W końcu – Jerozolima! Mamy na nią czas. Chyba nie można być w Izraelu i nie być w tym mieście, choćby na jeden dzień. Jerozolimę zwiedzać można na wiele sposobów. My nie będziemy was zanudzać miejscami, które odwiedziliśmy – jest po prostu pewien zestaw „must see” w Jerozolimie, który znajdziecie w każdym przewodniku. Skoncentrujemy się za to bardziej na mieście samym w sobie.
Wielokulturowość miasta jest dostrzegalna na pierwszy rzut oka. W zależności od tego, w którym kwartale Starego Miasta byliśmy, podejście jego mieszkańców do nas diametralnie się zmieniało. Oczywiście największe dysproporcje można było odczuć pomiędzy muzułmańskim a żydowskim kwartałem. Ci pierwsi byli otwarci, uśmiechnięci, gwarni i radośni, Ci drudzy z kolei cisi, poukładaniu i nieufni.
O tym przeczytasz
Wzgórze Oliwne w Jerozolimie
Obecność Mani również nie zmieniała zasadniczo podejścia do nas. Na pytanie zadane przypadkowej osobie na Starym Mieście o numer autobusu na Wzgórze Oliwne dostaliśmy np. odpowiedź, że takiego autobusu nie ma (choć wiemy, że jest). Okazało się, że autobus jest „arabski”, a pytaliśmy Żydówkę.
Samo wzgórze Oliwne jest ze wszech miar warte odwiedzenia, choćby dla samego widoku na całą starą Jerozolimę.
Jad Waszem z dziećmi
Na przystanku tramwajowym przed Instytutem Jad Waszem, gdy okazało się, że ktoś zostawił plecak na ławce i pojawiła się policja, która ewakuowała przystanek (spychając ludzi na przystanek po drugiej stronie torów :-) ), nikt nie chciał nam pomóc wydostać się z tej części miasta. Nagle wszyscy zapomnieli angielskiego. Dopiero któraś z kolei osoba zechciała nam jakkolwiek pomóc z powrotem do hostelu.
Skoro już jesteśmy przy Jad Waszem, to warto wspomnieć, że jest zakaz wejścia z dziećmi. Nie pomogły nasze tłumaczenia, że Mania akurat śpi w nosidle i jeszcze chwilę pośpi. O dziwo, można byłoby wejść z nią, gdyby spała w wózku. Sami musicie znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie tej zasady :-).
Przez Stare Miasto w Jerozolimie
Jerozolima to przede wszystkim miejsce kultu religijnego dla każdej z wyznawców trzech największych monoteistycznych religii świata. Niesamowicie jest doświadczać tej mieszanki. Mieszanki religii, ale też sacrum i profanum, które współistnieją ze sobą niemal niezauważalnie. Może to też była kwestia mało turystycznej pory roku, a przez to braku tłumów napierających na taką czy inną świątynię albo biegnących w wyścigu o nazwie Via Dolorosa. Miło też było się wyrwać ze zgiełku i przechadzać się dachami Starego Miasta (pytajcie o wejście miejscowych) i zobaczyć Jerozolimę z nieco innej perspektywy.
Kopuła na Skale
Najbardziej pozytywne doświadczenie spotkało nas jednak na Wzgórzu Świątynnym. Kładką ponad Ścianą Płaczu weszliśmy na teren, gdzie wstęp mają tylko muzułmanie i tylko dwa razy w ciągu dnia, przez godzinę, turyści.
Ogromny teren, na którym w zasadzie w ciągu 5 minut odnalazła się Mania. Szybko zawierała krótkie przyjaźnie z dziećmi i ich rodzicami gwarantujące jej a to z jednej strony cukierka, a to z drugiej strony kawałek pity, ale przede wszystkim masę zabawy z piłką w tle. Jak opowiadamy o naszej wizycie na Wzgórzu to często słyszymy pytanie: ale co, nie baliście się tak jej puścić? Przecież to muzułmanie, mogło być niebezpiecznie. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko się uśmiechać w odpowiedzi :-). Niesamowite jest to, jak mocno jest w nas zakorzeniona obawa przed czymś, czego nie znamy.
Ściana płaczu w Jerozolimie
Miejsce, które jest chyba najbardziej oblegane przez wszystkich turystów przyjeżdżających do Jerozolimy. Dla kogoś kto nie zna i nie wie z czym wiąże się judaizm przeżyje mały szok kulturowo religijny. Tak bardzo odmienny sposób modlitwy, jej żarliwość i stopień wyłączenia się od świata zewnętrznego. Oczywiście kobiety muszą kierować się w całkiem inną stronę, żeby dojść do ściany płaczu.
Początkowo w Jerozolimie mieliśmy być 4 dni, ale pogoda nas nie rozpieszczała do tego stopnia, że ostatniego dnia za całe 5 zł kupiliśmy Mani czapkę. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy w ostatnią podróż w Izraelu. Ciepłe południe, nadchodzimy.
2 komentarze
Z naszej małżeńskiej podróży do Maroka (jeszcze „niedzieciatej” ;) ) mam same wspaniałe wspomnienia z jednej strony kraju, a z drugiej mieszkańców. Fantastyczni, uśmiechnięci i pomocni ludzie. Bardzo chciałabym tam wrócić – tym razem z córeczką :)
Pozdrawiam Was serdecznie. Wasz blog daje motywację i odwagę, żeby ruszyć się z domu z dzieciakiem nieco dalej niż do spożywczaka ;)
Jerozolima – nasze marzenie :)