chwilę wcześniej narzekała na bolące gardło i „mózg”. To jest jeden z takich momentów podczas podróży, w którym zdrowy rozsądek bierze górę. Zamek oglądamy z okien samochodu i uciekamy na kolejną „autostradę”, tym razem Dead Sea Highway.
MORZE MARTWE
Morze Martwe pierwszy raz odwiedziliśmy przy okazji wizyty w Izraelu. Wtedy też udało się nam nawet w nim zamoczyć, także tym razem już nie mieliśmy w planach kąpieli. Szczerze mówiąc, jest to wątpliwa przyjemność, szczególnie dla dzieci.
Tym razem odkryliśmy za to piękno Morza Martwego, które nam kompletnie umknęło w 2016 r. Południowa część jest niesłychanie urokliwa. Woda ma kolor bardziej turkusowy niż na niejednej rajskiej plaży w Azji. No i ta temperatura, w końcu ciepło – 23 stopnie :-). Kąpać się nie zamierzaliśmy, ale porzucać kamieniami z urwiska zawsze można :-). Ta zabawa naszych dzieci chyba nigdy nie przestanie być aktualna. Oczywiście jeśli nas czytacie od dłuższego czasu to możecie podejrzewać, że do samochodu wróciliśmy trochę ciężsi, bo z kilkoma kamieniami w kieszeniach.
NAJSTARSZA MAPA ZIEMI ŚWIĘTEJ
Już kilka razy wspominaliśmy Wam podczas relacji z Jordanii, jak ważne jest, żeby odpowiednio „sprzedawać” dzieciom miejsca, które odwiedzamy. Tym razem też nadarzyła się świetna okazja, bo jakże łatwo jest zaciekawić dziecko mówiąc, że idziemy obejrzeć wielką mapę namalowaną na podłodze, podobną do tej, jaką oglądamy bardzo często w Mapach Mizielińskich.
Na efekty długo nie trzeba było czekać, co dwie minuty słyszeliśmy „a kiedy zobaczymy tę mapę?”, „czy to tu?”. Sama mapa rzeczywiście robi wrażenie, ale trzeba uczciwie napisać, że niewiele z niej dotrwało do naszych czasów. Marianka i Jasio wyraźnie tym zezłoszczeni skierowali swoje zainteresowanie na zapalanie świeczek.
Nasze rzucanie kamieniami ze zbocza Morza Martwego ma teraz swoje konsekwencje – mamy mało czasu na Madabę, za chwilę robi się ciemno, a wiemy, że miasto to nie tylko mozaika w cerkwi św. Jerzego. Szybki rzut oka do przewodnika Lonely Planet i wybór pada na blisko położoną bazylikę św. Jana Chrzciciela, której opis bardzo zachęca widokiem z dzwonnicy na całe miasto. Rzeczywiście, warto się tam wybrać. Spacer przez część miasta uświadamia nam, że bardzo mało poznajemy miast w Jordanii. Przemieszczamy się pomiędzy głównymi atrakcjami, które leżą bardzo często poza centrum życia mieszkańców.
Chcecie więcej Jordanii? – zerknijcie na nasze filmowe podsumowanie.
*************************************
Dołącz do nas!
⇒ Zapraszamy do naszej grupy na Facebooku Aktywni Rodzice – co fajnego można robić z dziećmi, w której zarażamy energią do rodzinnego podróżowania i aktywnego spędzania czasu z dzieciakami.
⇒ Będzie nam bardzo miło, jeśli polubisz nasz profil Our Little Adventures na Facebooku i będziesz obserwować nas na Instagramie.