Jak już dobrze wiecie z naszego bloga, miejski rower cargo to nasza miłość od pierwszego wejrzenia. W cargo zakochaliśmy się podczas naszej podróży do Amsterdamu. Zobaczyliśmy tam setki rodzin wożących w ten sposób swoje dzieci, psy czy zakupy. Na co dzień jeździmy holenderskim Dolly Bikes, testowaliśmy też Storka – polski rower cargo. Dzisiaj przyszedł czas na klasykę cargo – jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek rodzinnych rowerów cargo – Babboe. Pod lupę bierzemy model Mini Mountain.
Babboe Mini, w wersji Mountain to typowy miejski rower cargo, ale nietypowy long-john. Wersja Mini to o 20 cm krótsza długość roweru względem większej wersji Babboe City, przez co rowerem łatwiej się manewruje i jest odrobinę lżejszy. Mieliśmy okazję dość intensywnie go testować przez ponad dwa tygodnie, wożąc niemal codziennie Manię i Jasia do przedszkola a Basię na wycieczki. Karolina jeździła też nim do pracy.
Babboe to holenderska marka, z którą warszawiacy mieli okazję się zaprzyjaźnić już jakiś czas temu. Babboe bowiem jako jeden z pierwszych wszedł we współpracę z Urzędem Miasta Warszawy udostępniając swoje rowery kilku wybranym stołecznym kawiarniom, aby te mogły je za darmo wypożyczać. Dzięki temu miejski rower cargo na stałe wpisał się w krajobraz miasta.
O tym przeczytasz
Babboe Mini – krótki rower cargo
Od tego czasu bardzo dużo się zmieniło. Babboe również przeszło dużą zmianę – wizerunkową. Ich rowery zaczęły przyciągać swoim wyglądem uwagę na ulicach. Zmienił się design skrzyni, z topornej na pięknie ukształtowane obłe formy. Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy Babboe Mini na pikniku organizowanym przez towarowe.pl, byliśmy niezmiernie ciekawi, czy prowadzi się go łatwiej niż pozostałe rowery cargo, które mieliśmy okazję testować.
Jako codzienni użytkownicy roweru cargo, pierwszym pytaniem, jakie otrzymujemy od ludzi spotykanych na światłach jest koszt zakupu. Zaraz za tym jest pytanie, jak się taki miejski rower cargo prowadzi. Prowadzi się bardzo łatwo i rzeczywiście Babboe Mini prowadzi się łatwiej. Mimo wszystko te 20 cm robi odczuwalną różnicę, jeśli chodzi o skrętność roweru. Czasami nawet zwrotność roweru zaskakuje. Ale o tym za chwilę.
Skoro rower jest krótszy, to i sama skrzynia jest mniejsza. Jak to w przyrodzie często bywa, coś za coś. Przez to, że skrzynia jest mniejsza, to włożenie do niej dwójki dzieci (6 i 4 lata) powoduje, że brakuje przestrzeni ładunkowej. Za każdym razem jak jechaliśmy z Mańką i Jaśkiem to albo ich nogi deptały mój plecak (zakupy), albo wiozłem rzeczy gdzieś podoczepiane.
Holenderska jakość
Musimy szczerze Wam przyznać, ze Babboe zaskoczyło nas jakością elementów. Nigdzie nie widać, żeby ktoś poszedł w projekcie czy wykonaniu na jakieś kompromisy. Choć oczywiście małe wady się zdarzają :-). Rower jest mega wygodny, idealnie wyprofilowana kierownica poprawia pewność prowadzenia, a trzymanie jej przez dłuższy czas nie męczy, jak miało to choćby miejsce w Storku.
Centralnie umieszczony silnik Yamaha, który jest w wersji Mountain to też dla nas pozytywne zaskoczenie. Daje on komfort wspomagania na tyle, że nawet nasza „ulubiona” górka w drodze do przedszkola nie powoduje podwyższonego tętna. Wspomaganie kończy się przy prędkości 25 km/h. Nie ma zresztą potrzeby rozpędzać się bardziej, szczególnie jadąc z dziećmi. Silnik jest spięty z dość ciekawą przekładnią NuVinci 330. Trzeba się do niej przyzwyczaić, ponieważ zmiana przełożeń jest płynna (nie czuć przeskoków, bo nie ma co przeskakiwać), a wskaźnik przełożenia jest symbolizowany rowerzystą, który albo jedzie po płaskim albo wspina się pod górę.
