Czasami sobie porównuję moje dzieciństwo z dzieciństwem naszych dzieci. Nikt kiedyś nie słyszał o biegówce, a nawet jeśli jacyś rodzicie komuś coś takiego kupili (moja nazywała się Balbina) to nie wiedzieli, że tak to się właśnie nazywa i że może być fajnym etapem w nauce jazdy na rowerze. Hulajnoga w ogóle była passe i chyba nikt wtedy nie pokusiłby się o prognozę, że 30 lat później będzie przeżywać drugie życie.
Marzeniem każdego dziecka był rower. Nieważne jaki, nieważne czy pasujący rozmiarem. Byleby miał dwa koła, kierownicę i siodełko. Rower był potrzebny do tego, żeby pojechać do kolegów kilka ulic dalej, dumnie go postawić na nóżce i co rusz doglądać czy ktoś nie chce się wbrew naszej woli na nim przejechać.
O tym przeczytasz
Czasy się zmieniły
Nie odkryłem Ameryki tym stwierdzeniem, że nasze dzieci żyją inaczej, niż żyliśmy my. Nie oceniam, czy to lepiej czy gorzej, czy szczęśliwiej, czy nie. Czas pokaże. Jedno jest pewne: wszystko dzieje się teraz szybciej. Normą jest, że dwulatek ma rower biegowy, a czasami i hulajnogę, na której może sobie usiąść i poćwiczyć odpychanie i trzymanie równowagi. Mobilność naszych dzieci jest dużo, dużo większa niż nasza w ich wieku.
Rowerek biegowy
Śmiganie na biegówkach, jak się okazuje, daje niesamowite rezultaty. Osobiście uważam, że to dzięki biegówkom nasze dzieci tak szybko nauczyły się jeździć na rowerze. Biegówka daje dziecku pierwsze doświadczenia z pozycją podobną do tej na rowerze. Z czasem nóżki zaczynają coraz dłużej być zawieszone w powietrzu i coraz rzadziej dotykają ziemi.
Nie muszę dodawać, że im lżejsza biegówka, tym lepsze efekty. Waga ma prostu kluczowe znaczenie. My całkiem przypadkiem, kilka lat temu, na swojej drodze trafiliśmy 12-calową biegówkę Cruzze. Śmigała na niej Mania, bardzo długo używał jej także Jasiek. Dodatkowo, warto też pomyśleć o biegówce z oddzielnym hamulcem ręcznym. Wtedy dziecku jest po prostu rozpoznać mechanizm hamowania na rowerze z pedałami.
Czasami jednak dzieci w ogóle nie chcą myśleć o wsiadaniu na biegówkę. Takie ich prawo, sami nie zawsze lubimy robić niektóre rzeczy. Wtedy z pomocą przychodzą nam…
…hulajnogi
Do łask wróciły dość niedawno. W zasadzie pierwsza hulajnoga, jaką powinno dostać dziecko to hulajnoga z trzema kołami. Dzięki niej dziecko ćwiczy równowagę. Dodatkowo nauka sterowania taką hulajnogą będzie rozwijać motorykę dziecka, ponieważ żeby skręcić, trzeba wychylać kierownicę lewo-prawo, a co za tym i całe ciało.
Hulajnogi z wyższej półki np. Scoot and Ride mają możliwość rozłożenia do pozycji siedzącej i zrobienia z hulajnogi trójkołowego rowerka biegowego. Bardzo fajną opcją jest też możliwość złożenia tych hulajnóg praktycznie na płasko. Nie jest też prawdą, że kolejnym etapem musi być przejście na hulajnogę z dwoma kołami. Jeśli dziecko samo powie, że chce, możecie rozważyć zakup, ale zmiana dla samej zmiany nie ma w naszym odczuciu większego sensu.
Własne kółka i pedały
Największą dumę rodzica, bezapelacyjnie, wzbudza fakt, że dziecko samo zaczyna jeździć na dwóch kółkach. O samej nauce jazdy pisaliśmy już wcześniej. Nasze doświadczenie pokazuje, że nic na siłę. Każde dziecko uczy się jeździć w swoim tempie – Marianka zaczęła jeździć z pedałami jak skończyła 4 lata, Jasiek potrzebował znacznie mniej czasu – na dwóch kółkach śmigał tuż po 3. urodzinach.
Nie każde tez musi pokochać się z rowerem. Dużo też zależy od tego, czy przeszliście wcześniejsze etapy przygotowujące waszego malucha do jazdy na dwóch kołach czy też nie. Ogromne znaczenie ma też Wasze nastawienie i zaufanie do dziecka. Asekurujmy, ale nie ułatwiajmy. Nie stosujmy dodatkowych kółek, bo one co najwyżej opóźnią start do prawdziwego rowerowania. Pocierpmy chwilę i pobiegajmy przykuleni za dzieckiem, ale nie stosujmy kija. Część dzieci uzależnia się od tego. I nie chodzi o to, że nie dadzą rady, bo dadzą bez tego, tylko czują się niepewnie, a te niepewność rodzi strach. Stąd już prosta droga do złości i rzucenia rowerka w kąt.
Ile powinien kosztować rower dla dziecka?
Chyba oszalałeś, że wydałeś ponad 1000 zł na rower dla dziecka! To najczęstsze zdanie, które słyszymy po podaniu ceny Wooma, Froga albo Kukbikes. Czy aby na pewno oszaleliśmy? I tak i nie. Wszystko zależy od tego, czego oczekuję się od jazdy dziecka na rowerze. Jeśli sami nie lubicie jeździć na rowerze i używacie go sporadycznie, to podejrzewam, że rower za 200-300 zł (nowy) z Decathlonu spokojnie wystarczy do tego, żeby wasze dziecko nauczyło się jeździć na dwóch kółkach i jeździło sobie przy Was, jak idziecie na przykład na spacer czy plac zabaw.
Jeśli jednak chcecie jeździć z dzieckiem trochę dalej albo po wymagającym terenie, to nie ma opcji, że rower za 200 zł wam to zapewni. Po prostu dziecko fizycznie nie da rady przepedałować tyle, nawet jakbyście jechali bardzo powoli. Waga roweru robi tu znaczenie.
W naszym przypadku dochodzi jeszcze efekt przechodzenia rowerów z jednego dziecka na drugie i długość sezonu rowerowego. Rowery z wyższej półki są u nas wykorzystywane praktycznie przez cały rok (no może poza śnieżycami :). Kolejną sprawą jest to, że rynek wtórny Wooma, Froga czy Kukbikes jest na tyle mały, że bez problemu sprzedacie je po okresie użytkowania, bez większej straty.
Używany, nie gorszy
Skoro przy rynku wtórnym jesteśmy. Nie ma obaw, warto zaglądać na OLXa czy Allegro i szukać używanych egzemplarzy. Pamiętajcie jednak, że te trzy firmy wymienione wyżej, z jednej strony dosyć sztywno trzymają cenę, a z drugiej, schodzą niemal na pniu. Dlatego z podwórkowego doświadczenia możemy wam np. polecić rower Specialized HotRock. Swoją wagą nie ustępuję wiele wielkiej trójcy. Ma też bardzo dobrą budowę ramy pozwalającą drobniejszym dzieciom na większą pewność jazdy. Wada? Ma hamulec w korbie (w pedałach).