Tuż po Nowym Roku zaczyna się sezon na wyjazdy do „kraju uśmiechu”. Wiemy to, bo ilość pytań, jakie dostajemy nt. Tajlandii lawinowo wzrosła. Jak zaplanować trasę zwiedzania? Co ciekawego zobaczyć? Jakich rzeczy doświadczyć, by poczuć „prawdziwą Tajlandię”? No i co na bank spodoba się dzieciom?
Postanowiliśmy więc podsumować nasze doświadczenia z podróży z dziećmi do Tajlandii i sprzedać Wam pomysł na dwutygodniowy plan wyjazdu do tego kraju.
A tutaj znajdziecie naszą drugą część RODZINNEGO PRZEWODNIKA PO TAJLANDII – PODRÓŻNICZE WSKAZÓWKI DLA RODZIN Z DZIEĆMI.
O tym przeczytasz
2 PIERWSZE DNI: WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W BANGKOKU
Większość z Was wyląduje w Bangkoku po kilkunastogodzinnym locie. Zapewniamy, że Wasze dzieci będą w pełni wypoczęte, w przeciwieństwie do Was (więcej: Jet lag – czy jest się czego bać?). Pierwsze kilka godzin będziecie zatem potrzebowali na rozruch organizmu i ogarnięcie się.
Gdzie warto się zatrzymać? Każdy ma swoją ulubioną dzielnice, ale jeśli jedziecie pierwszy raz warto mimo wszystko poszukać noclegu w okolicach osławionej Khao San Road. W 2018 r. niestety rząd Tajlandii zakazał handlu ulicznego, więc okolica mogła stracić trochę na swoim lokalnym folklorze, ale ma ona jeszcze jedną zaletę: większość tzw. must see nie wymaga od Was przejechania połowy miasta.
Drugim dobrym miejscem wypadowym są okolice Chinatown, skąd macie świetny dostęp do metra i skytrainu – bardzo prosty dojazd z/do lotniska i ogólna łatwość podróży po Bangkoku. Nie ma stania w korkach czy negocjowania cen z taksówkarzami. Dobra sieć metra i skytrainu jest o tyle ważna, że w BKK są bardzo duże korki. Dodatkowo w okolicy możecie liczyć na świetny i tani streetfood.
Na Bangkok proponujemy 2 noce. Niejeden krzyknie w tym momencie SKANDAL! Tu trzeba co najmniej tydzień :). Uważamy jednak, że przy dwóch tygodniach nie możemy sobie na to pozwolić, poza tym byliśmy tam już dwa razy i za każdym razem mamy wrażenie, że BKK trochę wysysa życie. Jest głośno, tłoczno, mnóstwo spalin i dużo różnych bodźców. Dobrze być na to przygotowanym, jeśli leci się tam z dziećmi.
Tego samego dnia, w którym przylecicie warto odwiedzić Wat Arun (świątynie świtu), która jest po drugiej stronie rzeki (Chao Phraya). Dostać się tam można tramwajem wodnym. Później spod Wat możecie ruszyć na wieczorny podbój Chinatown – dzielnicy, którą cenimy za dwie rzeczy: za brak turystycznych tłumów i przepyszne, niesamowite jedzenie.
Drugi dzień warto zacząć wcześnie rano. Punktem obowiązkowym jest Pałac Królewski i znajdująca się niedaleko świątynia Wat Pho z legendarnym ogromnym leżącym Buddą. Na drugą część dnia proponujemy Wam wybrać się na zwiedzanie kanałów Bangkoku (nie od dziś Bangkok jest nazywany azjatycką Wenecją). Bilety na takie wycieczki można dostać przy wejściu na przystań Phra Arthit.
Wskazówka: w Bangkoku od kwietnia 2018 r. nie działa Uber. Oczywiście pojawiła się inna aplikacja działająca na tej samej zasadzie – Grab, z którego warto korzystać, szczególnie kiedy wszyscy taksówkarze odmawiają włączenia taksometru. Droższym, ale szybszym i w pewnym sensie ciekawszym sposobem przemieszczania się są tuk-tuki.
TRZECI DZIEŃ: AYUTTHAYA
Kolejny dzień to poranny przejazd do Ayutthaya. Pociąg lokalny z Bangkoku do Ayutthayi kursuje w zasadzie codziennie mniej więcej co godzinę. Podróż trwa około dwóch godzin (1,45) z dworca Hua Lamphong. Władze Bangkoku planują jednak w 2019 r. przenieść miejsce głównego dworca na Bang Sue (sprawdzajcie na bieżąco sytuację w Internecie). Dla kolorytu podróży warto kupić bilet w klasie najniższej: spotkacie prawie samych Tajów, spotkacie przechadzających się po korytarzu pociągu handlarzy świeżych orzeszków ziemnych, dziwnych zielonych galaretek, owoców i masy innych rzeczy (ostatnio jednak doszły nas słuchy, że i ten handel został już zbanowany).
Ayutthaya to miejsce niesamowite pod względem ilości świątyń i ruin porośniętych trawą, mchem i pnącą się roślinnością. Robi naprawdę kolosalne wrażenie, jak na przykład głowa Buddy ukorzeniona w drzewie w Wat Maha That. Gwarantujemy, że dzieci będą zachwycone.
