Na początek małe wyjaśnienie. Ja sama lubię sobie czasem ponarzekać. Wyżalić się, jak jest mi ciężko. Życie z trójką małych dzieci pod jednym dachem nie należy do najłatwiejszych. Takie sytuacje zdarzają mi się wtedy, kiedy następuje kumulacja różnego rodzaju braków: braku snu, braku odpoczynku dłuższego niż 20 minut czy braku dobrego nawodnienia organizmu i odpowiedniej diety (tak, tak, to ma znaczenie!). Myślę, że każdy i każda z nas ma takie momenty. Jest to zupełnie normalne – wszyscy potrzebujemy wyrzucić z siebie trudne emocje. Robi nam się wtedy lepiej. Prosty mechanizm psychologiczny. Dlatego ten tekst nie będzie o takim narzekaniu.
Od pewnego czasu obserwuję taki dziwny trend wśród rodziców – narzekania na własne dzieci. Pisałam o tym przy okazji narzekania na wakacje z dziećmi. Kilka lat temu pojawił się w mediach społecznościowych. Ostatnio, w pandemii, podchwycili go różni twórcy: blogerzy, influencerzy, instagamerzy i cała reszta „robiących w internetach”. Okazało się, że przebywanie z własnymi dziećmi pod jednym dachem – czy to w ciągu roku szkolnego, czy na wspólnych wakacjach – jest naprawdę nie do wytrzymania.
❥❥❥
O tym przeczytasz
Jakie to życie z dziećmi jest ciężkie
Zdaję sobie sprawę, że teksty o narzekaniu na swoje własne dzieci się klikają. Zawsze to fajnie otworzyć sobie popcorn i zasiąść ze smartfonem, by poczytać o czyimś nieszczęściu. Nam samym robi się lepiej (nie tylko ja mam tak spieprzone życie – oni – ci znani influencerzy – też tak mają… a może nawet gorzej?), usprawiedliwiamy też swój własny wku** na dzieci. Nie próbujemy zrozumieć, idziemy po najmniejszej linii oporu, dając sobie jeszcze upust w postaci śmieszkowego komcia pod postem w stylu łączę się w bólu, współczuję, jezuuuu, u mnie to samo, kiedy te dzieci przestaną mnie tak wkurzać?
Z drugiej strony twórca też się cieszy – lajki się sypią, staty rosną, interes się kręci. I super.
W zasadzie nie powinno mnie to w ogóle obchodzić. Nie mój cyrk, nie moje małpy. Ale z drugiej strony… rodzicielstwo wcale tak nie wygląda. Nie wygląda ani jak wieczna jatka o wszystko, ani jak lukrowana pocztówka z Instagrama. Każde rodzicielstwo jest inne, bo inne są doświadczenia ludzi, którzy je przeżywają. Jednak to, że ostatnio, my twórcy, pokazujemy głównie to przejaskrawione oblicze, na maxa mnie irytuje.
❥❥❥
Rodzicielstwo jest trudne
Tak, rodzicielstwo jest cholernie trudne. Jest wyczerpujące fizycznie i emocjonalnie. Obciąża nasz układ odpornościowy. Wymaga zaangażowania. I finansowego i czasowego i energetycznego. To najtrudniejsza praca świata – kilkanaście lat 24/7 praktycznie bez chwili wytchnienia, co najlepiej widać w poniższym filmiku.
Biorąc jednak pod uwagę, że w znakomitej większości zachodzimy w ciążę jako dorośli ludzie, to raczej jesteśmy w stanie móc sobie wcześniej wyobrazić, jak rodzicielstwo może wyglądać. Bobasy mogą być słodkie i radosne, ale mogą też być niedającymi się odłożyć przez kilka miesięcy przestraszonymi maluszkami. Mogą płakać przez 12 godzin na dobę lub mogą przesypiać całe noce. Mogą nie sprawiać większych problemów do 18 roku życia lub mogą być pełnymi energii dzieciakami, którym zawsze coś się przytrafia. Mogą być też mieszanką wszystkiego po trochu.
Może też zadziałać statystyka. Urodzimy dziecko z trisomią, wadą serca lub nie urodzimy go wcale. Może się okazać, że tuż po porodzie zostaniemy na kilka miesięcy w szpitalu i będziemy totalnie uzależnieni od pomocy z zewnątrz. Może tak być, że mając dziecko, stracimy naszą ukochaną pracę. Ominie nas kilka fajnych projektów. Tak też może być. I co więcej, istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie. Czemu?