Manetka przekładni NuVinci 330 Bardzo wygodny i czytelny komputer Centralnie umieszczony silnik Yamahy
Najsłabszy element Babboe Mini
Biorąc pod uwagę, że wszystko ma swoje miejsce w tym rowerze i jest przemyślane, to jest jedna rzecz, która woła o pomstę do nieba – nóżka. Ja rozumiem, że Holendrzy projektowali rower pod standardy tras i ścieżek rowerowych Zachodniej Europy, ale to co się dzieje z nóżką na naszych warszawskich ścieżkach i ulicach, jest mocno irytujące. Nóżka jest bardzo wygodna i łatwo się stawia i zdejmuje z niej rower (nawet z dwójką dzieci dla ważącej pięćdziesiąt parę kilogramów Karoliny), ale czemu nie jest ona przymocowana podczas jazdy, to tego nie możemy zrozumieć. Jakikolwiek krawężnik i lata ona raz do góry raz w dół, że człowiek ma wrażenie, że jak źle trafi (dziura po dziurze) to zaraz zatrzyma się rower na owej nóżce. Oczywiście da się dorobić własnym sumptem dodatkową blokadę (na magnes lub rzep), ale czy o to chodzi w rowerze za 17 tys. zł? No raczej nie.
Skrzynia Babboe Mini
Czemu chcemy poświęcić odrębny akapit skrzyni? Poza tym, że jest ona bardzo dobrze wykonana i ładna zarazem, to jest złożona z pięciu elementów. Początkowo nawet w rozmowie z towarowe.pl stwierdziliśmy, że to dość dziwaczne rozwiązanie. Oczywiście ma swoje podstawy w fizyce. Zastosowana sklejka z europejskiego drewna bukowego przy jednolitej konstrukcji po prostu byłaby poddawana zbyt dużym naprężeniom podczas jazdy. To rozwiązanie ma też jeszcze jedną poważna zaletę, o której się przekonaliśmy. Podczas spotkania Karoli ze słupkiem na przejściu dla pieszych zniszczyliśmy przedni panel skrzyni. Przy każdym innym cargo zmuszeni bylibyśmy do wymiany całości skrzyni. W przypadku Babboe wystarczy wymienić tylko jeden element.
Efekty uderzenia w słupek
Sama skrzynia, jak już wcześniej wspominaliśmy, jest w naszym odczuciu za mała na dwójkę i ewentualny bagaż. Musimy jednak bardzo uczciwie przyznać, że dwójka dzieci siedzi bardzo komfortowo. Dodatkowo, jedyny obszar załadunkowy, pod ławeczką, zabiera częściowo bateria, która znalazła tam swoje miejsce.
Bezpieczeństwo w Babboe
W większości rowerów cargo, jakie testowaliśmy, również i w Babboe dość słabo jest rozwiązany element pasów dla dzieci. Miejsce ich montażu jest na wysokości łopatek, w związku trudno jest je wyregulować tak, by podczas jazdy pasy nie spadały z ramion dzieci. Chociaż i tak musimy przyznać, że pasy zapina się o niebo lepiej niż w naszym Dolly. Niby nic, a system odrębnego zapięcia pasa lewego i prawego robi tutaj robotę.
Przez te blisko 100 km, jakie pokonaliśmy w Babboe Mini ani razu nie czuliśmy się w nim niepewnie. Nawet Karola przed spotkaniem ze słupkiem, uciekając przed szybko jadącym autem, była pewna, że się zmieści :-).
Dodatkowym ciekawym rozwiązaniem dla dzieci, które już siedzą, ale nie siedzą na tyle stabilnie, żeby same usiedziały na ławeczce jest dodatkowa wkładka. Co ciekawe, jest ona na tyle uniwersalna, że da się ją zastosować w większości rowerów cargo. Jak widzicie, Baśce przypadła ona do gustu.
Babboe Mini czy City?
To pytanie sobie zadawaliśmy od samego początku. Dla kogo jest Babboe Mini Mountain i czemu nie wybrać większego, kosztującego w zasadzie tyle samo, Babboe City Mountain? Przypomnijmy, różnią się tylko długością. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że Mini jest dla osób, które walczą z długością, to znaczy potrzebują np. zmieścić rower w windzie, albo w garażu mają ograniczoną ilość miejsca. W innym przypadku zdecydowanie warto sięgnąć po wersję City, co zresztą potwierdzają statystyki sprzedaży w PL.
Jakbyśmy teraz stali przed wyborem roweru cargo do rodzinnego przemieszczania się po mieście, to City w wersji ze wspomaganiem elektrycznym, czy to w wersji City-E czy Mountain byłoby naszym pierwszym wyborem. Poza felerną nóżką ten rower nie ma dla nas wad.