Dość nieoczekiwanie Cartagena de Indias, bo taka jest pełna nazwa tego miasta, położonego na północno zachodnim brzegu Kolumbii, okazała się być naszym ostatnim przystankiem podczas naszej kolumbijskiej podróży z dziećmi.
Na perłę Karaibów pierwotnie mieliśmy zaplanowane dwa pełne dni. Uciekaliśmy z niej po niespełna 24 godzinach. Dlaczego tak krótko i dlaczego uciekaliśmy?
O tym przeczytasz
Cartagena w czasie COVID
To właśnie w Cartagenie pojawiły się pierwsze przypadki zachorowań na Covid-19. Pierwsze oznaki, że może być różnie odczuliśmy czekając na lotnisku w Medellin, gdzie godzinę przed wylotem dostaliśmy maila, że hotel anulował naszą rezerwację. Szybki telefon i okazało się, że z uwagi na zagrożenie epidemią, obcokrajowcy w całej Cartagenie mają anulowany pobyt w hotelach. Jedyną opcją jaka nam została to AirBnb.
Po wylądowaniu na lotnisku Rafaela Núñeza w Cartagenie, późnym wieczorem, wszystko raczej wyglądało normalnie. Kierowca Ubera też nie przejawiał jakiś specjalnych obaw czy niechęci do zabierania turystów.
Za dnia okazało się, że normalnie tak do końca nie jest. Przede wszystkim dało się odczuć, że każdy nas obserwuje, tak jakbyśmy roznosili co najmniej ebolę. Po drugie wszystkie plaże w Cartagenie zostały dzień wcześniej zamknięte. Po trzecie z samego rana dostaliśmy informację, że LOT organizuje #LOTdodomu ze Stambułu.
Ta ostatnia informacja dość mocno wyłączyła mnie ze zwiedzania starego miasta w Cartagenie – non stop próbowałem zmienić rezerwację naszych lotów, tak żeby jak najszybciej dostać się do Stambułu. Ostatecznie nie udało mi się jednak tego zrobić, a cała historia powrotu do Polski w czasie pandemii wyglądała tak.
Cartagena perła Karaibów
Samo miasto da się podzielić na dwie części – starą z przepiękną architekturą, jakże inną od tego co widzieliśmy dotychczas w Kolumbii oraz ultra nowoczesną z drapaczami chmur. Ta druga część ma taką zaletę, że jeśli chcemy poplażować wystarczy wyjść z budynku i jesteśmy krok od plaży. Z racji tego, że plaże nam zamknęli, a też plażowanie to nie do końca nasza bajka wybraliśmy stare miasto. Nie kombinując zbytnio, złapaliśmy jedną z rozklekotanych, czerwonych taksówek – nikomu tam nie przeszkadza, że razem z kierowcą jest nas szóstka w samochodzie. Czuć od razu, że Cartagena to trochę inna Kolumbia, bardziej taka karaibska, mocno wyluzowana.
Cartagena to przepiękne miasto. Jak już wcześniej wspominałem jakże inne od tego co widzieliśmy wcześniej. Różnica jest nie tylko w architekturze, ale też w pogodzie. Gdy w Bogocie jest 15 stopni tu jest 36. Po raz kolejny uznaliśmy, że dobrym pomysłem było zabranie Easywalkera ze sobą. W nosidle wszyscy byśmy się ugotowali przy takiej wilgotności i temperaturze.
Za murami starego miasta spędziliśmy kilka godzin. Zastosowaliśmy nasza ulubioną metodę zwiedzania, czyli idziemy gdzie nas nogi poniosą. W przypadku Cartageny szliśmy tam gdzie był chociaż kawałek cienia.
Wieczorem byliśmy już na lotnisku, gdzie zaczęła się nasza długa przygoda z powrotem do Polski.
Udało się nam choć na chwilę wejść na plażę Po minucie już biegł do nas strażnik
1 komentarz
Boże przepiękne te obrazy! Jasio ma gust!