Bo nie da się mieć wszystkiego. Po prostu. Dobra składa się z 24 godzin. Jeśli cały dzień spędzamy z dzieckiem, to nie jesteśmy w tym czasie w pracy. I odwrotnie, jeśli jesteśmy w pracy, naszym dzieckiem w tym czasie opiekuje się ktoś inny. Nie ma dobrych i złych rozwiązań. Nie ma lepszych i gorszych. Jest tylko nasze własne. I wiem z własnego doświadczenia, że dojście do tej prostej prawdy zajmuje czasem całą wieczność.
❥❥❥
Rodzicielstwo jest cudem
Nie będę pisać frazesów, że dziecko wynagradza wszystko. Czasem nie wynagradza. Nie jest tak, że jak tylko moje dziecko się do mnie uśmiechnie, to od razu zapominam o całym zmęczeniu i moja energia znowu skacze do 100%. Nie jest tak. Owszem, jestem szczęśliwa, jak widzę szczery, bezinteresowny uśmiech mojego dziecka. Serce w sekundę robi mi się miękkie jak gąbka. Ale dzięki uśmiechowi moja deprywacja snu nie będzie mniejsza. Nie odzyskam też energii do działania. Ja po prostu muszę się porządnie wyspać i porządnie odpocząć. Zwykła fizjologia. A robienie z tego dramatu życia, to – moim zdaniem – gruba przesada.
Ale z drugiej strony… W tym całym narzekaniu na swoje dzieci, w tym mówieniu tylko o tym, jak jest nam źle, zapominamy o tym, że cholera jasna, RODZICIELSTWO NAPRAWDĘ JEST CUDEM. Takim zwyczajnym, namacalnym cudem. I ja nawet już nie mówię o tym, że jak to się dzieje, że z jednego mikro plemnika i jednego mikro jajeczka powstaje człowiek, który dodatkowo rozwija się w moim (moim!) ciele. Ja mówię o wszystkim: o tym, że to dziecko rośnie, że jest zapatrzone w nas jak w obrazek, że stajemy się dla niego najważniejszymi osobami na świecie. Że od nas bierze wszystko: i te fajne rzeczy, i te mniej. I że nagle w naszym sercu rośnie taka przestrzeń, o której w ogóle nie miało się pojęcia. Że zaczyna nam zależeć. Że można kochać kogoś tak bardzo. Tak bezwarunkowo. Tak wszechogarniająco. No…. powiem Wam, że ilekroć o tym myślę, to ja po prostu nie jestem w stanie tego objąć rozumem. Ktoś musiał mieć kiedyś naprawdę niezły plan, żeby to wszystko tak sprytnie wymyślić ❤.
❥❥❥
Nasze dzieci to też ludzie
Poza tym, wyobraźmy sobie, że mija 5 czy 10 lat i nasze dzieci czytają te nasze wszystkie komentarze w Internecie. Zaczynają rozumieć, co rodzice sobie o nich myśleli w tamtym czasie. Nie jest to miłe uczucie, prawda? Dlatego my zawsze staramy się traktować nasze dzieci tak, jakbyśmy chcieli, by one traktowały nas. Z szacunkiem. Podmiotowo. Uczciwie. Nawet jeśli to trudne. Nie nazywami ich bachorami, nie wyładowujemy swojej złości. My je, serio!, lubimy. Nawet jak czasem nas wkurzają.
Poza tym, staramy się pamiętać, jak działa mózg dziecka, skąd się bierze intensywność przeżywanych przez nie emocji, jak wyglądają poszczególne etapy rozwoju. A jak czegoś nie rozumiemy, nie potrafimy, nie wiemy, to pytamy. Psychologów, terapeutów, mądrzejszych i bardziej doświadczonych. Naprawdę to pomaga.
No i na koniec. Może to nieprawdopodobne, ale dzieci kiedyś dorosną. To my mamy wpływ, jakimi dorosłymi się staną. To, co włożymy do serc i głów naszym dzieciom, zależy tylko od nas. Nie zapominajmy o tym.
❥❥❥
1 komentarz
Tak zdecydowanie zgadzam się z tymi słowami: Rodzicielstwo jest cudem – my o tym jakoś szybko zapominam, gdy pierwsze długi czas staraliśmy się o ten mały cud, a później przywykliśmy do niego jakby to jakaś norma była – a niestety nie jest. Dlatego mimo tego, że nasze dzieci często doprowadzają do szału trzeba schować „nerwy do konserwy” – jak to mówi teściowa – dla dobra przyszłości naszych dzieci.