Widok roweru cargo i siedzących w nim dzieci ciągle wzbudza ogromne zaciekawienie, nawet w stolicy Polski. Widok dwóch rowerów cargo z dziećmi jadących obok siebie to już zjawisko. Ostatnio w nasze ręce trafił polski rower cargo. Zaskoczeni, że polski? Całkiem niesłusznie. Znamy przynajmniej trzy firmy z Polski, które zajmują się produkcją rowerów cargo dla rodzin. My mieliśmy okazję używać cargo produkcji Stork cargo bike.
O tym przeczytasz
Polski rower cargo od Stork cargo bike
Koncepcja roweru cargo w głowach Marii i Michała narodziła się blisko dekadę temu. Przez dziesięć lat udoskonalali swój produkt, tak aby teraz oferować Wam rowery, których nie powstydziłby się żaden skandynawski czy holenderski producent. Jesteśmy sobie w stanie spokojnie wyobrazić takie cargo na ulicach Amsterdamu.
Stork to dwukołowy rower cargo – tzw. long john. Konstrukcyjnie każdy long john jest podobny. Wysunięte przednie koło, skrzynia, nisko położony środek ciężkości i większe koło z tyłu. Całą recenzję techniczną Storka znajdziecie w poście Krzyśkia z Jeden samochód mniej. My się bardziej skupimy na wrażeniach z jazdy.
Rower cargo z dziećmi
Od blisko roku jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami naszego cargo – Dollybikes. Przez co pewnie nie uda się nam uniknąć w tej recenzji porównań. Z drugiej strony macie pewność, że wiemy, co dobrze zaprojektowany rower cargo powinien mieć, żeby móc w nim spokojnie wozić dzieci.
Czym się wyróżnia polski rower cargo?
Przede wszystkim tym, że jest polski :-). A na poważnie i z bardziej praktycznych rzeczy, to wyróżnia się wyglądem. W każdym rowerze cargo uwagę przyciąga największy jego element, czyli skrzynia. Mówi się, że o gustach się nie dyskutuje, a jeszcze trudniej podjąć temat, jak się wie, że nie zawsze da się zrobić coś ładnego i praktycznego jednocześnie. Skrzynię jednogłośnie uznaliśmy za element najmniej korzystny wizualnie i chyba najmniej solidny. Używaliśmy roweru, który nie był nowy i na skrzyni było już widać miejsca z obdrapaną farbą. Jak wcześniej wspominałem coś za coś. Skrzynia jest za to pomyślna tak, żeby ułatwić dzieciom samodzielne wsiadanie. Jest to naprawdę duży plus.
Chronimy się przed deszczem
Bardzo nam się podoba również rozwiązanie z „daszkiem” nad skrzynią. Przede wszystkim osłonę można otworzyć z trzech stron. Jest to o tyle ważne, że kiedy pogoda jest niepewna, ale nadal jest ciepło, zapewniamy dzieciom całkiem przyjemny przewiew. Jeśli zaskoczy nas deszcz, to w każdej chwili możemy szczelnie zamknąć osłonę.
Ciekawie jest też rozwiązany sposób montażu osłony. Całość, ze stelażem, składa się z czterech części i aż się prosi, żeby pomyśleć jak te dwie najdłuższe belki zamontować jakoś do skrzyni tak, żeby nie trzeba było wybierać przed każdą wycieczką czy bierzemy osłonę czy jednak liczymy, że nie będzie padać.
Widzę, gdzie jadę
Jeszcze jedna rzecz, która nas pozytywnie zaskoczyła to fakt, że podczas jazdy widać przednie koło. Ja wiem, że to się może wydawać śmieszne, co piszę. Jednak największym zaskoczeniem dla mózgu zwykłego rowerzysty, po tym jak wsiądzie na rower cargo, typu long john, jest to, że spada się z krawężników czy napotyka przeszkody zacznie wcześniej, niż na zwykłym rowerze.
Kolejną ogromną zaletą tego cargo jest możliwość rozłożenia go na dwie części i zapakowania ich do samochodu. Oczywiście samochód musi być odpowiednio duży i raczej możemy zapomnieć o jednoczesnym zabraniu rodziny – trzeba złożyć tylną kanapę. Nie zmienia to jednak faktu, że np. naszego cargo nigdzie ze sobą osobówką nie zabierzemy. Nawet jakbyśmy go chcieli gdzieś „zimować”.
Na siedząco, czy lepiej na leżąco?
Ciekawym elementem w tym cargo jest specjalna kanapa do spania. Doszliśmy do wniosku, że jest to przede wszystkim dużo wygodniejsze dla dziecka i dużo bezpieczniejsze niż używanie zwykłej ławki.
Wadą niemal wszystkich cargo jest to, że plecy dziecka w pozycji siedzącej na ławce wystają ponad obrys skrzyni, przez co pasy idą w taki sposób, że przeważnie spadają z ramion dzieci. W przypadku pozycji półleżącej tego efektu nie ma. Mania i Jasio nawet nie chcieli słuchać o ławce. W ruch poszła od razu ogromna poducha.
