Kiedy myślisz o Kolumbii, to zapewne widzisz oczami wyobraźni kawę, Pablo Escobara i – nie ma co ukrywać – biały proszek, zwany kokainą. Nikt prawdopodobnie nie kojarzy Kolumbii z największymi na świecie woskowymi plamami w dolinie Valle de Cocora. Wystarczył jeden rzut oka na zdjęcia w Google i już wiedzieliśmy, że nie możemy ominąć tego miejsca.
Narodowe drzewo Kolumbii
Okazuje się, że palma woskowa jest na tyle unikalna i ważna dla Kolumbijczyków, że w 1985 roku została oficjalnie uznana za drzewo narodowe Kolumbii. Kraj ten jest także jedynym miejscem na świecie, gdzie można zobaczyć te plamy. Potrafią one osiągać do 60 m wysokości i rosnąć ponad 200 lat. Oczywiście ich liczebność z roku na rok maleje. Winny jest tu głównie człowiek, ale też nie bez winy są krowy, które zjadają sadzonki tych drzew.
Trekking w Valle de Cocora
Dolina Cocora, gdzie znajduje się wejście do Parku Narodowego Los Nevados, jest oddalona niewiele ponad 10 km od Salento. My tę trasę pokonujemy zwykłym samochodem, choć w ramach przygody i ciekawostki można ją pokonać też w niezwykły sposób – pochodzącym z II wojny światowej jeepem Willys.
Zanim wejdziemy na teren parku, obowiązkowym przystankiem dla Mani i Jasia są lody. Wzdłuż drogi wiodącej do wejścia miniecie wiele małych sklepików i restauracji. Co istotne, to w tym rejonie można zjeść najlepszego smażonego pstrąga – hiszp. trucha, podawanego na ogromnym, smażonym platanie.
Wracając jednak do trekkingu w dolinie. Mamy do wyboru dwie główne trasy. Pierwsza zajmuje około 2 godzin, druga jest znacznie dłuższa i przewiduje ponad 6-godzinny spacer. Z uwagi na czas, ale i potencjalne zmęczenie Mani i Jasia (Basia zapakowana w nosidełko Tula) wybraliśmy tę pierwszą trasę.
Zaczynamy dość niewinnie, po płaskim, ale już z pięknymi widokami na ogromne, trochę surrealistyczne palmy woskowe. Dojście do pierwszego punktu widokowego zajmuje nam niecałą godzinę. Tam stwierdziliśmy, że szkoda byłoby schodzić już do wejścia. Dzieci też jeszcze nie narzekały. Uznaliśmy, że nie zaszkodzi zrobić kawałek drugiej trasy – do kolejnego punktu widokowego.
Spektakularny przystanek na karmienie
Bardzo byśmy żałowali, gdybyśmy nie zdecydowali się na lekkie zboczenie z wyznaczonego, krótszego szlaku. Punkt widokowy kilkaset metrów dalej jest jednym z ładniejszych, na jakich byliśmy, a na pewno jednym z bardziej spektakularnych, na których robiliśmy przystanek na karmienie Basi.
Spowite podnoszącą się mgłą palmy i szczyty wzgórz tworzyły niesamowity klimat. Całość dopełniały dwumetrowe kondory krążące nad palmami. Te ogromne ptaszyska towarzyszyły nam w zasadzie do samego końca naszego trekkingu. Stopień podekscytowania dzieci pozwala z całym przekonaniem stwierdzić, że to one jednak wywarły na nich większe wrażenie niż same plamy woskowe.
Valle de Cocora konno?
Ci, którzy nas śledzą wiedzą, że nasze najstarsze dziecko ma hopla na punkcie koni. Nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd, ale ma. Wystarczy wysiąść z samochodu, żeby od razu wiedzieć i poczuć, że jesteśmy na terenach, gdzie koń odgrywał ogromną rolę gospodarczą. Teraz zwierzęta te służą do jazdy po terenie Parku. Gdy Mania zobaczyła stojące konie w boksach, to nie mogła przestać zadawać pytania, czy będzie mogła się przejechać.
Nie mogliśmy jej odmówić tej przyjemności. Wróciła wniebowzięta, ponieważ pozwolili jej przejechać na koniu przez rzeczkę.
Gdy tylko zamknęliśmy drzwi samochodu, po całym dniu ogromnej dawki emocji nagle lunął ogromny deszcz. To się nazywa wyczucie czasu. Wracamy do naszego hotelu, gdzie czeka nas kolejna atrakcja – basen!
1 komentarz
Istotnie przepiękne miejsce i choć zdjęcia super, to na żywo te palmy i cała zieleń doliny robią jeszcze lepsze wrażenie! ;)