Wskazówka: Niektóre ciekawe świątynie są od siebie położone w dużej odległości, warto wynająć sobie tuk-tuka, szczególnie, że w Ayutthayi bywa goręcej niż w Bangkoku.
Na dworcu w Ayutthayi kupujemy bilet na nocny pociąg do Chiang Mai. Pociągi są dość nowe, z kuszetkami, podróż trwa około 13 godzin. Z dziećmi nie ma większego problemu, bo pociąg jedzie w nocy, czyli normalnej porze snu. Warto zabrać ze sobą jedzenie, bo tamtejszy WARS to zupki chińskie. W niektórych wagonach było czuć, że klimatyzacja ma tylko dwie pozycje On/Off, czyli warto zabrać ze sobą coś cieplejszego.
3 DNI W STOLICY PÓŁNOCY – CHIANG MAI
Chiang Mai to zupełnie inna Tajlandia. Mimo że turystów jest tam bardzo dużo, szczególnie w sezonie, to wokół miasta można znaleźć trochę spokoju, a przede wszystkim przepięknej przyrody. To z Chiang Mai możecie dostać się na najwyższy szczyt Tajlandii Doi Inthanon. To tu możecie się wybrać na prawdziwy trekking przez tajską dżunglę, tak jak zrobiliśmy to my (więcej TU).
To także w okolicy Chiang Mai jest największa ilość sanktuariów dla słoni, czyli miejsc, do których trafiają słonie uratowane z niewoli. Pamiętajcie: na słoniach się nie jeździ. Można je karmić, towarzyszyć im w spacerze czy kąpieli (niesamowita przygoda dla dzieci!), ale nie można na nich jeździć. Dlatego też omijajcie szerokim łukiem wszystkie oferty „wycieczek”, w których jednym z punktów programu jest przejażdżka na słoniu. To nic innego, jak wyzysk tych zwierząt i słoniowy przemysł turystyczny. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, to przeczytajcie nasz tekst: Czy szczęśliwe słonie istnieją?
Chiang Mai to prawdziwe zagłębie różnych atrakcji dla małych podróżników. Warto wybrać się do pięknie położonego na wzgórzach zoo, gdzie dzieci będą mogły karmić żyrafy, strusie czy hipopotamy, a nawet zobaczyć rodzinę pand. Poza samym zoo można też fajnie spędzić czas na karmieniu i myciu bawoła, malowaniu ceramiki, robieniu stracha na wróble czy sadzeniu ryżu. W okolicy są też parki dinozaurów czy wielki gorilla ze słomy.
Samo Chiang Mai ma też swój niepowtarzalny urok. Centralna część jest otoczona starymi murami miejskimi. Jedzenie też jest obłędne – kilka miejscówek opisaliśmy tutaj. Dodatkowo jest jeszcze jedna szczególna rzecz: Sunday Walking Street. Wszystko to, co w europejskich sklepach z hipsterskim dizajnem kosztuje 100 czy 200 zł tam można dostać za 10. My wyszliśmy na tyle obładowani zakupami, że uznaliśmy, że jedynym wyjściem jest wysłanie ich wszystkich pocztą do Polski (płynęła do nas 3 miesiące, kosztowała 200 zł i ważyła blisko 7kg :-)).
Będąc w Chiang Mai warto skontaktować się z Jackiem, który podczas naszego pobytu bardzo nam pomógł w organizacji wypadów za miasto, a także polecił kilka ciekawych miejsc, gdzie można zjeść niesamowite rzeczy.
Wskazówka: Do głównej atrakcji miasta, świątyni na szczycie Doi Suthep dostaniecie się z północnej bramy starego miasta. Trzeba czekać na zapełnienie czerwonej taksówki tzw. songthaews. Po drodze jest przystanek przy zoo.
TYGODNIOWY CHILLOUT NA WYSPACH
Ostatni tydzień polecamy spędzić na tajskich wyspach, na które z Chiang Mai można szybko dotrzeć samolotem. Rekomendujemy linię Nok Air – najtańszą, jaką znaleźliśmy, dodatkowo niewyszukiwaną przez popularne wyszukiwarki.
Jaką wyspę wybrać? No cóż, wybór jest zawsze trudny. Każda ma swój urok, każda ma swoje cechy charakterystyczne. Najbardziej „dzieciowa” jest Koh Lanta (większość restauracji ma foteliki dla dzieci J). Najbardziej imprezowa (przez szereg imprez pod nazwą moon party) jest Koh Phangan, choć jej północna cześć jest uznawana za wyspę z najpiękniejszymi plażami, jednocześnie jest też tam dużo spokojniej. Jeśli ktoś uwielbia nurkowanie albo snorklowanie powinien wybrać Koh Tao. Dużo spokojnie jest na Koh Muk i Koh Ngai. Z kolei Koh Phi Phi szturmowana jest przez miliony turystów.