Na stronie Storka można znaleźć informacje dotyczące kilku wariantów przewozu dzieci. Można na przykład, montując dwie ławeczki, przewieźć nawet czworo maluchów. Przyznamy szczerze, że gdyby nie zdjęcia na stronie producenta, to ciężko byłoby nam w to uwierzyć. Mimo, że wymiarowo (długość) skrzynia w Storku jest dłuższa od naszego Dolly to jakoś optycznie wydaje się mniej miejsca w środku. Nie mieliśmy też okazji przetestować Storka z trójką dzieci, ponieważ nie mieliśmy odpowiedniego adaptera do nosidełka dla Basi.
Coś, co powinno mieć każde cargo – wspomaganie elektryczne
Ten polski rower cargo udowodnił nam jedno – nie warto rezygnować z elektrycznego wspomagania. To był pierwszy rower cargo, który mieliśmy okazje używać z elektrycznym wspomaganiem i… co tu dużo mówić, zakochaliśmy się. Żadna górka nam nie straszna. Mina innych rowerzystów widzących jak szybko im znikamy za horyzontem – bezcenna. Fajne jest też to, że zastosowany silnik wystarcza na całodniowe wycieczki. Nam udało się zrobić ponad 60 km w Krainie Jeziorki, mając jeszcze połowę zapasu baterii.
Jak się jeździ Storkiem?
Hmmm… no i tu niestety mamy pewien zgrzyt. Przede wszystkim Karolina, która waży niewiele więcej niż sam rower, miała poważny problem, żeby go zepchnąć z nóżki. Ja z kolei miałem taki sam problem z dziećmi, gdy siedziały w środku skrzyni. Te 4,5 kg (waga wzrasta przez wspomaganie elektryczne – 9,5 kg) różnicy do naszego Dolly nie powinno robić aż takiej różnicy w użytkowaniu. Być może problem by nie istniał, gdybyśmy więcej czasu poświęcili na wyregulowanie nóżek z najniższej pozycji na trochę wyższą.
Drugą rzeczą, która przeszkadza to dość wąski rozstaw kierownicy. Nienaturalnie się układa na niej ręką, a przez to ma się wrażenie, że nie do końca panuje się nad tym rowerem i czuć dyskomfort. Wiemy, że producent już nad tym pracuje i w nowszych modelach Storka tego problemu już nie będzie – kierownica będzie szersza o 5 cm.
Trzecią i ostatnią wadą są hamulce. O ile rower dzięki wspomaganiu jest w stanie się rozpędzić do około 27 km/h (po płaskim), to trzeba pamiętać, że hamuje on dokładnie tak samo jak cargo bez wspomagania elektrycznego. Co za tym idzie, miałem wrażenie, że naciskam hamulce a rower dalej sunie przed siebie zbyt szybko. Być może jest to kwestia odpowiedniej regulacji przy większym obciążeniu.
Ile kosztuje polski rower cargo
Żeby cieszyć się rowerem ze wspomaganiem musimy zapłacić 11,6 tys. zł. Na wersję bez wspomagania trzeba przeznaczyć 7,5 tys zł. Uczciwie trzeba powiedzieć, że jest to mimo wszystko dobra cena jak za produkt ręcznie składany i produkowany w Polsce. W podobnej cenie do wersji elektrycznej, dostaniemy bez wspomagania Dolly (z podobnym akcesorium). Dla porównania zakresu cen, za model roweru cargo z półki premium np. Ubran Arrow trzeba zapłacić prawie 20 tys. zł.
Czy Stork ma szanse…
powalczyć o polskiego klienta? Jasne! Jeśli bierzemy pod uwagę, że projekt jest ciągle rozwijany i to, że da się w przyszłości uniknąć drobnych błędów oraz że cena tego roweru w typie long john jest jedną z niższych, mamy nadzieję, że co raz więcej będziemy widzieć Storków na polskich ścieżkach rowerowych. Nie bez znaczenia może okazać się również fakt bardzo dobrej obsługi klienta i ewentualnych napraw bez konieczności wysyłki roweru gdzieś do Europy.
4 komentarze
Przykro to stwierdzić ale przeciętna Polska rodzina posiadająca dzieci takiego roweru nie kupi. A za cenę 11,6 tys to kupi drugi samochód. Główny segment to rodziny majętne lub single a to jest promil populacji chyba że zagranica ale tu jest ogromna konkurencja.
Hmm i tak i nie. Zobacz sobie np. ceny rowerow elektrycznych, ktore oscyluja w granicach 5 tys, a ludzie je kupują. Przyzwyczailismy sie też jako spoleczenstwo do tego, ze rower to z marketu do 1000 zl. A w większości sa to fatalnej jakosci rowery, czasami nawet zagrazajace zyciu i zdrowiu.
Ale ja nie o tym. W panstwach gdzie cargo jest dużo bardziej popularne, te rowery sa objete systemem doplat do zakupu i to wysokich. W dobie wylaczania ruchu miejskiego w centrach miast stanowia one powazna alternatywe dla mieszkańców.
Dzień dobry, jednym ze sposobów na poprawienie siły hamowania w mechanicznych tarczówkach jest zmiana pancerzy hamulcowych na pancerze typu compression less (jagwire keb-sl lub tektro/TRP). Miesiąc temu wykonałem taki upgrade w swoim gravelu i różnica jest kolosalna :)
Rower mieliśmy tylko na chwilę, zatem nie grzebaliśmy w nim w ogóle. Jeździliśmy tak jak go dostaliśmy.