Jeśli, tak jak my, kochacie nietypowe miejscówki, poza utartymi turystycznymi szlakami, prowadzone w duchu odpowiedzialnej turystyki, z poszanowaniem lokalnej kultury i tradycji, to koniecznie czytajcie dalej. Mamy dla Was absolutną perełkę: położoną wśród pól ryżowych i plantacji herbaty niewielką Lisu Lodge, prowadzoną przez górskie plemie Lisu. Czas płynie tam jakoś inaczej, a głowa naprawdę zwalnia. Serio, kompletnie się zakochaliśmy w tym magicznym miejscu Tajlandii!
Im dłużej podróżujemy z dziećmi po świecie, tym coraz ważniejsza dla nas staje się jakość tego podróżowania. I nie mam tu na myśli wypasionych hoteli z całodobowym serwisem czy drogich zabiegów SPA. Coraz ważniejsza staje się dla nas świadoma, etyczna turystyka, żywy kontakt z drugim człowiekiem i możliwość dotknięcia choć przez chwilę czegoś autentycznego, przygotowanego prosto z serca.
Kiedy więc kilka miesięcy temu, przeszukując Pinteresta podczas planowania naszego roadtripa po Tajlandii, trafiłam na zdjęcia Lisu Lodge w tajskich górach – moim najukochańszym regionie Tajlandii – to wiedziałam, że koniecznie musimy tam pojechać, kiedy będziemy eksplorować północ Tajlandii.
Tekst powstał w ramach współpracy barterowej z Lisu Lodge. Ogromnie się cieszymy, że mogliśmy przeżyć tę fantastyczną przygodę. Zresztą sami zobaczcie, jak tam pięknie!
★
O tym przeczytasz
Nieodkryte miejsca w Tajlandii – na północ od Chiang Mai
Lisu Lodge oddalone jest zaledwie 50 km od Chiang Mai, jednego z najczęściej odwiedzanych miast Tajlandii. Samo Chiang Mai jest oczywiście niezwykle klimatyczne i totalnie jesteśmy w nim zakochani, ale prawdziwa magia dzieje się dalej na północ, w kierunku Pai, Chiang Rai czy słynnej 600-kilometrowej pętli Mae Hong Son. Absolutnie zachwycające górskie szczyty porośnięte tropikalną dżunglą poprzecinane są polami ryżowymi, plantacjami kawy i herbaty. Drogi wiją się jak serpentyny, jest mnóstwo przepięknych świątyń buddyjskich ze złotymi i białymi stupami, a małe tajskie wioski zamieszkane są przez grupy etniczne mające swoje własne unikalne kultury, tradycje, języki i style życia.
★
Lisu Lodge – gościnność górskich plemion Tajlandii
Jednym z takich górskich plemion jest Lisu – grupa etniczna, która przywędrowała na tereny dzisiejszej Tajlandii z Tybetu i Mjanmy (Birmy). Kultura ludu Lisu jest niezwykle bogata i różnorodna. Ludzie mają charakterystyczne stroje z kolorowymi wstążkami i haftami. I rzeczywiście chodzą w nich na codzień. Nie jest to „ustawka” pod turystów, jakich wiele widzieliśmy w róznych miejscach. Tym bardziej się cieszymy, że mogliśmy chociaż przez kilka dni poznać ich trochę bliżej.
Lisu Lodge wzięło swoją nazwę właśnie od plemienia Lisu, ludzi którzy mieszkają w wiosce tuż obok domków. „Lisu” to grupa ludzi poszukujących wiedzy o życiu, korzenie tego słowa wywodzą się z dwóch różnych słów: „li” i „ei-li”, oznaczających tradycję, kulturę oraz sposób życia. Drugie słowo, „Su”, oznacza edukację i odnosi się zarówno do aspektów teoretycznych, jak i praktycznych wiedzy. Głównym zajęciem mieszkańców wioski jest rolnictwo, hodowla zwierząt oraz uprawa roślin, takich jak czosnek, kukurydza i owoce.
Właścielom Lisu Lodge bardzo zależało na tym, by móc w jak napełniejszej formie zachować kulturę tej grupy etnicznej i móc pokazać ją ludziom odwiedzającym to nieodkryte jeszcze miejsce w Tajlandii.
Tak 14 lat temu narodził się pomysł zbudowania kameralnego Lisu Lodge – kilku tradycyjnych górskich chat ze współczesnymi udogodnieniami. Domki zostały zbudowane na skraju wioski plemienia Lisu, pośród pól ryżowych i sadów longanów i figowców, pól kukrudzy i plantacji herbaty. Została zachowana charakterystyczna dla tego regionu architektura, wykorzystano naturalne materiały: drewno, bambus, kamień. A wnętrza ozdobiono tradycyjnymi kolorami Lisu i ich specyficznymi przeszyciami na poduszkach, obrusach i dodatkach.
