Due ragazze a Roma, dwie dziewczyny w Rzymie. Ostatnie dwa dni w Rzymie należały do mnie i do Marianny. Podczas gdy Mario dzielnie pracował, my niespiesznie spacerowałyśmy po Rzymie wąskimi uliczkami. Raz po raz zbaczając z drogi, by znów za chwilę na nią powrócić. Był to dla mnie trochę taki magiczny czas, jakby wyjęty spoza głównego nurtu codzienności.
O tym przeczytasz
DWIE DZIEWCZYNY ODWIEDZAJĄ KOLOSEUM
Postanowiłam, że jeśli się uda, spróbuję zabrać Manię do jednego czy dwóch miejsc, które sama odwiedzałam, kiedy byłam dzieckiem, i które zrobiły na mnie największe wrażenie. Jedno z nich to Koloseum, które zapamiętałam jako ogromne, tajemnicze i trochę przerażające miejsce. Kiedy przekroczyłyśmy bramkę wejściową, trochę przestraszyłam się napierającego tłumu złożonego głównie ze szkolnych włoskich wycieczek. Bez większych problemów dostałyśmy się jednak do kasy pierwszeństwa, gdzie bardzo szybko nas obsłużono. Po chwili odnalazłyśmy też toaletę z przewijakiem, a potem windę na przedostatnie piętro, z którego roztaczał się dobrze znany z większości pocztówek widok na całą budowlę. Wspomnienia wróciły! Znowu poczułam się trochę jak 12-letnia dziewczynka, która po raz pierwszy na własnej skórze doświadcza potęgi starożytnych opowieści o gladiatorach. Fajnie jest czasem wrócić do miejsc, które żyją z nami przez kilka-kilkanaście lat, by móc je przeżyć na nowo.
W DRODZE PO PAMIĄTKI
Odkąd pamiętam, gdziekolwiek jestem poza Polską, zawsze odwiedzam zlokalizowane w galeriach, muzeach czy innych miejscach kultury księgarnie i sklepiki. Z reguły można znaleźć tam piękne przykłady wzornictwa dla dzieciaków. Będąc w Koloseum, warto zajrzeć do księgarni, która ma bardzo dobrze wyposażony dział z „pamiątkami” dla dzieci. Pięknie wydane mini albumy o Rzymie i Rzymianach, ciekawe kolorowanki, przewodniki dla dzieci czy przestrzenne książeczki przedstawiające historię miasta. Oczywiście Mania dostała swój zestaw – pewnie jeszcze nie raz będziemy do niego wracać, by przypomnieć sobie miejsca, które razem poznałyśmy. Sądzę też, że będą one doskonałym pretekstem, by za kilka lat wrócić z nią do Rzymu i raz jeszcze – już bardziej świadomie – poznać miasto i jego historię.
BAZYLIKA ŚW. PIOTRA
Po dobrych doświadczeniach ze zwiedzaniem Koloseum z małym dzieckiem w wózku, entuzjastycznie podeszłam do pomysłu pójścia z Manią do Bazyliki Św. Piotra. Ostatni raz byłam tam dobre 10 lat temu i trochę brakowało mi tego miejsca. Jednak rozczarowanie przyszło szybciej niż się mogłam tego spodziewać. Kolejka do bazyliki ciągnęła się przez pół Placu Św. Piotra, było pełne słońce i ponad 30-stopniowy upał.
Pomyślałam więc, że na pewno osoby z małymi dziećmi, starsze czy schorowane mają swoją kolejkę pierwszeństwa. Jak duże było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że obowiązuje tylko jedna kolejka, w której średni czas oczekiwania to ok. 3 godziny…. Miałam wtedy taką smutną refleksję. Miejsce, które jest odwiedzane przez bardzo różnych ludzi, często ze specjalnymi potrzebami, jest po prostu dla nich niedostępne. A taka Wieża Eiffla, Koloseum, Centrum Nauki Kopernik czy Tate Gallery są zwyczajnie w zasięgu ręki (czy wózka lub brzucha kobiety w ciąży, czego sami doświadczyliśmy). Trochę to wszystko dziwne.
DWIE DZIEWCZYNY W RZYMIE CZARUJĄ
Podczas zwiedzania z Manią co chwilę spotykały nas bardzo przyjazne spojrzenia i gesty związane z chęcią niesienia pomocy. W Rzymie jest bardzo bardzo bardzo dużo schodów, schodków, zejść, podejść i in. tego typu „utrudnień”. Miasto nie jest w ogóle przystosowane do potrzeb osób na wózkach lub w wózkach. Nie ma – lub jest bardzo mało – podjazdów czy ułatwień. Podobnie rzecz wygląda z szerokością drzwi do toalet – wózek trzeba zostawiać na zewnątrz. A o czymś takim jak przewijak Włosi chyba nigdy nie słyszeli (Koloseum jest tu wyjątkiem). Jednak może niejako w kontrze do tego, kreatywność ludzi w chęci niesienia pomocy jest wyjątkowa i powinna zasługiwać na osobną opowieść :-).
W czasie moich wizyt w toalecie Mania zostawała pod opieką kelnerów i starszych Włoszek pijących espresso/czytających książki/leniwie sączących wino, itd. Starałam się wybierać osoby, które wyglądały na godne zaufania, które – jak sądziłam – nie uciekną mi z dzieckiem tuż po tym jak ja zniknę za rogiem kawiarni :-). W większości przypadków okazywało się, że Mania zaskarbiała sobie tak dużą ich sympatię, że ciężko było się im z nią rozstać :-). Niezwykle miłym doświadczeniem było spotkanie z ok. 70-letnią niezwykle dystyngowaną Włoszką, babcią właściciela oysterii, w której jadłam obiad. Starsza pani od razu zajęła się małą, żebym ja mogła spokojnie zjeść swoje tagliatelle z krewetkami (skądinąd najpyszniejsze, jakie jadłam!). Niczym nie skrępowana przez dłuższy czas wesoło wygłaszała swoje włoskie monologi. Mania reagowała na nie równie entuzjastycznie, raz po raz śmiejąc się i bulgocząc. Obie chyba przypadły sobie do gustu :-).
W poniedziałek wieczorem, po całym dniu spacerowania, spotkałyśmy się z Mario, który wracał ze swoich zajęć. Razem, zwiedziliśmy Piazza Navona wraz z podziemiami, w których zachowano starożytne mury stadionu Domicjana.