Dla tych którzy chcą mieć większy wachlarz możliwości niż leżenie na plaży polecamy wybrać Krabi, skąd można i odwiedzić Świątynię Tygrysa czy wybrać się longboatem na dostępne tylko od strony morza plaże np. Railay. Trzeba się jednak liczyć, że na samym półwyspie nie ma spektakularnych plaż. Jest Ao Nang, która jest główną bazą dla większości polskich biur podróży, wyczuwalna jest też w powietrzu atmosfera cepelii.
Wskazówka: w zależności o której przylecicie i na jakie lotnisko w południowej części Tajlandii musicie się liczyć z tym, że transfer na wybraną wyspę może być niemożliwy tego samego dnia. Jest to o tyle ważne, że trzeba dobrze sobie zaplanować powrót do Bangkoku. Warto poszukać różnych opcji, jak np. Nok Aair, która oferuje bilety combo, łączące bilet lotniczy i bilet na prom.
*************************************
Dołącz do nas!
⇒ Zapraszamy Cię do naszej grupy na Facebooku Aktywni Rodzice – co fajnego można robić z dziećmi, w której zarażamy energią do rodzinnego podróżowania i aktywnego spędzania czasu z dzieciakami.
⇒ Możesz także polubić profil Our Little Adventures na Facebooku i obserwować nas na Instagramie.
Bądźmy w kontakcie!
12 komentarzy
Ale męczące są lamenty o słonie. Może na koniach też nie jeździć. Co za bzdury.
Ale to jest Internet. Wystarczy zmienić stronę. Wiesz czasem lepiej milczeć i udawać mądrego, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości.
hmm.. intryguje mnie moment w którym jedziecie z Bangkoku do Ayuthayi, tam zwiedzacie… a z Ayuthayi dalej do Chiang Mai. Czyli rozumiem, ze w Ayuthayi nie nocowaliście? To co zrobiliście z całym bagażem podczas zwiedzania swiątyni? :)
Spaliśmy w Ayutthaya. W taki sposób jak opisujesz szwedalismy się po Lopburi. Bagaże wtedy zostawilismy na dworcu.
W marcu wybieramy się do Tajlandii z 2,3 letnia córką po raz pierwszy! Zainspirowaliany się przewodnikiem i na pewno wykorzystamy bo będziemy tam 3tyg! Mam jednak pytanie o pozdroze z dzieckiem, które jest w trakcie odpieluchowywania. Córka już całkiem dobrze sobie radzi, ale zdarzają się wpadki.. czy braliście ze sobą jakieś przenośne toalety, jeśli w ogóle w takim czasie podróżowaliscie z dziećmi:)?
Cześć,cieszymy się, że nasz przewodnik się przydał.
W czasie odpieluchowania nigdzie daleko nie jeździliśmy ale jeździliśmy bardzo dużo po Polsce, a w tym przypadku nie ma chyba znaczenia gdzie się jest. Braliśmy zawsze ze soba dwa komplety ciuchów na zmianę i torebkę na mokre ciuszki. W Tajlandii zawsze możecie latwo wyprac rzeczy na mieście, chyba nawet łatwej niż w Polsce, więc bez obaw.
Witajcie – weszliście na sama górę do światynii tygrysa w Krabi?
Tak, choć samo wejście nie było takie trudne co zejście. Nogi nie wytrzymują po prostu.
Ile miała wasza côrcia podczas podróży do Tajlandii? Jak długi trekking po dżungli robiliście i czy nie było to męczące z małym dzieckiem?
Mania miała 2,5 roku, Jasiek 9 mscy. Trekking mieliśmy dwudniowy, z nocowaniem w wiosce plemienia Karen w warunkach bardzo podstawowych (brak łazienki, mycie się w misce, itd.). Trekking był różnorodny, raczej łatwe podejścia, było jednak ze 2-3 ostre podejścia pod górę – wtedy się trochę zmęczyliśmy :). Dzieciaki były w nosidełkach Tula, Manka część trasy chodziła na własnych nogach. A jeśli pytasz, czy z małym dzieckiem taki trekking jest męczący, to tak, jest męczący :). Męczący byłby nawet bez dziecka – w końcu to dwa dni chodzenia po górach :). My nie jesteśmy jakoś mega wysportowani alpinistycznie ale dalismy radę. Po prostu lubimy ruch i lubimy góry. Ale wiemy tez, że nie wszystkie rodziny z dziećmi dają radę przejść tę samą trasę co my. Wszystko zatem kwestią nastawienia i oczekiwań. Pozdrowienia!
Świetny artykuł, dziękuję! A możecie napisać z jakimi kosztami trzeba się liczyć wybierając się w taką podróż z 2 małych dzieci?
Niestety Tajlandia przestała być tania jakieś 3-4 lata temu. W tej chiwli, szczególnie na wyspach ceny są mocno europejskie. Wszystko też zależy od tego w jakim standardzie chce się mieszkać, co i gdzie jeść. Myślę, że przez dwa tygodnie trzeba się liczyć z kosztem około 5 tys zł (w standardzie jaki my mamy – raczej niewygórowany), plus koszt biletów czyli dodatkowo jakieś 6,4 tys zł (przy 4 biletach).