★
Ekoturystyka, odpowiedzialność i wsparcie lokalnej społeczności
Wszystko prowadzone jest zgodnie z zasadami odpowiedzialnej turystyki. Chronione jest naturalne środowisko – kosmetyki są ekologiczne, segreguje się odpady, nie ingeruje się w cykl natury. Wspierana jest także lokalna społeczność. W Lisu pracują rdzenni mieszkańcy wioski z plemion Lisu i Akha, warzywa i owoce, kawa, herbata podawane gościom pochodzą z okolicznych upraw, a goście – w ramach wycieczki z lokalną przewodniczką do wioski obok – mogą na własne oczy przekonać się, jak żyją mieszkańcy wioski, posłuchać historii o zwyczajach i tradycji.
Na nas największe wrażenie zrobiła opowieść o szamanach i o rytuałach odprawianych do dzisiaj przez ważnymi wydarzeniami. Dzieci były też pod wrażeniem sieci pajęczych robionych z gałązek i zawieszanych na bramach, by odstraszyć złe duchy.
Mogliśmy też spróbować lokalnych specjałów (herbata, bimber z ryżu czy prażone ciastka z ryżu), zobaczyć ludzi przy ich codziennej pracy. Wszystko w spokojnym, naturalnym rytmie, bez ingerencji w cały ekosystem. I z ogromną sympatią i ciepłem, szczególnie w stosunku do dzieci. I co ciekawe, jedyne odgłosy, jakie słyszeliśmy z naszego domku, to były odgłosy natury: cykady, ptaki, szum wiatru w polach ryżowych i drzewach. A wieczorami zaś pod naszym domem latały całe grupy świetlików! Bardzo to wszystko było wzruszające i niezwykłe.
Wiem, brzmi trochę jak bajka. Ale rzeczywiście tak jest. I warto dodać, że nie zdarza się zbyt często w tym naszym coraz bardziej skomercjalizowanym, nastawionym na masowego turystę świecie.
Popatrzcie na te dwa zdjęcia powyżej. Lisu wierzą, że takie sieci pajęcze zawieszone na bramach i na drzwiach ochronią ich dom przed złymi duchami (do domów Lisu nie można zresztą wejść bez specjalnego zaproszenia). Na talerzu widzicie kości z 3 kurczaków z wbitymi w nie bambusami. Kurczaki zabija się przed ważnymi decyzjami, jak np. zakup mieszkania, przeprowadzka, narodziny dziecka, wybranie partnera/ki. Jeśli dziurki w kościach kury są symetrycznie rozłożone i bambus układa się w kształt litery V, to oznacza pomyślność. Jeśli patyczki bambusa są przekrzywione, trzeba jakoś zadośćuczynić, np. poprzez złożenie większej ofiary albo zrobieniu jakiegoś dodatkowego zadania (decyduje o tym szaman). Ciekawe, co?
★
Plantacja herbaty Araksa – nieodkryte miejsca w Tajlandii
Do Asian Oasis, właściela Lisu Lodge, należy też m.in. kameralna plantacja herbaty Araksa. Bardzo polecamy Wam wycieczkę na tę plantację. Można odwiedzić ją samemu, ale można też wziąć udział w oprowadzaniu z przewodnikiem i pracowniczką plantacji – kobietą, która zajmuje się całym procesem herbacianym. My skorzystaliśmy z tej drugiej opcji.
Mogliśmy m.in. spróbować swoich sił w ręcznym zbieraniu listków herbaty do tradycyjnych bamusowych koszyków, z których potem na naszych oczach przygotowywana była zielona herbata. Pracownicy plantacji pokazali nam potem, jak wygląda cały proces wytwarzania herbaty: od małego ziarenka zasadzonego do ziemi do wysuszonych liści zamkniętych w pudełku.
Wiecie, że pierwsze listki hebraty zrywa się dopiero po tym, jak herbaciane drzewko ma około 10 lat? Albo że pojedyncze najmniejsze listki na białą herbatę zbiera się tylko i wyłącznie ręcznie, dlatego też koszt jej wyprodukowania jest bardzo wysoki?
Mieliśmy też okazję spróbować różnych herbacianych przysmaków: smażonych liści herbaty podawanych z pikantną, limonkową sałatką z kurczaka (obłędny smak!), herbacianego ciasta jogurtowego czy różnych naparów herbacianych podawanych na ciepło i zimno. A wszystko to w przepięknym, minimalistycznie zaprojektowanym wnętrzu restuaracji na terenie Araksy. Niesamowite doświadczenie! I dla nas i dla dzieciaków, które mocno się zaangażowały w cały herbaciany proces.
Ziarenko herbaty – dopiero po 10 latach od zasadzenia ziarenka można zbierać pierwsze listki herbaty.
★
Więcej informacji (ceny, pakiety, wolne terminy) o tym magicznym, kameralnym miejscu w tajskich górach znajdziecie na stronie Asian Oasis. My przeżyliśmy tam piękny, spokojny czas, doświadczając przy okazji czegoś naprawdę autentycznego. Doceniamy ogromnie.
★
★